44. Znów wszystko się spieprzyło

465 51 45
                                    

Piąty dzień istniej sielanki i nieróbstwa został gwałtownie przerwany. Wracałam, razem z małym pasożytem do domu, niosąc ciężką reklamówkę wypełnioną puszkami i wątróbką, którą sobie upodobał. Pochłaniał niewyobrażalną ilość jedzenia, nie miałam pojęcia, jak to wszystko mogło zmieścić się w jego, na pozór, małym brzuszku.

Huk, który usłyszałam, był mi bardzo znajomy. Reklamówka z jedzeniem Sio została rozdarta przez kulę i zawartość wysypała się na ulicę. Oddano jeszcze kilka strzałów, zanim zorientowałam się w sytuacji. Znajdowałam się na spokojnym osiedlu, między zabudowaniami, co dawało mi jeszcze szansę na ucieczkę.

– Nie ruszaj się! – Usłyszałam z daleka. Znałam ten głos i zrobiłam to, o co mnie poprosił. – Nawet nie myśl o tym, żeby uciekać! Moi ludzie widzą twojego plugawego demona i wiedzą czym jesteś!

– Więc czym, według ciebie jestem?

– Śmieciem, który układa się z demonami! A teraz odwróć się powoli, żebym mógł cię zobaczyć zanim zginiesz.

Powoli i niechętnie odwróciłam się w jego stronę. Miałam rację. Z odległości kilkudziesięciu metrów wpatrywał się we mnie zaskoczony Myśliwy.

– Ty... – syknął. – Zabiłem cię. Wykrwawiłaś się na moich oczach!

Nie chciałam wyprowadzać go z błędu i zaczynałam zastanawiać się, czy nie lepiej byłoby zacząć udawać trupa.

– Jedno, nieumiejętne i płytkie dźgnięcie nożem nie mogło mnie zabić. – Powinnam chyba paść na kolana i błagać o życie, a zamiast tego, wdałam się w dyskusję z wariatem. – Następnym razem proponuję celować w głowę.

– Możesz być pewna, że już nie popełnię tego samego błędu. – Jego uśmiech przyprawiał mnie o mdłości. – Ale cieszę się, że przeżyłaś. Posłużysz jako przykład dla tych, którzy układają się z demonami! – Klasnął w dłonie. Jego złociste włosy opadły mu na czoło. Wyglądał całkiem niewinnie, kiedy tak entuzjastycznie radował się z czyjejś przyszłej śmierci. – Zabiorę cię ze sobą i pokażę ci moje nowe zabawki, chcesz? Zobaczysz, jak działają na własnej skórze!

Myśliwy nie posiadał broni, natomiast kilkunastu jego ludzi, którzy znajdowali się za nim, dysponowali całkiem groźnymi zabawkami. Zastygłam w bezruchu. Po moim kręgosłupie przeszedł zimny dreszcz, kiedy zorientowałam się, że kilku jego towarzyszy wytwarzało aurę, łudząco podobną do energii Myśliwego. Zaklęłam pod nosem, wpatrując się z przerażeniem w nieludzi, którzy byli nowym nabytkiem mojego wroga.

– Och! – Rozpromienił się, kiedy zauważył, na co zwróciłam uwagę. – Dostałem nowe zaopatrzenie, prosto z mojego Królestwa. Moi bracia postarają się, aby ten świat stał się lepszy i pozbędziemy się całego tego brudu, który tu zalega już zbyt długo. – Spojrzał z niechęcią na Sio, który skulił się przed jego wzrokiem. – Co do ostatniego śmiecia.

Z przerażeniem stwierdziłam, że nie miałam szans. Krew zaczęła mi już odpływać z rąk, gdy trzymałam je nieruchomo w górze. Czas działał na moją niekorzyść. Musiałam coś zrobić.

Wszystko wydawało się jak w zwolnionym tempie. Wyciągnęłam broń, pchnęłam Sio w stronę alejki między budynkami i oddałam kilka strzałów na ślepo, mając nadzieję, że w kogoś trafiłam. Rzuciłam się do ucieczki, wykorzystując moment zaskoczenia. Sio był szybszy ode mnie, dlatego nie miał problemów z dotrzymaniem mi kroku.

– Brać ją! – Usłyszałam wściekły głos. – Możecie ją zranić, ale nie zabić! Jest moja!

Wpadłam między budynki, starając się wybierać drogę, która dałaby mi przewagę i zgubiła łowców. Wysokie ściany otaczały mnie z każdej strony, tworząc labirynt między kamienicami. Problem polegał na tym, że nie miałam już do czynienia z ludźmi, więc nie posiadałam również żadnych atutów. Nie wiedziałam nic na temat ich siły ani szybkości.

Biegłam, ile sił w nogach, lecz łowcy nie wydawali się być wcale dalej. Serce biło mi jak oszalałe, zwłaszcza, gdy usłyszałam kilka świstów, które przeleciały zaraz obok mojego ucha i trafiły w ścianę.

Czy nie nakazano im, aby nie robili mi krzywdy!?

Sio wydawał się być w swoim żywiole, kiedy ja ledwie żyłam, próbując złapać oddech, on hasał sobie wesoło, przeskakując przeszkody bez najmniejszych oznak zmęczenia.

– Stój!

Ani mi się śniło stawać. Wpadłam na czyjeś podwórko. Znalazłam się niedaleko mojego domu, z czego byłam bardzo zadowolona. Nie wytrzymałabym dłużej tego szaleńczego biegu.

Kilka kolejnych strzałów. Ktoś krzyknął. Jakiś niewinny przechodzień musiał dostać kulkę, która była przeznaczona dla mnie.

– Sio! – krzyknęłam. – Otwórz drzwi! – Rzuciłam mu klucze, które zdążyłam przygotować.

Złapał je w locie. Był szybki, dużo szybszy ode mnie i łowców. Zniknął w jednym momencie.

Niewiele myśląc, wbiegłam do swojego budynku. W ekspresowym tempie pokonałam schody. Słyszałam za sobą ciężkie kroki. Drzwi do mieszkania były otwarte. Wpadłam do środka, upadając ciężko na podłogę. Trzech Jaśniejących, którzy byli tuż za mną, odrzuciło z wielką siłą do tyłu. Swąd spalenizny był o wiele silniejszy niż zwykle. Może siła glifów była proporcjonalna do siły w której ktoś próbował natrzeć na wejście.

Otrząsnęłam się i wstałam, aby zamknąć drzwi. Siedziałam przez chwilę na podłodze, opierając się o ścianę, tuż przy wejściu. Serce podchodziło mi do gardła, kiedy czekałam w przerażeniu na to, aż ktoś zacznie dobijać się do drzwi. Sio stał na środku pokoju, wpatrując się we mnie ze strachem w oczach. On również podzielał mój lęk.

Może nie powinnam była uciekać do domu? Wiedzieli teraz gdzie mieszkałam. Z drugiej strony nie miałam ani czasu, ani siły, aby dobiec do bardziej oddalonego miejsca. Tutaj przynajmniej miałam jakąś ochronę.

Ku mojemu zaskoczeniu przez kolejne kilka minut nic się nie działo. Na korytarzu panowała potworna cisza, co zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej. Nie chciałam upewniać się, czy aby na pewno nie ma nikogo za drzwiami. Podczołgałam się do okna, nakazując Sio, aby zrobił to samo.

– Oni nienawidzą Sio – szepnął z przerażeniem. – Sio pamięta, jak Irae mówiła o Agencji, ale Sio nie pamięta, aby byli tam Jaśniejący.

– Bo nie byli. – Przywarłam do ściany pod oknem. – Dopiero musieli dołączyć.

Raz kozie śmierć. Wyjrzałam przez szybę, próbując zorientować się w sytuacji.

Myśliwy wraz ze swoimi łowcami stali na ulicy, ustalając coś między sobą. Obok niego stał poparzony Jaśniejący, który mocno gestykulował wskazując na moje mieszkanie. Wiedzieli już o zabezpieczeniach i widocznie nie mieli ochoty jeszcze raz doświadczyć siły zaklęcia. Ciekawe, jak szybko uda im się dostać do środka? A może będą czekać, aż umrę z głodu? Nie miałam zamiaru czekać, aby się przekonać, którą z opcji wybiorą. Zauważyłam również, że ludzie wyglądali ukradkiem ze swoich domów, próbując dowiedzieć się, co się stało. Kilkanaście osób z bronią musiało wzbudzić zainteresowanie. Policja zapewne już tu jechała.

Znów wszystko się spieprzyło.

Na rozkaz Ciemności (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz