28. Wszystko działa jak należy

513 51 24
                                    

Uznałam, że lepiej poczekać z karmieniem Sio, póki nie strawi padliny, którą tak ochoczo wcześniej pochłonął. Teraz całą moją jedną szafkę w kuchni zajmowały puszki dla kotów. Większość z nich i tak była pusta, więc nie żałowałam mu miejsca.

Hektor zjawił się późnym wieczorem w pełnym rynsztunku. Przywlókł ze sobą miseczki, mieszadełka, pędzelki i masę różnych innych rzeczy, których zastosowania nie znałam. Jak na nekromantę przystało, ubrał się w długi płaszcz i ciężkie buty z podkuciem. Teraz jedyne tatuaże, które było można u niego zauważyć, ciągnęły się po szyi i chowały za uchem.

Ze starannością rozłożył wszystkie swoje narzędzia na stoliku w salonie.

– Połowa teraz – powiedział. – A druga po wykonanej robocie. I tylko gotówka.

Byłam na to gotowa. Przyniosłam z sypialni kilka ruloników banknotów i położyłam na stole. Nie wziął ich do ręki. Nie próbował nawet przeliczyć. Tacy jak oni mieli sposoby na nieuczciwych zleceniodawców. Hektor wyciągnął opasłą, grubą księgę i otworzył na odpowiedniej stronie, całkowicie skupiony na tekście, co jakiś czas pomrukując coś pod nosem.

Nagle, jego wzrok odwrócił się w kierunku mojej kuchni. W przejściu stał zaciekawiony Sio, widać było, że bardzo chciałby podejść, lecz obawia się, że mogłoby mi się to nie spodobać.

– Nawet nie pytam – stwierdził nekromanta. Gdybym właśnie dostała dwadzieścia pięć tysięcy, również bym nie pytała. – A teraz daj mi swoją rękę.

Podałam mu dłoń bez wahania, wiedząc, co będzie chciał zrobić. Wyciągnął swój rytualny nóż, złapał mnie mocno za rękę i pociągnął ostrze wzdłuż linii życia. Bolało. Skrzywiłam się, lecz nie wydobyłam z siebie żadnego dźwięku. Krew spływała powoli do podłożonej miseczki.

– Teraz powinno być dobrze – stwierdził i zamieszał w miseczce długą, cienką łyżeczką. – Wystarczy teraz równomiernie je rozłożyć i poczekać, aż się wchłoną.

Wziął swój pędzelek i co chwilę, maczając końcówkę w mojej krwi, zaczął kreślić glify w strategicznych miejscach domu. Pierwsze nałożył na samym progu, w wejściu. Robił to powoli i starannie, co chwilę zerkając do swojej księgi.

Zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze robię. Prawdopodobnie dopiero teraz zaczęły dochodzić do mnie słowa Baala, które mówiły coś o niepożądanych skutkach.

Kolejne glify nałożył w każdym kącie salonu, później zabrał się za sypialnie, łazienkę i mniejszy pokój, a także na framugach okien. Wzór był dziwny, zawiły. Podobny do tego, który Śmierć kreślił na moim ciele. Miałam tylko nadzieję, że nekromanta wiedział co robił, w przeciwieństwie do Śmierci.

– No dobra – stwierdził. – Ostatni znak i skończone.

Jeszcze raz spojrzał w swoją ściągę i pędzelkiem umoczonym w mojej krwi wykonał ostatnie pociągnięcia.

Wszystkie glify rozbłysnęły w jednym momencie. Zniknęły równie szybko jak się pojawiły. Nie było po nich nawet śladu.

– To już? – spytałam.

Nekromanta zawahał się zanim odpowiedział.

– Nie jestem pewien, powinienem odczuć teraz silną potrzebę wyjścia i napór, który wyprowadziłby mnie za próg.

Poczułam w powietrzu swąd spalenizny. Usłyszałam trzask, jedyne, co zdążyłam zauważyć, to coś, co walnęło z zadziwiającą siłą w uchylone drzwi, zahaczając najpierw o mnie. Upadłam z impetem na ziemię. Huk był niesamowity, w powietrzu unosił się lekki dym i czułam również nadpalone ciało. Nekromanty nie było już obok mnie. Sio również zniknął. Podbiegłam do wyjścia, aby sprawdzić, co się stało. Hektor leżał przy ścianie na klatce schodowej, pojękując i trzymając się za łokieć. Domyślałam się, że złamał rękę. Uderzył z taka siłą, że prawdopodobnie miał złamanych jeszcze kilka innych kości. Sio właśnie otrząsał się z szoku tuż obok niego. Nie miał pojęcia, co się właśnie stało. Jego stan oceniałam na dobry, prócz lekko przypalonego ogonka.

– Co poszło nie tak? – jęknął do siebie nekromanta. – Wszystko zostało zrobione zgodnie z wytycznymi. Nie rozumiem... – Jego oskarżycielski wzrok spoczął na mnie. – Ty! To twoja wina!

– Wydaje mi się, że wszystko działa jak należy – odparłam zadowolona z nowego nabytku.

– Glify są zbyt gwałtowne, zupełnie, jakby zostały przeładowane. Mogły mnie zabić! Mogły NAS zabić! Wybuch pochłonąłby cały budynek i zostawił jedynie pustą dziurę w ziemi, zamiast twojego mieszkania.

– Ale nie zostawił.

– Głupia – powiedział, lecz już bez entuzjazmu. Teraz bardziej skupił się na swoim stanie, niż na ewentualnej, niedoszłej śmierci. – Siedemdziesiąt pięć tysięcy.

– Słucham? – Nie mogłam w to uwierzyć. Zamiast martwić się o swoje pogruchotane kości, próbował się ze mną jeszcze targować. – Chyba sobie żartujesz. Ustaliliśmy, że dam ci pięćdziesiąt i ani mniej, ani więcej. Umowa to umowa. – Syknął niezadowolony, trzymając się za żebro. Prawdopodobnie odkrył kolejne złamanie. – Może zadzwonię po pogotowie?

– Nie. Zadzwonisz do mojego przyjaciela. Podyktuję ci numer.

Sio pozbierał się z podłogi. Chciał podążyć za mną, lecz zatrzymał się u progu. Albo nie chciał ryzykować, albo po prostu nie mógł wejść do środka. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem. To był ten moment, który miał zadecydować o dalszych losach Sio. Mogłam już na zawsze pozostawić go po tej przeciwnej stronie drzwi. Możliwe, że w ten sposób bym się go pozbyła. Chyba zauważył moje wahanie, ponieważ spojrzał na mnie wystraszonym, błagalnym wzrokiem.

Miałam całą szafkę wypchaną kocim żarciem. Nie miałam zamiaru ani czasu dokarmiać koty w okolicy. Ktoś musiał to zjeść...

– Jak sprawić, żeby mój przyjaciel mógł wejść do środka, jeśli tego zechcę?

– Zadzwoń po ten cholerny transport! – jęknął.

– No dobrze, już dobrze... – Ociągałam się. Sporo czasu zajęło mi znalezienie telefonu, a jeszcze więcej wykręcenie numeru. Mężczyzna, który odebrał nawet nie pytał o co chodzi. Poprosił jedynie o adres i się rozłączył. Przemiły człowiek.

Wróciłam do Sio, który stał cały czas w tym samym miejscu, z tym samym przerażeniem w oczach.

– Jak mam go wpuścić? – powtórzyłam się.

– Musisz mieć jego krew, wystarczy kropla. – Wiedziałam, że nekromanta męczył się przy każdym słowie, dlatego tak niechętnie mi odpowiadał. – Wetrzyj ją w miejsce, gdzie nakreśliłem ostatni glif.

Sio nie czekał na instrukcje. Skaleczył swój palec o jeden z ostrych zębów i wyciągnął ostrożnie rękę, starając się, by nawet nie dotknęła granicy znaków. Zgarnęłam palcem kroplę jego krwi i wtarłam w ostatni glif. Nic się nie stało. Krew wsiąknęła, znikając całkowicie.

– Spróbuj – powiedziałam do Sio.

Demon z wahaniem przekroczył próg. Żadnego grzmotu ani spalenizny. Wszystko działało jak należy. Usłyszałam jeszcze parę jęków i przekleństw ze strony nekromanty. Musiało bardzo go boleć.

Zanim przyjechał przyjaciel Hektora, wepchnęłam w kieszenie nekromanty całe pięćdziesiąt tysięcy. Nie próbowałam go ruszyć, uznałam, że będzie lepiej, jak zrobi to ktoś inny. Ja mogłam go jedynie poturbować jeszcze bardziej.

– I nigdy więcej nie chce cię widzieć – powiedział zbolałym głosem, gdy dwójka podejrzanych ludzi wynosiła go na noszach z budynku.

Na rozkaz Ciemności (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz