55. Może prześlizgniemy się i nikt nas nie zauważy?

487 45 42
                                    

– Mam iść frontem, kiedy wy będziecie wchodzić tyłem?! – oburzył się Beleth.

Staliśmy niedaleko budynku Agencji, ukryci między dwoma innymi budynkami. Wieżowiec był ogromny. Mieścił się w samym centrum miasta, dlatego na ulicy, mimo późnej pory cały czas panował ruch. Przechodnie rozmawiali ze sobą, spacerowali i spieszyli się gdzieś, całkowicie pochłonięci swoim życiem, nieświadomi, że lada moment wybuchnie regularna walka. Ogromne szyby wieżowca odbijały światła latarni i przejeżdżających aut, przez co budynek wydawał się błyszczeć.

Zauważyłam, że Jaśniejących i łowców przybyło, prawdopodobnie cały czas się jeszcze zbierali.

– Boisz się, że zginiesz? – spytałam zaczepnie Beletha. – Sam zapewniałeś, że jesteś jak tysiąc demonów razem wziętych.

– Ja nigdy nie przegrywam – wycedził przez zęby.

– Wiec nie masz się czego bać.

– Nie boję się! Nie podoba mi się to, że chcecie sami zgarnąć najlepsze kąski.

– Chcesz zostawić swoje demony samym sobie? Potrzebują władcy, aby ich poprowadził. – Lucyfer był zdziwiony postawą demona. On sam zapewne nigdy nie opuściłby swoich poddanych.

– Dadzą sobie radę – warknął. – Moje demony nie trzeba prowadzić za rączkę jak twoich długowiecznych. Potrafią same o siebie zadbać.

– Co nie znaczy, że Jaśniejący ich nie powybijają – wtrąciłam się. – Masz tylko sześćdziesiąt demonów, a samych Jaśniejących jest ponad stu. Nie wliczając w to ludzi. Wyślesz ich na pewną śmierć. – Beleth zrobił niezadowoloną minę. Nie chciał się ze mną zgodzić, ale wiedział, że mam rację. – Skoro jesteś tak dobry, powinniście wygrać. – Co do tego nie miałam akurat pewności, lecz mieli większe szanse, gdy Beleth dołączy do swoich demonów.

– Zgoda... – Uniosłam brwi zaskoczona. Nie wiedziałam, że tak szybko sobie z nim poradzę. – Ale chcę Myśliwego.

– Po co ci Myśliwy?

– Wybija moje demony, to chyba wystarczający powód.

– I teraz cię to interesuje? Zaciągnęłam cię tu siłą, gdyby nie ja, nie kiwnąłbyś palcem, żeby cokolwiek zrobić w sprawie swoich demonów.

Wzruszył tylko ramionami.

– A to już nie twoja sprawa. Chcę Myśliwego, jeśli wam się to nie podoba, możecie zapomnieć o mojej pomocy.

– Zgoda. – Nie miałam ochoty się już powoływać na figę, którą dostanie po naszym pakcie, gdy mi nie pomoże. Wolałam zgodzić się w ciemno, na końcu i tak nie musiałam dotrzymywać żadnych słów. – Wszyscy są już teraz zadowoleni?

– Zgłosiłbym jednak sprzeciw... – Wtrącił się Lucyfer. Spojrzałam na niego w dosyć nieprzyjemny sposób. Miałam już dość dyskusji na jakikolwiek temat. Chciałam jedynie wejść, zabić kilka osób i bezpiecznie wyjść. – Albo i nie...

– Wspaniale.

Lucyfer zmarszczył brwi. Był zaskoczony tym, że ustąpił. Sam nie do końca wiedział, czemu to zrobił.

– Beleth... – zaczęłam.

– Dobrze wiem co mam robić, nie musisz mi mówić.

Odwrócił się do mnie plecami.

W powietrzu dało się wyczuć napływ energii demona, która kumulowała się w jednym miejscu. W kolejnej chwili Beleth uwolnił impuls mocy. Poczułam to aż w kościach. Wiedziałam, że to wezwanie, ponieważ, nie wiedzieć czemu też na mnie zadziałało. Rozeszło się falą, z każdej strony, coraz bardziej się rozszerzając. Każdy demon w okolicy był poinformowany, że nadszedł czas ataku. Widziałam, że Jaśniejący, którzy byli zgromadzeni wokół budynku również zareagowali, nie mieli jednak pojęcia, co oznaczał ten nagły, obcy impuls. Beleth wyszedł z ukrycia.

Na rozkaz Ciemności (TOM I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz