001

2K 21 0
                                    

— W końcu! Nie mogę uwierzyć, że skończyłyśmy właśnie szkołę. - Pisnęła Abi.
No właśnie, Abi. Chudziutka, brązowooka blondynka z zawsze idealnie wyprostowanymi włosami. Biła od niej ciepła energia, a chłopcy zawsze się za nią oglądali. Dziewczyna praktycznie nigdy nie wychodziła z domu ubrana w dresy, czy niepomalowana, mimo że zawsze wyglądała pięknie. Z charakteru była odważna i szalona, ale rozsądna i lojalna.
—To co? Idziemy to uczcić do mnie później? - Zapytałam z uśmiechem.
— Właściwie to chciałam Cię o coś zapytać.
— Tak? - Popatrzyłam na nią.
— Wiesz co jest pierwszego lipca?
— Piątek?
— To też, ale Quebonafide ma koncert. Pomyślałam że może razem.. - Dziewczyna nie dokończyła, bo odrazu jej przerwałam.
— Abi nie zaczynaj tego tematu. Wiesz, że nie słucham rapu. Wolę oglądać jakieś gówniane komedie romantyczne niż stać pod sceną i słuchać chłopaka, którego nawet dobrze nie znam.
— Ale ja go też dobrze nie znam, idę tam żeby się napić i poznać jakichś fajnych chłopców. - Ostatnie dwa słowa podkreśliła.
— Wiesz, życie singielki mi jak najbardziej odpowiada.
— Nie dojrze, że aspołeczna to jeszcze pesymistka. Siedź dalej w pokoju płacząc nad zdjęciami celebrytów bo nie jesteś sławna i nie możesz być żoną Alexa Turnera.
— Nie przekonasz mnie, więc daruj sobie. Po za tym, Alex już mi się nie podoba. - Zaśmiałam się.
— Powiedzmy, że Ci wierzę. Mniejsza, i tak musisz iść ze mną dzisiaj na zakupy.
Wywróciłam oczami śmiejąc się. Blondynka pociągnęła mnie w stronę jej mercedesa, którym zawsze wracamy po szkole.
— Nie wierzę, że wracamy stąd ostatni raz. - Westchnęłam, zapinając pas. - Trochę smutno, że kończymy szkołę. Tyle wspomnień. - Mruknęłam.
— Na szczęście koniec tego cyrku. Już miałam dosyć. Codzienne wstawanie o szóstej, wracanie po piątej, stres przez sprawdziany. O Niemieckim już nie mówię, czarna magia! A teraz koniec. Możemy odetchnąć, nie martwiąc się, że Wiśniowska nas znowu opierdoli za brak zadania. - Popatrzyłam na jej profil, i wybuchłam śmiechem.
— Abi, przychodziłaś do szkoły o której Ci pasowało, w ogóle się nie uczyłaś, imprezowałaś w ciągu tygodnia, a i tak masz świadectwo z paskiem. Zresztą, jak zawsze. - Zacisnęłam usta w wąską linie.
To prawda. Williams nienawidziła szkoły, i rzadko się uczyła. Mimo to, zawsze miała wręcz idealne oceny. To nie tak, że narzekam na moje, ale w porównaniu do Abigail, musiałam uczyć się całymi dniami by napisać kartkówkę na chociażby trójkę.
— Teraz to nie ma znaczenia. Czas się zabawić. - Uśmiechnęła się.
Przez resztę drogi rozmawiałyśmy o naszych planach na wakacje, śmiejąc się z byle czego. Po kilkunastu minutach byłam w domu.
— Hej mamo! - Przywitałam się, ściągając niewygodne buty.
— Mamy nie ma, pojechała z tatem na zakupy. - Odezwał się mój brat jedzący chipsy na kanapie.
— Cholera Kacper, ile razy mam mówić, żebyś nie jadł nic na sofie? - Krzyknęłam.
— A Ty co, w Annę się bawisz? - Zakpił.
— Nie w ‚Annę', tylko mamę. I nie, nie bawię się w nią, tylko nie mam zamiaru później słuchać krzyków bo jej meble za miliony, są całe brudne.
Prychnęłam i ruszyłam do swojego pokoju. Kacper jest ode mnie młodszy o dwa lata, ale mentalnie jest malutkim chłopcem. Często sobie dogryzaliśmy i kłóciliśmy o najmniejsze błachostki. Chociażby o to, kto ma wyciągnąć naczynia ze zmywarki. Z charakteru jest zadziorny, bardzo szczery, i wredny. Co najgorsze, ma wielkie mniemanie.
Mimo wszystko, dało się z nim czasem normalnie porozmawiać. Zawsze się wspieraliśmy i broniliśmy nawzajem. Często mnie wkurza, ale kocham go.
W końcu to mój brat.
Pierwsze co zrobiłam, to rzuciłam w kąt torebkę i wyciągnęłam z garderoby luźne dresowe spodenki, i zwykły biały top. Przebrałam się i związałam włosy w luźnego koka przyglądając się sobie w wielkim lustrze.
Brązowe proste włosy do połowy pleców, piwne oczy, niewielki nos, pełne usta, lekko odstające uszy, chude i dość długie nogi, wcięcie w talii i niewielkie piersi. Figurę i wygląd odziedziczyłam po mamie, co jak najbardziej mi pasowało, ale charakter miałam po ojcu, co często każdy mi wypominał. Rzuciłam się na łóżko wdychając świeże powietrze, które wpadało do pokoju przez otwarte drzwi balkonowe. Mój pokój - tak jak reszta domu - był utrzymany w kolorach czarno-białych. Wszystkie meble były jasne, ale dodatki były złote lub czarne.
Wzięłam do ręki swojego iPhone'a i standardowo weszłam w TikToka. Po kilkunastu minutach stwierdziłam, że nie mam już do roboty nic ciekawego więc zeszłam na dół by coś zjeść.
Otwierając lodówkę, usłyszałam głos mojej mamy, która weszła do domu z torbą pełną zakupów.
— Dziecko pomógłbyś mi, a nie wiecznie grasz. Jedynie Idalia mnie słucha. - Powiedziała swoim donośnym głosem. Nie będę tego ukrywać, byłam córeczką mamusi.
— Przecież ona nic nie robi! Gada z Abi zamknięta w pokoju, albo siedzi przed telewizorem i objada się popcornem.
— Nie pyskuj! - Krzyknęła rzucając masło na blat, na co jedynie cicho parsknęłam śmiechem.
— Gdzie tata? - Zapytałam wyciągając z lodówki bitą śmietanę i truskawki.
— Cześć, mi was też miło widzieć. - Uśmiechnęła się ironicznie.
— Cześć, miło mi Cię widzieć. Gdzie tata? - Popatrzyłam na nią.
— W garażu, zaraz powinien być. Dzisiaj on gotuje obiad.
— Co?! - Krzyknęliśmy w tym samym momencie razem z Kacprem.
— Coś nie tak?
— Nie pamiętasz jak skończyło się ostatnie gotowanie taty? Spalone garnki i zepsuta płyta indukcyjna, w domu śmierdziało z miesiąc! - Pisnęłam, nalewając śmietany do buzi.
— Nie narzekajcie. Ja w końcu mogę odetchnąć po pracy, idę się położyć. A Ty nie jedz tyle tej chemii. Słodkości nie za dobrze na was działają. - Westchnęła masując skroń.
Anna była 40-letnią kobietą średniego wzrostu, miała idealnie proste, ciemne blond włosy - takiej samej długości jak ja - i również piwne oczy. Na twarzy niektóre miejsca miała wypełnione botoksem, w końcu była najpopularniejszym lekarzem medycyny estetycznej w Warszawie. Mój ojciec natomiast był dość wysokim szatynem z czarnymi oczami. Zawsze chodził elegancko ubrany, i rzadko kiedy był w domu. Był cenionym ordynatorem w Warszawskim szpitalu, już piętnaście lat.
— Cześć. - Usłyszałam męski głos.
— Hej tato. - Popatrzyłam na niego.
— A Ty co wiecznie przed tym telewizorem? Z ojcem się nie przywitasz? Chcesz mieć karę zaraz? - Zwrócił się do mojego brata.
— Co? Ale tato.. - Mruknął Kacper odkładając szybko pada.
— Spokojnie, humor mi dzisiaj dopisuje. Kupiłem Ci nową grę. Tą, którą chciałeś już kiedyś. - Zaśmiał się, i podał mu nowy nabytek.
— Co? Serio! Dzięki tato!
— Standard. - Mruknęłam pod nosem.
Mój ojciec już taki był, kochał nas tak samo, ale dla swojego synka zrobiłby wszystko. Ja mam uczyć się jak najlepiej, znaleść idealnego męża, który będzie dobrze zarabiał i mieć perfekcyjną rodzinkę z pięknym domem. Natomiast Kacper może robić co tylko chce, i nigdy za to nie dostanie „po dupie". Taki już był Adam Szymański.
— Ale oprócz tego, mam coś dla Ciebie i Idalii. Mam nadzieję, że się ucieszycie. - Ojciec podał bratu kopertę, a ten gdy tylko ją otworzył, rzucił się na niego dziękując.
— Co to? - Zapytałam.
— Teraz nie masz już wyjścia. Idziesz ze mną na koncert Quebo!
———
Mam nadzieję, że się podoba. Do następnego!
Laura🫶

Lucky || Mata Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz