Pierwszy dzień na uczelni. Po zajęciach, Jakub ma oprowadzić mnie po mieście. W końcu będę tu przez kolejne pięć lat, więc pasowałoby orientować się w terenie.
Stanęłam przed salą nr. 28, czekając na wykład, który ma się odbyć za dwadzieścia minut. Nie będę tego ukrywać, stresowałam się strasznie. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, prawda?
— Hej, mamy razem zajęcia? - Odwróciłam się w stronę głosu, i ujrzałam mężczyznę w mniej więcej moim wieku.
— A na jakim profilu jesteś?
— Filologia Angielska.
— Tak, mamy razem. - Uśmiechnęłam się i podałam mu rękę. - Idalia.
— Junji. Ale możesz mówić J. - Czarnowłosy uśmiechnął się. - Skąd jesteś?
— Warszawa. A ty?
— Osaka.
— Naprawdę? Zawsze chciałam polecieć do Japonii.
— Wierzę, że kiedyś Ci się uda.
J puścił mi oczko, na co oboje się roześmialiśmy. Po chwili dołączył do nas starszy mężczyzna, otwierając drewniane drzwi.
— Ranne ptaszki widzę. Pierwszaki?
Zapytał, na co oboje przytaknęliśmy.
Zajęliśmy miejsca na sali, a ludzi z czasem zaczęło przybywać. Początkowe zajęcia były bardziej w celach organizacyjnych. Poznałam się z resztą osób na moim roku, i szczerze, cieszyłam się, bo większość była bardzo miła, i szybko się polubiliśmy. Oczywiście były wyjątki, ale mimo wszystko, nie chcę nikogo oceniać już na początku.
Po skończonych zajęciach, poszłam do swojego akademika tylko po to, by się przebrać.
— No witam, jak tam pierwsze zajęcia?
— Hej, Steph. Powiem Ci, że nie najgorzej. Poznałam sporo osób, i praktycznie większość polubiłam odrazu.
— Yhm. Nie przyzwyczajaj się. - Odezwała się Olivia. No właśnie, Olivia.
Wczoraj się poznałyśmy, a przynajmniej ja próbowałam. Steph miała rację, bo blondynka była okropna. Nie chciałam zwracać na nią uwagi, bo nie lubiłam pakować się w konflikty. A już napewno nie na początku roku.
— Nie miałaś czasem iść do swojego nowego fagasa? - Stephanie zwróciła się do Liv, na co ta tylko prychnęła. Zaśmiałam się pod nosem, gdy blondynka opuściła pokój. - Nie przejmuj się nią. Zgrywa twardzielkę, a tak naprawdę jest w środku zraniona przez wszystkich dookoła, dlatego wyżywa się na kim popadnie.
— Dzięki. - Uśmiechnęłam się zapijając swój szary płaszcz. - Muszę lecieć, do później.
— Baw się dobrze! - Rzuciła.
Wyszłam z akademika przechodząc przez wielki ogród, aż byłam obok głównej drogi.
— No witam ślicznotkę. - Jakub przytulił mnie na przywitanie.
— Hej. Gdzie jedziemy najpierw?
— Wsiadaj, zobaczysz.
I tak zaczęła się nasza „przygoda". Codziennie się spotykaliśmy, odkrywaliśmy siebie coraz bardziej. Uczyliśmy się nowych rzeczy, poznając nasze wady. Chłopak pokazywał mi jego ulubione miejsca, a ja w nich się mu zwierzałam. Opowiadałam o wszystkim, mówiłam co leży mi na sercu. Poznawałam nowe osoby, dzięki którym miałam wrażenie, że odżyłam. I tak leciały godziny, dni, tygodnie, i z czasem czułam, że zapominałam. O wszystkim co spotkało mnie jeszcze jakiś czas temu w Warszawie. Aż nastał grudzień.
— Jak się czujesz z tym, że wracasz do Polski na Święta? - Zapytał J gdy szliśmy na zajęcia z rozszerzonej historii.
— Cieszę się. Oczywiście nie uśmiecha mi się widzieć z sam wiesz kim, ale zobaczę moją rodzinę, i przyjaciółkę. A Ty?
— Też się cieszę. Ale będę za Tobą tęsknić.
— To tylko kilka tygodni, nie wieczność. - Zaśmiałam się. - Chodź, Pan Smith zaraz znowu nas okrzyczy, że spóźniamy się i mamy studia daleko gdzieś.
Zrobiłam głupią minę przedrzeźniając nauczyciela, na co oboje się zaśmialiśmy.
Po skończonych zajęciach, musiałam się spakować. Jutro rano miałam lot do Warszawy. Postanowiłam zadzwonić do Abi, ostatnio mało rozmawiamy.
— No siema stara. - Przywitałam się, gdy ta odebrała. Dziewczyna siedziała na swojej białej sofie, i malowała paznokcie.
— Hej piękna. Co tam u Ciebie?
— Zajebiście powiem szczerze, a u was co tam?
— Nie mogę się doczekać jutra, bo strasznie mi Ciebie brakuje. Za dwa dni Wigilia, w ogóle to do mnie nie dociera. Dopiero był lipiec.
Przytaknęłam jedynie głową. Lipiec to chyba mój nieszczęsny miesiąc. - A właśnie a propos lipca, rozmawiasz z Michałem?
— Nie, nie mam takiego zamiaru dlatego nie przypominaj mi o nim. Poznałam nowego chłopaka, który traktuje mnie odpowiednio i jest bardzo wartościowy, dlatego chcę skupić się głównie na Jakubie.
— Bracie Mateusza? - Przytaknęłam. - A on nie ma czasem dziewczyny?
— Co?
— Mateusz mówił coś, że przylatuje do Polski na Święta, bo jego dziewczyna ma urodziny i chciałaby je spędzić z nim w Warszawie.
— Kuba zostaje na Wigilię w Londynie, nie rozumiem, o co chodzi. - Prychnęłam wkładając sweter do białej walizki.
— Aha, no nie ważne. Jeśli Ci na nim zależy to dobrze, ale wydaje mi się, że i tak powinnaś porozmawiać z Matczakiem.
— Boże, możecie wszyscy dać mi spokój? - Uniosłam się tak bardzo, że nawet Stephanie będąca w łazience zapytała, czy wszystko okej.
— Is everything alright?
— Yes. Nothing important. - Odpowiedziałam na co ta uniosła kciuka w górę.
— Nic ważnego? Matczak to nic ważnego? - Zapytała cicho Abi. Chyba zaraz uderzę ją przez ten cholerny telefon! - Idalia wiem jak się czujesz, ale on naprawdę Cię pokochał. I wiem, że Ty też go kochasz. Próbujesz zapomnieć szukając go w innych chłopcach, ale nadal masz do niego jakieś uczucie. Wiem, że codziennie chcesz do niego zadzwonić, napisać, czy wszystko dobrze. Ale tego nie zrobisz, bo pamiętasz, jak Cię potraktował. Mimo wszystko tęsknisz, za tym co was łączyło, jakie uczucie towarzyszyło Ci gdy się z nim spotykałaś. Daj mu drugą szansę, bez Ciebie jest nie do poznania, proszę.
Patrzyłam na nią, jakbym ujrzała ducha. Co w nią wstąpiło? Przecież nienawidziła Matczaka, czemu teraz chce bym z nim porozmawiała? Fakt, nie straciłam do niego uczuć, i zawsze będzie mieć specjalnie miejsce w moim sercu. Bo kochałam go najmocniej na świecie, kochałam jak nikogo innego. Był całym moim światem. Ale w kilka minut sprawił, że ten świat lęgną w gruzach i rozsypał się na tysiąc kawałków. Dlatego nigdy nie zapomnę tego, jak sprawiał, że się przy nim czułam, ale zawsze będę pamiętać to, jak mnie zranił.
~~~
— Welcome home, baby. - Powiedziałam do siebie, będąc już na lotnisku Chopina. W Polsce było o wiele zimniej niż w UK, czego chyba nie przewidziałam, bo miałam na sobie dresy i bluzę, gdy w okół było z pół metra śniegu.
— Idalia! - Usłyszałam głos mojego brata, który rzucił się na mnie. O Boże, w te trzy miesiące zmienił się, i to bardzo. Przytuliłam go uśmiechając się.
— O Chryste, nie przypominasz samego siebie. I jesteś prawie wyższy niż ja! - Zaśmiałam się ukazując białe zęby. Po chwili przywitałam się również z rodzicami, mocno ich przytulając. To tylko trzy miesiące, ale tęskniłam za nimi. Cholernie tęskniłam.
— Pusto bez Ciebie w domu, rzuć te studia i wróć.
— Adam! - Pisnęła moja mama, na co się roześmiałam. - Nie córeczko nic nie rzucaj. I nie słuchaj ojca, wiesz jaki jest. Chodźmy do domu, zrobiłam twój ulubiony makaron ze szpinakiem.
— Ooo, jak cudownie. - Zaśmiałam się przytulając kobietę. Bardzo mi tego brakowało.
Będąc w domu, poczułam jakby spokój, ale też sporo wspomnień. Musiałam odpocząć, więc poszłam spać na jakiś czas. Po około trzech godzinach, obudził mnie głośny pisk. Zerwałam się szybko siadając, i zobaczyłam skaczącą Abi.
— Tęskniłam za Tobą! - Blondynka rzuciła się na mnie. Ledwo oddychałam, więc nie byłam w stanie nic powiedzieć. - Stara jedziemy na shopping zaraz, jutro Wigilia. I musisz mi wszystko opowiedzieć. Chodź.
— Już? Jest po trzeciej. - Mruknęłam.
— No właśnie, chodź.
Wcześniej ogarnęłam się robiąc od nowa makijaż, i ubrałam odpowiednie do pogody ciuchy.
— No stara, teraz wyglądasz poważnie. Jak jakaś młoda mama zza granicy.
Roześmiałam się na jej słowa. Co prawda to prawda, mój styl dosyć się zmienił w ciągu tych trzech miesięcy. Stałam się też bardziej dojrzalsza i poważniejsza.
Wsiadłyśmy do samochodu Abigail i pojechałyśmy do centrum handlowego.
— No to opowiadaj, jak Ci się w Londynie podoba.
Opowiedziałam blondynce wszystko ze szczegółami. bo wypytywała mnie jak na jakimś przesłuchaniu.
— Tak w ogóle to pogodziłam się z Tadkiem.
Popatrzyłam na nią lekko zdziwiona.
— Um, to fajnie.
— Nie jesteś zła?
— To twoja decyzja.
— Stara Idalia by mnie chyba pobiła.
— Stara Idalia? Przestań, nie widziałyśmy się tylko trzy miesiące. - Mruknęłam.
— A co do Michała, nie odpuszczę Ci tego tematu. Masz z nim pogadać.
— Ta, jasne. - Oparłam głowę o szybę zamykając oczy.
W galerii byłyśmy aż do wieczora, ale przynajmniej kupiłam sporo fajnych ciuchów. W domu przebrałam się w wygodne ubrania, i pomogłam mamie w przygotowaniu dań na jutro. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, z czego się cieszyłam.
Przed dwudziestą drugą skończyłyśmy lepić ponad sto osiemdziesiąt pierogów! Mimo, że jestem pewna, że to ja zjem większość, nie rozumiałam po co ich aż tyle.
— Chryste, ręce mi opadają. - Westchnęłam.
— To idź się połóż.
— Tak zrobię.
Będąc w pokoju, chciałam usiąść na łóżku. Przynajmniej miałam taki zamiar, ale zobaczyłam na nim czerwony, zwiędły kwiat. Rozpoznałam go po białej wstążce, ale było na nim coś, czego wcześniej nie dostrzegłam. Przecież pozbyłam się tej róży!
Usiadłam na miękkim materacu, i otworzyłam kartkę, przypiętą do kwiatu.
Kiedyś zapytałaś się mnie, co jest moim marzeniem. Odpowiedziałem wtedy, że znalezienie własnego miejsca na Ziemii. Miejsca, które będzie dla mnie jak dom. Bezpieczne, najważniejsze, ulubione. Po tym czasie mogę stwierdzić, że je znalazłem. To Ty. Jesteś moim ulubionym miejscem, jesteś dla mnie domem, i zawsze będziesz zajmować specjalne miejsce w moim sercu. Sprawiasz, że moje dni są lepsze. Rozświetlasz je swoim pięknym uśmiechem, i dajesz nadzieję na lepsze jutro. A w tych pięknych piwnych oczach, widzę nas. Jesteś muzeum pełnym sztuki, na które mogę patrzeć całymi dniami i nocami. Nigdy nie myślałem, że doświadczę miłości. Aż do dnia, w którym Cię poznałem.
Twój Michał <3
Poczułam jak zimna ciecz spływa po moim policzku. Nawet nie wiedziałam co powiedzieć. Rozpłakałam się jak małe dziecko, i sięgnęłam po telefon. Wybrałam kontakt do Michała, ale w ostatniej chwili zrezygnowałam. Nie chcę dalej cierpieć.
————
Milego dnia czytelnicy
CZYTASZ
Lucky || Mata
Fanfiction„Przecież twoja krew płynie w moich żyłach, powiedz mi, jak mam zapomnieć." ** KSIĄŻKA JEST W TRAKCIE POPRAWEK **