Dzisiaj miał być ten „wielki dzień". 14 Lipca. Za chwilę z Michałem jadę zobaczyć scenę, na której chłopaki dziś wystąpią.
Wcześniej złożyłam Michasiowi życzenia, które były dosyć personalne, przez co chłopak uronił kilka łez.
Jechaliśmy autem gdy rozbrzmiewał się jeden z kawałków A$AP Rocky'iego, Sundress. Zawsze gdy robiło się ciepło, moje wszystkie problemy znikały.
Uśmiechnęłam się lekko na myśl, że już za kilka godzin Matczak dowie się o tym, że zostanie ojcem.
— Co tam?
— Co? - Popatrzyłam na niego.
— Czemu się śmiejesz?
— Po prostu. - Wzruszyłam ramionami, a ten przytaknął.
— Kurwa, stresuje się.
— Czemu? Przecież zawsze wszystko wychodzi super.
— No niby tak, ale przed wszystkimi koncertami powtarzam każdy wers piosenki, bo boje się, że coś zjebie i zawiodę.
— Przestań, będzie idealnie.
— Jesteś najlepszym co mnie spotkało. - Michał szybko złączył nasze usta, a ja odwróciłam twarz w stronę szyby, z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Kochałam Michała najmocniej na świecie, a fakt, że to z nim założę rodzinę sprawiał, że dziękowałam za wszystko.
Gdy byliśmy już na miejscu, Matczak na scenie pośpiewał kilka piosenek, żeby „oswoić" się z miejscem na którym wystąpi. Spędziliśmy tam z dwie godziny, aż w końcu postanowiliśmy wracać, po drodze zatrzymując się na Maka.
Było po osiemnastej, koncert zaczynał się o dwudziestej pierwszej, ale chłopcy mieli być na miejscu przed dwudziestą, dlatego też Michał wziął potrzebne rzeczy i razem z Tadkiem pojechali tam z menadżerem. Czekała już na nich cała ekipa, w tym styliści i tysiące fanów.
Siedziałam z Abigail przed lustrem w moim pokoju, z zamiarem wyszykowania się na koncert.
— Pamiętasz jak ubierałyśmy się u mnie na koncert Quebo? - Uśmiechnęłam się, konturując nos.
— Pamiętam. Od tego wszystko się zaczęło. - Powiedziała, a ja przytaknęłam. - Wtedy było inaczej, jakoś tak lepiej. Nie mówię, że teraz jest źle, ale tęsknie za tamtym okresem.
— Szczerze, ja trochę też. I pomyśleć, że gdybyśmy nie pojechały na koncert, nie założyłabyś rodzinki ze Stanisławskim, a ja nie byłabym z Michałem.
— Co nadal nie zmienia faktu, że nie lubię twojego chłoptasia. A w drodze kolejny Matczak. Nie wiem, jak to przeżyje.
— Przestań. - Zaśmiałam się.
— No mówię Ci, świat nie jest gotowy na kolejnego banana, który pewnie będzie jeszcze gorszy niż jego tatuś. - Popatrzyłam na nią z mordem, a blondynka uśmiechnęła się. - Przynajmniej matka w miarę normalna. Chyba.
— No weź! - Wybuchłam śmiechem.
— Już jestem spokojna! Idę oddzwonić do Kaliny, zapytać jak tam Blanka.
— Spoko. - Mruknęłam włączając moją playlistę, na której obecnie leciała piosenka „I Got U" Duke Dumont'a. — Ask me what I did with my life, I spent it with you.
Zanuciłam, pudrując nos.
~~~
— Jezu Chryste, ile tu ludzi. - Popatrzyłam na tłum stojący już pod sceną. Mimo, że już było tu z dwadzieścia tysięcy osób, fanów ciągle przybywało. Koncert zaczynał się za pół godziny, więc z Abi poszłyśmy na backstage do chłopców. — Gdzie Michał? - Zapytałam jednej ze stylistek.
— Powinien tu zaraz być, jeszcze sobie powtarza w łazience.
— Aha. - Przytaknęłam, czując, że zaraz zemdleje ze stresu.
— Jesteś. - Nagle poczułam ciepłe usta na mojej szyi, i szybko się odwróciłam.
— Jezu, hej słońce. Jak się czujesz?
— Całkiem spoko w sumie, już się tak nie stresuje.
— To dobrze. Pamiętaj, że wszystko będzie dobrze. - Cmoknęłam go szybko w usta.
— Idę chwilę do łazienki bo mam tam wszystkie teksty, chwile sobie posiedzę i powtórzę i przyjdę.
— Dobra, na spokojnie, idę do chłopaków. Kocham Cię. - Powiedziałam, a ten z uśmiechem na twarzy odszedł.
— Elo Szymańska.
— Elo Stanisławski. - Przytuliłam chłopaka. - Co tam, jak tam?
— A no w sumie okej, jestem w chuj podjarany, w sumie jak zawsze.
— Nie stresujesz się?
— Nie ma czym, poza tym, za dużo endorfiny więc i tak o tym nie myślę.
— No w sumie racja, to powodzenia.
— A dziękuję. Lecę jeszcze do Karoliny bo ma mi włosy ogarnąć, Szczepan tu zaraz przyjdzie.
— Dobra spoko.
Usiadłam na szarej sofie, czekając na Krzyśka. Ciągle słyszałam podekscytowane krzyki fanów, przez co jeszcze bardziej się stresowałam. Bawiąc się palcami, usłyszałam otwierające się drzwi, i głos Szczepana.
— Pierdole, tu jest jedyne spokojne miejsce, nie chcesz wiedzieć, co dzieje się na zewnątrz.
— No raczej nie chcę. - Zaśmiałam się, przytulając chłopaka. - Za piętnaście minut wchodzicie, jak się czujesz?
— Wyluzowany, będzie super. Wika mnie wspiera więc tymbardziej.
— No to super, tak ma być.
— Idalia? - Westchnął siadając obok mnie.
— Hm?
— Ja widzę, że jesteś z Michałem szczęśliwa, i nie chcę tego wam psuć, ale dłużej tak nie mogę.
— O co chodzi? - Popatrzyłam na niego, mrużąc oczy.
— Pamiętasz tą Olgę z ogniska, dwa dni temu?
— No tak. Co z nią?
— Łączyło ją coś z Michałem, w średniej szkole. Myślałem, że to już przeszłość, bo widzę, jak bardzo jest zapatrzony w Ciebie.
— No i?
— No i dzisiaj nam mówił, że.. -
Zawahał się. — Nie, nie powinienem Ci tego mówić. Przepraszam.
— Jak to nie, mów.
Powiedziałam, a brunet wstał szybko, co też uczyniłam.
— Idalia zniszczę Ci w ten sposób relację z Michałem.
— Nic nie zniszczysz. Powiedz, o co chodzi.
— Naprawdę chciałbym, ale myślę, że on powinien Ci wszystko wyjaśnić.
— Szczepan, proszę,
— Nie chcę, żeby coś było z mojej winy.
— Do cholery Krzysiek, powiedz! - Uniosłam się.
— Kurwa od kilku miesięcy Cię z nią zdradza, po tym ognisku też była jakaś akcja.
Powiedział na jednym wdechu, a cały mój świat się nagle zatrzymał.
— Co..
— Boże, co ja zrobiłem.. Jezu Idalia, przepraszam. - Brunet złapał mnie za rękę, a ja ze łzami w oczach wybiegłam z pomieszczenia.
To nie była prawda. To nie mogła być prawda. Pobiegłam obok schodków prowadzących na scenę, na których właśnie stał Michał, bo za pięć minut miał zacząć się koncert.
— O, jesteś. - Matczak powiedział z uśmiechem, ale patrząc na mnie odrazu spoważniał. - Boże, słońce, co się stało?
— To prawda? - Mój głos brzmiał w taki sposób pierwszy raz w życiu. Miałam wrażenie, że nie mogłam z siebie nic wydusić. Każde słowo wychodziło ze mnie z wielkim trudem.
— Ale co.. - Zaczął, ale nagle popatrzył na Szczepana stojącego za mną. — Powiedziałeś jej? Kurwa, Idalia, to nie tak..
Matczak złapał mnie za dłonie, ale szybko się wyrwałam.
— Ja pierdole, a jak? - Słone łzy popłynęły po moich policzkach. Nie wierzyłam w to. To musiał być głupi żart. Przecież mówił, że nigdy w życiu by mnie nie zdradził, że liczę się tylko ja, że założymy rodzinę. Widocznie to tylko były słowa rzucone na wiatr. — Nawet już nic nie powiesz?
— Nawet nie wiem, co powiedzieć. Bo nie mam żadnego wytłumaczenia. Wiedz tylko, że kocham Cię ponad życie. - Powiedział patrząc w moje oczy, a ja prychnęłam.
— Co kurwa? Ty siebie słyszysz?
— Błagam nie płacz, przepraszam Cię. - Z jego oczu również wypłynęły przezroczyste łzy.
— Pierdol się. - Powiedziałam cicho, i wyrwałam się z jego dłoni. Nawet nie miałam ochoty go widzieć, nie chciałam. Pobiegłam do auta, wymijając Abi, która ze łzami w oczach nawet nie była w stanie nic powiedzieć. Widocznie też się tego nie spodziewała, chyba jak każdy z nas. Wsiadłam szybko do BMW, którym odrazu odjechałam. Wybrałam numer taty, ale po kilku sygnałach nadal nie odbierał. — Kurwa mać.
Szepnęłam ciężko dysząc. Jechałam autostradą z 200km/h, nawet nie patrząc na inne samochody. Chciałam zadzwonić do mamy, ale ta również nie odbierała. Ostatni numer który wybrałam, to numer mojego brata. Po trzech sygnałach chciałam się poddać, gdy usłyszałam głos Kacpra.
— Idalia?
— Hej, Kacper.
— Płaczesz?
— Nic ważnego. Jesteście w domu?
— Tak, a co się stało?
— A nie, nic takiego. Jadę już do domu.
— Nie miałaś być na koncercie?
— Nie ważne, kocham was.. - Nie dokończyłam, gdy usłyszałam pisk opon, a moje oczy zobaczyły wielkiego tira przed maską. Potem była tylko cisza.
CZYTASZ
Lucky || Mata
Fanfiction„Przecież twoja krew płynie w moich żyłach, powiedz mi, jak mam zapomnieć." ** KSIĄŻKA JEST W TRAKCIE POPRAWEK **