Były osy? Były!Były mszyce? Są nadal, cholera.
Zatem, żeby mi nie było nudno, natura podarowała mi kolejny najazd na mój taras. Tym razem zostałam rzucona na żer muchom. I to dosłownie.
Zaczęło się niewinnie – ot, kilka much zaczęło przesiadywać na stoliku. Że ogarniam taras codziennie (zamiatanie, przecieranie mebli, umycie płytek w razie potrzeby), bo to moje miejsce pracy, pomyślałam, że jak przyleciały, tak zaraz odlecą. A jak nie, to koty lub pies się z nimi rozprawią.
Koty i pies, jak się okazuje, są rozleniwione do imentu. Muchy, czy inne stwory, mogą na nich siadać, a one nic. No cóż, ta opcja pozbycia się natrętnych gości odpadła w przedbiegach.Po dwóch dniach z pięciu much zrobiło się piętnaście, a potem ich liczba rosła wykładniczo. Nie pomagało codzienne szorowanie (bo już nie zwykłe sprzątanie!) tarasu, zatem trzeba było coś wymyślić. Nauczona doświadczeniem z osami i mszycami wiedziałam, że internetowe sposoby nie specjalnie działają, ale z drugiej strony, co mi szkodziło sprawdzić. Przyznam, że ubaw miałam nie z tej ziemi.
Odpaliłam Internety i zapytałam wujka Google: jak odstraszyć muchy na tarasie? I oto, co mi zaproponował.
OPCJA 1: zasadzenie na tarasie roślin, które odstraszają muchy. Podobnież działają: pelargonia, mięta, lawenda, bazylia i tymianek. Uśmiałam się jak koń (w sumie ciekawe jak wygląda uśmiany koń i skąd wiadomo, że akurat się śmieje, a nie na przykład straszy...), bo wszystkie wymienione rośliny rosną u mnie w doniczkach, a zioła akurat wokół mojego miejsca pracy, czy wspomnianego stołu z przyległościami w postaci krzeseł i ławy. Akurat kiedy czytałam ten artykuł, dwie muchy urzędowały na mojej mięcie, a jedna na bazylii.
OPCJA 2: olejek lawendowy. Olejki zapachowe posiadam w dużej ilości, kominek do ich podgrzewania także, zatem i ten sposób postanowiłam wypróbować. Zwłaszcza, że zapach lawendy uwielbiam. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Ustawiłam kominek na środku stolika, zalałam olejkiem i podpaliłam. Zużyłam całą buteleczkę olejku lawendowego ze skutkiem takim, że ładnie mi pachniało. Muchy chodziły wokół niego niczym nie przestraszone, a jedna nawet na nim usiadła.
OPCJA 3: mocny zapach mięty. Zapach mięty też lubię, choć takiego olejku w swoich zbiorach nie posiadam. Ale! Przypomniało mi się, że posiadam miętową herbatę i to jeszcze nie otwartą. Pobiegłam więc po nią do kuchni, otworzyłam i ustawiłam na stoliku. Muchy niewzruszone tuptały wokół niej dalej, a jedna nawet wlazła do pudełka. Pomyślałam, że może to musi być zaparzona mięta, więc poleciałam po miskę i wrzątek. No nie, okazuje się, że jurajskie muchy lubią zapach mięty.
OPCJA 4: goździki. Tak się składa, że posiadam je w dwóch formach – ususzonej przyprawy i jeszcze nie ususzonego kwiatka. Przyprawę rozsypałam wokoło, a kwiatek postawiłam na stoliku. Z jakim skutkiem pewnie już się domyślacie...
OPCJA 5: oprysk z wody i mydła w płynie. Ta opcja miała sprawić, że muchy nie będą siadać na elewacji. Przygotowałam wspomniany roztwór i spsikałam nim wszystko dookoła. W końcu siadały nie tylko na elewacji, ale dosłownie na wszystkim. I wiecie co? Nie pomogło.Ostatecznie dwa dni po moich kombinacjach przyszła burza, a potem padało przez kilka dni. I... Muchy zniknęły... Zatem mogę uznać, że walka zakończyła się sukcesem, choć nie moim, a matki natury.Zacznę chyba nałogowo testować porady wujka Google na domowe sposoby. Na co? Na cokolwiek, bo z tego co widać, raczej nic nie zadziała.
CZYTASZ
histoRYJKI
HumorKiedy życie podpowiada Ci najlepsze scenariusze i historie, nie pozostaje nic innego, jak tylko je spisać i podzielić się nimi ze światem :) Krótkie, treściwe, zabawne. Można się pośmiać. Z wydarzeń. Albo z autorki. To już jak kto woli ;)