PERPETUUM MOBILE

2 0 0
                                    

Ostatnio mam wrażenie, że brakuje mi czasu. Z niczym nie nadążam i ciągle czuję się jak w kieracie. Jak taki chomiczek, co wszedł do swojego kółka i biegnie jak szalony, a ciągle jest w tym samym miejscu.

Zastanawiałam się, skąd to się bierze, bo przecież, jak by się tak przyjrzeć z zewnątrz na spokojnie, nie robię wcale niesamowitych rzeczy. No i ostatnio się wyjaśniło...

Była niedziela. Wstałam nieco później, wypiłam kawę z szanownym małżonkiem, ogarnęłam się i poszłam na spacer z Filutkiem. Na tymże spacerze oczywiście ruszył mi mózg. Ruszył lawiną myśli na temat tego, co trzeba by ogarnąć, skoro mam dzień wolny. Pranie trzeba zrobić, kominek wyczyścić, w domu posprzątać, akwarium rybom ogarnąć, jedzenie dla psa ugotować, wyszczotkować koty i psa, ogarnąć kwiatki, bo trochę przyschły, posegregować papiery i milion innych rzeczy.

Wróciłam do domu, nakarmiłam psa, podałam tabletki i pomyślałam, że ok, może mam dużo rzeczy do zrobienia, ale najpierw zrobię sobie śniadanie. Ale zanim się za to zabiorę, puszczę pranie. Akurat będzie się prało, jak ja będę jadła. Przezornie przeszłam po domu, zbierając rzeczy do prania i przy okazji to, co nie było do prania, a leżało na wierzchu pochowałam do szafy. W szafie też od razu ułożyłam, bo trochę się tam zabałaganiło. Następnie poszłam do kotłowni i wrzuciłam pranie. Wracając ogarnęłam buty i kurtki w korytarzu.

Weszłam do kuchni i na dzień dobry zobaczyłam w zlewie naczynia, które zostawiłam tam wieczorem, bo już mi się nie chciało ich ogarniać. Umyłam je zatem, a razem z nimi zlew i kuchenkę, bo już się o to prosiły. Jak umyłam zlew i kuchenkę, to z rozpędu ogarnęłam też blaty. Postanowiłam zacząć jednak od kawy, zamiast od śniadania. Odkamieniłam czajnik. Pies przeleciał mi pod nogami, spojrzałam za nim i chwyciłam za miotłę, bo przecież po spacerze naniósł trochę piachu. Miałam zamieść kuchnię, a zamiotłam cały dom.

Zamiatając salon zobaczyłam, że w książkach mam lekki miszmasz więc je poukładałam. Strzepnęłam koce z kanapy, bo skoro już zamiatam, to nie ma co ich zostawiać. Przy okazji machania miotłą w okolicach kominka, wyczyściłam go i umyłam szybę. No bo jak już go ruszyłam, to szkoda było zostawić brudną. A jak już miałam w rękach płyn do szyb i szmatkę, ogarnęłam nimi wszystkie powierzchnie płaskie w domu.

W międzyczasie pralka zapikała, że skończyła działać (program eko – 30 minut w 30 stopniach). Poszłam więc po suszarki, wynosząc przy okazji śmieci, a potem po pranie. Rozwieszając, zauważyłam, że kocie kuwety przydałoby się wymienić. To zadanie szanownego małżonka, więc przygotowałam mu je w korytarzu. Jak już je wyciągnęłam, to postanowiłam skorzystać z okazji i umyć pod nimi podłogę. Z rozpędu umyłam w całym domu.

Po tym wszystkim poszłam do łazienki nieco się ogarnąć i przy okazji umyłam kibelek, umywalkę, wannę i lustro. Wymieniłam też wodę w misce dla zwierzaków, bo było jej już tylko pół miski. Ogarnęłam się, ubrałam jak człowiek i poszłam robić obiad, bo okazało się, że to już bardziej pora na obiad, niż śniadanie.

I kiedy potrawy dla nas i psa bulgotały smakowicie w garnkach, usiadłam przy stole w kuchni z zimną już kawą i zaczęłam się zastanawiać, gdzie mi uciekł cały poranek...

histoRYJKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz