Z PAMIĘTNIKA FILECIKA O życiu, wszechświecie i całej reszcie

6 0 0
                                    


Zacznijmy od tego, że na imię mam Filutek. Tak widnieje w papierach i tak się przedstawiam innym psom. Kasia za to lubi wymyślać mi co rusz to nowe imiona. Chociaż tego Filecika to wymyśliła jej koleżanka z pracy. Za to Kasia nazywała mnie już:

- Fifi – no jak jakaś słodka panienka;

- Filon – tylko Laury mi brak, choć po sąsiedzku mieszka przepiękna Fisia, która jest o niebo lepsza od jakiejś tam Laury;

- Fiflok – normalnie sama jest fiflok, bo jak je to zawsze się ubrudzi, albo obleje tym co pije;

- Misiek – to przezwisko akurat lubię, misie są duże i groźne, a ludzie przed nimi uciekają;

- Milutek – no cóż, rzygam tęczą.

Najbardziej lubię, kiedy nazywa się mnie po prostu Filutkiem. I kiedy deklinuje się moje imię.

Ludzie myślą, że psy nie są za mądre i rozumieją swoje imię tylko w mianowniku. Błąd. Psy są mądre i doceniają, kiedy ktoś woła „Filutku, chodź na kolację", zamiast „Filutek, kolacja", albo jeszcze gorsze „Filutek, chodź chamciu chamciu". Tak to można do kotów, którym natura poskąpiła tego i owego.

Choć muszę przyznać, że trzy koty, z którymi teraz mieszkam, są całkiem ogarnięte. Jak na koty oczywiście. Potrafią sępić smakołyki na piękne oczy. Potrafią się domagać. Potrafią docenić wagę porządnego spaceru, zwłaszcza Pan Kot, który często chodzi ze mną i Kasią. Doskonale rozumieją, że miejsce zwierząt jest w miękkiej pościeli, ewentualnie na kanapie, a nie na jakiś wydziwianych legowiskach. Wiedzą też doskonale, że weterynarz to zło i bezbłędnie potrafią wyczuć, kiedy Kasia szykuje się do wzięcia ich na wizytę u niego.

Ludzie, z którymi teraz mieszkam, czyli Kasia i Rafał, też są całkiem znośni. Karmią domowym, gotowanym specjalnie dla mnie jedzeniem, a nie jakimiś fast foodami z puszki. Chodzą ze mną na spacery co najmniej trzy razy dziennie. Kąpią i czeszą. Czasem dają smakołyki, choć muszę przyznać, że zdecydowanie za rzadko. I ciągle powtarzają mi, że jestem najpiękniejszym psem we wsi. Nie bardzo wiem po co to mówią, skoro to oczywiste. No ale niech sobie gadają, jak im się tak podoba.

Raz jeden tylko przegięli pałę. Miałem ochotę pogryźć im wszystkie buty i obsrać cały dom. Ale jestem w końcu dorosłym psem, a dorosłym psom nie wypada robić takich rzeczy. Niech chociaż ja trzymam poziom w tym domu. Zapytacie, co takiego zrobili? Wyobraźcie sobie – wzięli mnie do psiego fryzjera! Ja rozumiem – psie spa, relaks, zadbanie o futerko, głaski i mizianie. A oni opierdzielili mnie prawie na łyso! Czujecie to? Moją piękną, długą sierść hodowaną przez lata! Wyglądałem jak jakiś wypłosz, aż koty pouciekały ze śmiechem na pyszczkach, kiedy wróciliśmy do domu.

Najpierw zarzuciłem fochem, chyba największym w życiu. Obsrałem cały trawnik. Wykopałem dziurę pod tujami, dokładnie tam, gdzie nie wolno mi kopać. Ale potem przemyślałem sprawę i postanowiłem być ponad to. W końcu to tylko ludzie, nie dorastają inteligencją psom, więc trzeba czasem przymknąć oko na ich pomysły.

Nie ukrywam, żyje mi się na wsi całkiem przyjemnie, choć jestem przecież psem z miasta. Ale w moim wieku docenia się już ciszę i spokój, które pozwalają na efektywne poranne, przedpołudniowe, popołudniowe i wieczorne drzemki. Ludzka obsługa, jak już wspominałem, też nie jest najgorsza, a kocie towarzystwo bywa nawet całkiem przyjemne.

Tyle słowem wstępu. Następnym razem opowiem Wam historię o Potworze ze Wsi. Zaręczam, uśmiejecie się.

histoRYJKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz