„W życiu nie chodzi o to, by przeczekać burzę, lecz by nauczyć się tańczyć w deszczu"
Banalne nie? Takich motywacyjnych powiedzonek mam, aż nadto. W zasadzie zazdroszczę ludziom, którym potrzeba jedynie jakiegoś cytatu, aby z pełną energią i nową wiarą w siebie stawić czoła wszelkim przeciwnością losu.
Mama wielokrotnie namawiała mnie na terapie, jednak w tej kwestii pozostawałem nieugięty. Oboje dobrze zdawaliśmy sobie sprawę, że gdybym wyznał swojemu psychologowi wszystkie ukryte we mnie demony przeszłości, prawdopodobnie biedny człowiek sam musiałby poszukać po mojej wizycie pomocy, tudzież umieściłby mnie w zakładzie zamkniętym. Dla zwykłego człowieka rzeczy, które wydarzyły się w naszym życiu były, są i będą niepojęte.
Abstrahując więc, od wszystkich dziwnych uchyleń wykraczających poza granice normalności, w moim życiu miałem również jeden epizod, który pozostał tajemnicą. Niedługo po przeprowadzce, moim ulubionym miejscem w całej Californii stał się kameralny park zlokalizowany zaledwie kilka kilometrów od mojego domu. Nie był on ani tajny, ani wyludniony, ale pozostał azylem dla niewielkiej grupy ludzi, chcących uciec od miejskiego zgiełku. Miałem tam też swoje stałe miejsce. Siadałem pod rozłożystym dębem ze szkicownikiem w dłoni, otoczony naturą i oddawałem się mojej pasji.
Po pewnym czasie niedaleko mnie pojawiła się grupka kilku osób na czele z ekscentrycznym człowiekiem, który reprezentował typ pustelnika myśliciela. Mężczyzna miał siwą brodę, długie włosy, oraz kolorowe szaty. Co jednak najbardziej przykuło moją uwagę to sposób, w jaki potrafił się wypowiadać. Ostrożnie dobierał słowa i zawsze posługiwał się różnymi nawiązanymi historycznymi. Ludzie słuchali go z zafascynowaniem. Wstyd się przyznać, ale ja również. Moje, co tygodniowe uczestnictwo było obowiązkowe. Na początku fascynowały mnie podnoszące na duchu teksty, jednak po kilku miesiącach dotarła do mnie ich przeciętność. W moim przypadku zdanie „Po każdej burzy wychodzi słońce" nadawało się jedynie, jako wstęp do prognozy pogody, a nie do wyleczenia zagubionej duszy. Pewnego dnia po prostu wstałem i wróciłem do domu, i od tamtego dnia zaprzestałem swoich spotkań. Tak po prostu.
Czasem każdy z nas musi dojść do takiego momentu w swoim życiu, gdzie uwiadomi sobie, że wszystko, co do tej pory robił było działaniem bezsensowym. Wtedy najlepszym wyjściem jest po prostu odpuścić.
Sam wiem jednak, jakie jest to trudne. Potrafiłem dać spokój z motywacyjnymi zebraniami, ale nie potrafię pozbyć się platonicznej miłości.
Ciekaw jestem czy gdybym przedstawił tamtemu myślicielowi Mike'a, miałby on dla mnie jakąś fantastyczną rade? Tym razem teksty o pogodzie na nic by się nie zdały. Nasza burza trwa już wystarczająco za długo, a oprócz kolejnego gradobicia nie widzę żadnych perspektyw, na chodź kawałek słońca...
Prawda jest taka, że nie myślałem o tym żeby zadzwonić do Simona. To wszystko wyszło przez durny przypadek. Fakt, sam zaproponowałem by Mike położył się razem ze mną w łóżku, ale kiedy przebudziłem się nad ranem i zobaczyłem jak jest tuż obok mnie z ogromnym spokojem wymalowanym na twarzy, rozwalonymi na wszystkie strony włosami i wpół otwartymi ustami, poczułem, że żałuje ten decyzji. Moje myśli zaczęły iść w bardzo złym kierunku, i żeby się ich pozbyć musiałem wstać i oddalić się na bezpieczną odległość. Nie chciałem jednak nikogo budzić swoim spacerowaniem, więc zaszedłem na dół dzwoniąc do bruneta. Nasza rozmowa trwała kilka minut, a potrafiła już tak bardzo zdenerwować chłopaka, że ten wyrzucił wszystko, co leżało mu na sercu i po prostu sobie poszedł.
Tak bardzo chciałem go pocieszyć i wesprzeć. Szczera rozmowa jest trudna, ale jeszcze gorsze jest jej unikanie.
Stałem tam jeszcze dobre kilka minut upewniając się czy na pewno nie wróci. Nie wrócił.
CZYTASZ
Zaufaj mi - Byler
FanficW niesprzyjających okolicznościach i w obliczu zagłady Will decyduję się na wyznanie swoich uczuć przyjacielowi. Nie wszystko jednak idzie po jego myśli. Zawiedziony brakiem szczęśliwego zakończenia postanawia dać sobie szansę z kimś nowym. Czy Mike...