Granice absurdu

288 19 103
                                    


-Co to ma znaczyć?!- Joyce uderzyła pięścią w stół, a ja zamknąłem oczy.

Na ten moment ciężko było mi nawet określić mój stan. Balansowałem na granicy obojętności i kompletnego zrezygnowania. Kto by się spodziewał, że jedna sytuacja potrafi doszczętnie wypłukać człowieka ze wszystkich emocji. Nie chciało mi się nawet płakać. Myślę, że cały zasób łez wykorzystałem w ciągu ostatniego miesiąca do zera i to na najbliższe dziesięć lat. Stałem oparty o ścianę z głową spuszczoną w dół. Do mojego umysłu dolatywały jedynie pojedyncze strzępki zdań, które zlewały się w jedną wielką niezrozumiałą mieszanie pretensji, krzyków i gniewów.

Ile trzeba czekać, żeby w końcu było dobrze?

Ludzie mają tentację do ciągłych oczekiwań. Wypatrywania chwil, które chodź na jeden krótki moment przyniosą nam ukojenie i spokój ducha. Pośród codziennej gonitwy właśnie takie chwile są dla każdego na wagę złota. Jednoczesny odpoczynek dla ciała i duszy. Pełna swoboda i zapomnienie o otaczającym nas świecie. Chciałbym tego doświadczyć. Ale zapomniałem, że żyje w przeklętym Hawkins i jestem chłopakiem, który ostatni raz spokoju doświadczył w przedszkolu, bo od kilku lat nie jest mi to dane. Jak nie demogorgony, to jakiś pojeb z dziecięcą traumą, i kiedy już myślę, że jest dobrze to życie stawia mi na drodze nawiedzonego psychopatę powodujący kolejne pasmo nieszczęść.

Już nawet nie pytam czy może być gorzej, bo znając życie może być. Zwłaszcza znając nasze życie.

-Proszę się uspokoić...- doktor wystawił przed siebie dłonie w uspokajającym geście, ale przyniosło to odwrotny skutek do zamierzonego.

-Uspokoić?! Jak mam się do cholery uspokoić? Moje własne dziecko mnie nie poznaję! I Pan każe mi się uspokoić?!

-Ja rozumiem Pani nerwy- mężczyzna odsunął się lekko do tył, odruchowo przesuwając puchar leżący na jego biurku, lekko w bok. Za pewnie wystraszył się, że zaraz może oberwać nim w głowę- Ale to całkowicie normlanie zjawisko, które może występować bo wybudzeniu pacjenta ze śpiączki. Naprawdę nie ma się, czym stresować.

-O dziękuję za taką radę! Naprawdę jestem dużo spokojniejsza żyjąc z wiedzą, że dziecko, które rodziłam w bólach i męczarniach, oraz wychowywałam w pocie czoła ma mnie za jakąś obcą babę!

Mężczyzna nabrał powietrza do płuc. Miałem wrażenie, że właśnie zdążył przemyśleć całe swoje dotychczasowe życie i zastanowić się, czy dla takich chwil warto było zaczynać swoją karierę medyczną.

Joyce Byers to największy postrach okolicznych sprzedawców, lekarzy, dentystów, a ostatnio nawet pracowników stacji benzynowych, którzy na siłę wciskają jej płyn do spryskiwaczy. Nie wiem, kto zdążył zaleźć jej za skórę w Kalifornii, ale w Hawkins była już dawno znana ze swojego twardego i nieustępliwego charakteru. I każdy, kto stawał na jej drodze musiał się z tym liczyć.

-Lepiej skupić się na aspektach, które pomogą szybko dojść do zdrowia państwa dziecku - odchrząknął mając cichą nadzieję, że tym razem uda się mu dojść do głosu na dużej niż pięć sekund.

-Słucham Pana świetnych rad. Śmiało!

-Przede wszystkim musimy bazować na jego wspomnieniach. Zna swoje imię i pochodzenie, więc jest duża nadzieję, że stopniowo zacznie przypominać sobie twarze swoich najbliższych. Proszę opowiadać mu o wspólnie przeżytych przygodach...- w momencie, w którym wypowiedział te słowa rozejrzałem się po twarzach wszystkich obecnych w niewielkim gabinecie.

Nasze przygody te nierealistyczne do opowiedzenia historię wykraczające z każdej strony poza jakiekolwiek granicę normy. Wyobraźcie sobie, że na ulicy zaczepia was obca osoba, i nagle zaczyna opowiadać o goniących ją stworach, nadnaturalnych zdolnościach swojej koleżanki, która ratuję świat i o ogromnym pająku, który potrafi kontrolować umysły. Prawdopodobnie najmądrzejszym wyjściem w takiej sytuacji byłoby odprowadzić takowego człowieka do zakładu zamkniętego. Ewentualnie poklepać po plecach i lekkim zażenowaniem zasugerować, że przeholował filmy science-fiction. To wręcz niewykonalne zdanie.

Zaufaj mi - BylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz