Duże dzieci, duży kłopot

290 19 114
                                    


Wydaję mi się, że każdy z nas w swoim życiu chodź raz wyobrażał sobie siebie w roli rodzica. Widzieć swoje dziecko, które rodzi się, dorasta, i na koniec obiera własną ścieżkę życiową musi być jednym z piękniejszych przeżyć. Jednak sama wiedza, że jesteśmy odpowiedzialni za czyjeś istnienie jest przerażającą. Nagle oprócz siebie, musimy odpowiadać za małego człowieka, który wchodzi w obcy mu świat. Przez kilkanaście lat kroczyć cierpliwie obok niego, aż w końcu zorientuje się, że już nas nie potrzebuję.

Widząc siebie w roli ojca stwierdziłem, że dałbym swoim dzieciom wszystko, czego nauczyła mnie mama, i zapewniłbym im wszystko, czego nie dostałem od ojca. Byłem przekonany, że byłbym kochającym, wspierającym i wyrozumiałym rodzicem. A co najważniejsze miałbym dużą cierpliwość. I właśnie w tym punkcie muszę się zatrzymać.

O ile wcześniej złościłem się na dorosłych ludzi za ich kompletny brak samokontroli w wielu sprawach, tak teraz chciałbym ich serdecznie przeprosić. Już rozumiem, że opieka nad hałaśliwym, nie spokojnym i narwanym dzieckiem sprawia tyle kłopotów, że czasem nie da rady inaczej.

Zwłaszcza, jeśli to „dziecko" przewyższa cię niemal o głowę, i jest pod wpływem narkotyków.

Wtedy sprawa komplikuję się o wiele bardziej, a ty masz ochotę po prostu wysadzić go z pędzącego auta.

Nie żartuję. 

Mike najpierw spał jak kamień wtulony we mnie, po czym nagle dostał wielkiego objawienia o magii otaczającego go świata i od dobrej godziny bez przerwy opowiadał o skrzatach i leśnych wróżkach mieszkających na ziemi. BEZ PRZERWY. Zacząłem wątpić to, czy dostał tylko morfinę. Po niej przecież byłby odprężony i rozluźniony. Przynajmniej tak twierdził Argyle. Tymczasem on dosłownie wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego.

- Zamknij się już wreszcie. Proszę cię! – krzyknął Jonathan zakrywając uszy.

-Tak, tak macie rację temat przereklamowany, dosłownie nic ciekawego nie ma już do dodania. Nie? No nie? No oczywiście, że tak. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego ktoś w tym zestawieniu omija te cudowne stworzenia. Patrzcie! – wrzasnął nagle przyklejając twarz do okna- Widzieliście!? To chyba była sarenka, albo gołąb...tak czy siak zionęło ogniem, czy ktoś przemyślał, że mógł to być kosmita w przebraniu? W sumie zjadłbym coś.

-Mike!- krzyknąłem na niego chwytając jego głowę w dłonie- Cicho! Bądź cicho, chociaż przez pięć minut!

-Tak! Pograjmy, w kto szybciej nie mrugnie?! Ja zaczynam- chłopak roześmiał się wlepiając we mnie wielkie oczy. 

Wszystko byłoby dobrze gdyby nie ruszał wciąż tymi powiekami jak nakręcony.

-A może pogramy w ciszę- dodał Jonathan z nadzieją w głosie.

-O! A jak się w to gra? I co wygram? Dmuchany zamek? Lubię skakać wiecie? Wiecie jak wysoko skacze? Mogę wam pokazać? Proszę, proszę, proszę!

-NIE! Uwaga od teraz, kto pierwszy się odezwie przegrywa i wysiada z auta- podsumował chłopak, starając się ze wszystkich sił trzymać nerwy na wodzy.

Ku naszemu zadowoleniu Mike, w końcu usiadł zamykając buzie. Chwała Panu. Odetchnąłem z ulgą napawając się chwilą danej mi ciszy. Jednocześnie wciąż myśląc o tym, co udało mi się rozczytać z podartego papieru. Chwilę trwało zanim poskładałem w całość rozstrzępione słowa jednak zdecydowanie mój wysiłek był tego wart. Poczułem się zaskakująco dobrze. Nie sądziłem, że chłopak równie mocno mógł przeżywać mój wyjazd( przecież na lotnisku, nie dał po sobie tego poznać, ani razu), jednak prawda okazała się całkiem inna. Tęsknił za mną i było mu z tym wszystkim równie źle, jak mi. A to, nie przeczę podniosło moją zranioną duszę ofiarując jej w końcu dawno zabrane pokrzepienie. Nagle jego silna więź z El ułożyła się w logiczną całość. Tak jak mówiłem chłopakiem zawsze kierowały silne emocje przywódcze i ogromne poczucie obowiązku względem bliskich mu osób. Nie byłem już zły, o jego dołączenie do klubu, ani o poprzednie traktowanie mnie. Wręcz przeciwnie. Byłem szczęśliwy, że to wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy pozwoliło przeżyć nam ogromny szereg prób i udowodnić naszą ogromną wieź. W końcu czułem, że zależy mu na mnie równie mocno. A ta wiedza napawała mnie nieopisanym szczęściem i spokojem. Właśnie tego potrzebowałem. 

Zaufaj mi - BylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz