Ostatnie promienie słońca

276 17 214
                                    


W.

Wszelkie powielane brednie o pięknej miłości są niczym kiepski żart w wieczornych kabaretach. Każdy marzy o szczerym uczuciu, które doda mu sił do życia. Przywłaszczy nas sobie od pierwszego wejrzenia i nie opuści naszego ciała na wiele lat. W literaturze i innych dziełach sztuki spotykałem się ze wspaniałymi opisami, które nadawały sens miłości. Obrazowały ją, jako coś najlepszego na świecie. Podkreślały, iż do każdego z nas miłość kroczy własną drogę, mniejszymi bądź większymi krokami. To, czego nie powiedziały to, że miłość nie spaceruje sama. Prowadzi za sobą smutek, niesprawiedliwość, złość, gniew, złe decyzje i zazdrość.

Chyba nie zna do znużenia powielanej zasady o szczerości wśród przyjaciół. Wychyla się za horyzontu szeroko otwierając ramiona. Wie, że jest mile widziana i wyczekiwana jak stara dobra znajoma. W jej pułapkę wchodzą wszyscy. Bez wyjątku. Najpierw otula nas ciepłem, uskrzydlając naszą duszę, a potem świadomie wystawia na delikatne wzloty i mocne upadki. Ignorując nasze prośby pozostawienia nas w spokoju.

-Zasnęła. Biedna musiała być całkiem wykończona.

Mike naciągnął koc na ramiona dziewczyny delikatnie łapiąc ją za rękę. Usiadł obok przejeżdżając kciukiem po wierzchu jej dłoni.

Poczułem nieprzyjemne ukłucie. Jego oczy patrzyły na nią z wielką troską. Na nią nie na mnie. Zazdrość mnie wyniszczała, mógłbym nienawidzić każda inną dziewczynę, ale jak na złość padło na moją siostrę. A jej nie mogę nie lubić, nie mogę życzyć jej źle. Nie mogę zrobić nic. A bezsilność połączona z zazdrością jest najgorsza.

Dalsza walka nie miała sensu. Czasem szczytem odwagi jest poddać się w odpowiedniej chwili, niż pozostać na linii frontu bez żadnych szans.

Steve podwiózł nas pod dom chłopaka. Całą szóstką długo wlepialiśmy wzrok w zdobytą fotografię. Nikt nie miał wątpliwości, pochodziła z laboratorium. Kobieta w fartuchu była mamą Simona, a skoro była przy narodzinach dziewczyny musiała dla nich pracować. Czyli wiedziała o wszystkich rzeczach, które się tam działy.

Dotarło do mnie jak wielki błąd popełniłem przyznając się do wszystkiego chłopakowi. Teraz już nawet nie byłem pewny , czy mogłem wierzyć w jakiekolwiek jego słowo. Może tak naprawdę miał świetny kontakt z rodziną, a jego skruszona postawa miała mnie tylko zmiękczyć?

-Będę już szedł- powiedziałem podnosząc się z miejsca.

Wszyscy po jakiś czasie rozeszli się do swoich mieszkań uświadamiając sobie, że nie wiele zdziałamy. Moja obecność również była już zbęda.

-A może chcesz przenocować u mnie?- zagadnął - Przyniosę Ci kołdrę i poduszkę.

-Nie. Muszę wracać do domu nim mama nabierze podejrzeń, co do mojej ciągłej nieobecności- mój głos zabrzmiał wyjątkowo oschle, chodź nie chciałem dać poznać po sobie swojego nastroju.

Chyba już nie potrafiłem udawać, że cała sytuacja w ogóle mnie nie obchodzi.

-No daj spokój. Hopper może nabrać dziwnych podejrzeń jak El zostanie sama w moim domu.

Prychnąłem.

-Czyli potrzebujesz mnie, jako przykrywki?

-O co ci chodzi?- pociągnął jedną brew do góry.

Czasem miałem wrażenie, że zachowuje się jak rozjuszone dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki pod choinkę. Ale nic nie mogłem na to poradzić. Zasady dobrego zachowania już dawno przestały mieć znaczenie. Mike nie potrafił podjąć decyzji, ale ja potrafiłem. Nawet, jeśli miała ona zniszczyć nas oboje.

Zaufaj mi - BylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz