00

678 32 0
                                    

Wojna była kosztowna.

W złoto, w pieniądze, w uzbrojenie.

I w ludzi.

Ludzi, którzy ginęli na niej, padając pod naporem wrogich mieczy. Gdy pola bitew zalewały się posoką, wsiąkając w grunt. Gdy kolejne ciała padały, aby później płonąc na stosach. Gdy w eterze zdawały się roznosić krzyki bólu i płacz najbliższych. Ujadanie dzikich psów i smród, który toczył się po drogach i polach, gdzie przejeżdżały wojska. Czy to swoje, czy wrogie.

Louis wpatrywał się na mapę okolicznych królestw. Przesuwał kolejne piony na planszy, z niepokojem widząc, jak kolejne sojusze upadały. Czasami z powodu tego, że sojusznik upadał pod naporem wroga, innym razem dlatego, że dokonywał zdrady dla silniejszych przyjaciół. Skupił wzrok na wyrysowanym kontynencie. Widział zaznaczone największe rzeki, podpisane góry i stolice największych państw. I to właśnie przy tych ostatnich stały, a czasami leżały, pionki, które miały wskazywać potencjalnych sojuszników.

Sojuszników, których było przecież tak niewielu.

— Jego ekspansji nie da się zatrzymać — powiedział jeden z członków wywiadu. Louis pokiwał na zgodę głową. On również nie miał pomysłu, co zrobić, aby móc doprowadzić to szaleństwo do końca.

— Liczebnie go nie pokonamy, musimy coś wymyślić — odparł szatyn, odwracając się od stołu, na którym rozłożone było wiele map. — Musi być jakiś sposób na to, aby go powstrzymać. Choćby za wszelką cenę. Nie możemy pozwolić, aby nasze królestwo również padło na kolana.

— I tak to zrobi. Królewski syn, a twój kuzyn, ma wyjść za niego. Jest omegą, więc jest świetną kartą przetargową. Jeżeli doczekają się potomka, nie będzie większego problemu, aby złączyć nasze i ich ziemie w jedno.

— Nie podoba mi się to, doskonale wiecie dlaczego. To nie skończy się dobrą unią.

— Wiemy, właśnie dlatego jeszcze tutaj jesteśmy. W tej komnacie, myśląc nad najlepszym rozwiązaniem.

Louis odwrócił się szaleńczo, a jego peleryna zdawała się nie nadążyć za gwałtownym ruchem ciała. Spojrzał na kilku członków wywiadu, do którego należał również i on sam. Czemu on sam wcześniej o tym nie pomyślał? Przecież to był doskonały pomysł. Musiał go tylko dobrze przemyśleć, odpowiednio cicho wykonać. Miałoby to sens. Chociaż sam nie był zwolennikiem tej gałęzi swojej rodziny na tronie, oficjalnie siedział cicho, a w cieniu knuł i spiskował, aby powoli usunąć ich władzę, zmieniając państwo w coś zupełnie innego.

— Ten idiota doprowadzi do naszego upadku — powiedział gorzko Louis. — Ale chyba mam plan, jak do tego nie dopuścić. Musimy tylko dobrze to rozegrać, chociaż zajmie to dużo czasu, może nawet i miesiące.

Wszyscy spojrzeli na niego z zaskoczeniem. Od wielu tygodni szukali sposobu na to, aby chociaż osłabić wrogie wojska, ale wszystko wydawało się być nieskuteczne. Wywiad cesarski działał równie prężnie co ich własny, o ile nawet nie był lepszy. Ale cóż było się dziwić, kiedy tamtejsi szpiedzy wykonywali swoją pracę wprost dla władcy, zaś oni siedzieli schowani przed całym państwem, knując przeciwko obydwu stronom.

Ułożył dłonie na mapie, jakby próbował nimi obronić wszystkie państwa, które były dla nich sojusznikami. Mieli bardzo dużo planów, ale większość z nich na ten moment nie miała nawet szansy na to, aby zostać wykonana.

— Małżeństwo między Williamem a cesarzem ma gwarantować pokój i brak wojen na naszych ziemiach. Ale doskonale wiemy, że to kłamstwo i że staniemy się kolejną marionetką w dłoniach tego kutasa. Że wykorzysta nas, jak tylko będzie mu to pasowało. Tym bardziej, że nasza strona nie dotrzyma warunków, które nam postawili, więc najadą nas, nim nadejdą pierwsze roztopy. William nie da mu syna, nie da mu żadnego dziecka. Jest bezpłodny i nie przechodzi gorączek. Dziwię się, że jego szpiedzy jeszcze tego nie wywęszyli.

✓ | Cold As A SteelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz