22

218 22 0
                                    

Gdy wrócił do swych komnat, porzucił wszelkie maski, które towarzyszyły mu w ciągu dnia, a on sam wybuchnął ze złości. Rzadko kiedy wpadał w tak wielką wściekłość, ale teraz miał do tego pełne prawo. Ktoś wszak śmiał truć kogoś innego nieudolnie i całą winę przypisywać właśnie mu. Louis za dobrze znał się na truciznach, aby był tak niechlujny w zabijaniu nią.

On zawsze dbał o to, aby najpierw dowiedzieć się jak najwięcej o swojej ofierze, o ile nie była tylko przypadkowym świadkiem, który miał już nigdy niczego nie powiedzieć. Tak jak tamta omega z zaułka, gdy odbierał od niej zioła, które miały zakończyć życie jego drogiego kuzyna. Wtedy po prostu czyścił sobie drogę, aby nie pojawił się ktoś, kto w najbardziej nieodpowiednim momencie zniweczyłby jego plan. Lub tak samo, jak otruł tych, z którymi knuł. Nie ufał żadnemu z nich. Żadnemu.

Choć był wściekły, pojmował, dlaczego alfa uznał, że była to akurat jego wina. Że pewnie próbował zamydlić mu oczy miłymi słowa i obietnicą wspólnej przyszłości, aby zaraz zaatakować. Oczywiście nie było w tym specjalnie logicznego sensu, zważając na to, po jak cienkim lodzie stąpał aktualnie Louis. Dla swoich krajan miał stać się zdrajcą, a tutaj nadal był obcym. Wystarczył jeden zły ruch, a wszystko byłoby zaprzepaszczone, gdy on umierałby gdzieś w męczarniach samotnie.

Chodził nerwowo po komnacie, starając się samemu uspokoić. Bardzo szybko nauczył się, że działanie w gniewie nigdy nie przynosiło niczego dobrego, a jedynie mogło sprawić, że złe rzeczy zamieniły się w katastrofę. Zgadywał, że wielu nie podobała się jego obecność na cesarskim dworze. Jedni byli wrogami samej rodziny, inni zaś pewnie byli rozzłoszczeni tym, że to nie ich ród połączył się z władcą. Jednak czy ktokolwiek posunąłby się do takiego kroku? Poza tym ktoś musiałby zbliżyć się do dowódcy, by móc tylko pozwolić sobie na otrucie go w biały dzień.

Zaczął się zastanawiać. Sam władca nie brzmiał jak winny, skoro to właśnie on go oskarżył. Poza tym widział to w oczach Harry'ego. Alfa, gdyby miał pozbawić kogoś życia, zrobiłby to inaczej. W walce lub wydał wyrok śmierci. Zresztą byli przyjaciółmi, a Zayn nie powiedział mu ani słowa o tym, aby dwie alfy rozmawiały ze sobą choć odrobinę mniej, o ile tylko Liam pojawiał się w pałacu.

Zaraz zaczął rozważać samą omegę. Choć widział zmartwienie w oczach ciemnowłosego, nie wyglądał na mocno przerażonego. Wiedział, że ten był wojownikiem i widział wiele. Że w swojej głowie codziennie musiał mieć myśl, że jeżeli tylko dojdzie do kolejnej wojny, a on zostanie w stolicy, to Liam będzie mógł zginąć gdzieś na froncie. Jednak to właśnie Zayn jako jedyny zdawał się traktować go przyjacielsko w tym pałacu, bez zbędnego udawania. Omegi dworu chciały wkupić się w jego łaski z różnych powodów, a on jeden nie miał żadnego. Był najbliższym krewnym dla władcy, do tego zajmując samemu wysoką pozycję. Więc czy chciałby narażać zdrowie tego, z którym się związał, aby coś udowodnić? Nie, to nie mogło być to, Zayn miał za dobre serce i była jedna cecha, która wiązała go z krewniakiem: obydwaj byli zbyt honorowi, by brudzić sobie ręce cichymi morderstwami. Oczywiście sam szatyn głupcem nie był i zgadywał, że zarówno jeden, jak i drugi, mieli w swojej historii również i takie czyny, jednak nie obnosili się z tego powodu dumą, jak chociażby robił to on sam.

Z osób, które były najbliżej i miały dostęp do niemal każdej części pałacu pozostała mu tylko jedna osoba. Niall. Cholerny mistrz szpiegów, który był na tyle bezczelny, aby zaatakować go w jego własnej komnacie. Gdyby nie to, że Louis na szczęście zgodził się na układ z cesarzem, to spotkanie mogłoby nie skończyć się wcale tak dobrze. Z całej ich piątki, to właśnie on miał największą motywację do tego, aby mu zaszkodzić. Aby sprawić, że w oczach władcy okaże się być niegodnym towarzyszem. Zdrajcą, za jakiego wszyscy go uważali.

✓ | Cold As A SteelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz