23

225 22 0
                                    

Podróż przebiegała całkiem miło. Pod sztandarami cesarskiej rodziny oraz z żołnierzami, Louis nie czuł, że musiał rozglądać się w każdą stronę tak jak wtedy, gdy opuszczał rodzinne strony. Widział już na własne oczy, jak bardzo uwielbiano Harry'ego. Jakim szacunkiem go darzono. Domyślał się więc, że jako połączona z nim omega, on również uzyska podobne traktowanie. I tak właśnie było, ponieważ w każdym miejscu, gdzie tylko się zatrzymywali traktowali ich jak bogów, nawet jeśli omega powtarzała, że nie było to konieczne.

Louis musiał przyznać, że nie przepadał za podróżowaniem. Oczywiście nie było w tym nic złego, ale zawsze miał wrażenie, że marnował tak wiele czasu tylko na to, aby z jednego punktu przenieść się do drugiego. Nie ukrywał, że mógł również obserwować społeczeństwo oraz piękne krajobrazy. Ale poza tym to wszystko go jedynie męczyło.

Na szczęście jego towarzysze podróży wydawali się podzielać jego zdanie. Kiedy tylko mogli, zasiadali razem w największym z namiotów - gdy gospody były za daleko - lub przy stole i omawiali kolejne plany krok po kroku, chcąc być pewnymi, że wszystko zostało doskonale przemyślane.

Potrzebowali niemal tygodnia, by znaleźć się na miejscu. Nie chciał nawet wiedzieć, ile czasu potrzebowała omega, z którą rozmawiał, jednak zgadywał, że ta nie mogła pędzić na najszybszym koniu w cesarstwie. Cóż, to jedynie mocniej potwierdzało jego tezę, jak bezsensowne było takie przemieszczanie się.

Ziemie, na których znalazł się wraz z uczonymi, może i wyglądały jak z najpiękniejszych obrazów, ale jedynie na pierwszy rzut oka. Bowiem nie istniała żadna perfekcyjna rzecz czy istota (i tak, Louis był świadomy, że miał wady, jednak skrzętnie ten fakt ignorował), to to miejsce również miało swoje problemy. Wioska była mała i widać było, że choć próbowano coś zrobić, to nie było to specjalnie skuteczne. Zgadywał jednak, że takie położenie bardzo pasowało omegom, które nie musiały przebywać dalekiej drogi, aby dostać się do rzeki, a poza tym lasy dookoła rodziły wiele owoców, dzięki którym dało się coś przyrządzić. Pomimo zniszczonych domów, widział sporą część ziemi, która najwyraźniej została przeznaczona pod uprawę. Te połacie, które sięgały dalej, nie wyglądały na tak zniszczone. Cóż, jednym było koncypować wszelkie możliwości, innym zaś zrobić wszystko, by sprawdziło to się w rzeczywistym świecie.

Do pracy zabrali się od razu. Louis, chociaż naprawdę chciał, to nie mógł pomóc uczonym tak, jakby tego pragnął. Zamiast tego starał się zrobić jak najwięcej dla samych omeg. Te najwyraźniej nie spodziewały się, że odwiedzi ich ktoś taki i że przybywał z pomocą. Chcieli ugościć go wszystkim, co tylko mieli, jednak on odmawiał i to nie z obrzydzenia czy niechęci. Nie chciał odbierać im tego, co było w ich posiadaniu.

Jeżeli ktoś znał Louisa jako chłodną omegę, której każdy krok był wyliczony, teraz wydawało się, że był zupełnie inną osobą. Jego uśmiechy były pełne ciepła, a zdystansowana postawa zdawała się zniknąć. Wyglądał na szczerze przejętego sprawami omeg i doradzał tak bardzo, jak sam tylko potrafił. Starał się wysłuchać każdego, kto tylko do niego przyszedł. Wydawało się, że choć był w tym miejscu krótko, podbił serce każdego mieszkańca i nikt nie zwracał uwagi na to, że pochodził z innego miejsca w świecie, a małżeństwo z władcą było wyłącznie polityką.

Wiedział, że jeżeli uda mu się znów przeciągnąć alfę na swoją stronę, to zamierzał zrobić wszystko, by poprawić życie tych, którzy byli spychani na samo dno. Być może stworzyć miejsca, które byłyby jak sanktuaria dla omeg szukających pomocy. Gdzie znajdą schronienie oraz możliwość rozpoczęcia życia od nowa. Bezpieczne sanktuarium dla tych, których los nie wynagrodził w życiu.

Najpierw musiał jednak doprowadzić do końca jeden problem, a dopiero później zamierzał zająć się kolejnym. Pośpiech nigdy nie działał jako sprzymierzeniec, więc zgadywał, że w takiej sytuacji tym bardziej w niczym mu nie pomoże.

✓ | Cold As A SteelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz