Louis stał, czując się niemal... onieśmielony. A to nie było coś, co towarzyszyło mu zbyt często. Ba, nie mógł nawet powiedzieć, kiedy zetknął się z czymś takim ostatnim razem. Nie dał się jednak zdominować temu odczuciu. Musiał wyzbyć się wszelkich emocji i skupić na chłodnej logice.
Ale choć widział malunki przedstawiające wrogiego władcę i choć słyszał wiele na jego temat, zetknięcie się z nim w rzeczywistości było czymś zupełnie innym.
Bo ten wydawał mu się być o wiele bardziej przebiegły i brutalny, choć wystarczyło jedynie jedno spojrzenie na jego osobę. Jakby ten emanował właśnie taką energią, której jeszcze nigdy wcześniej u nikogo czuł. A w swoim życiu, nawet jeśli wcale nie było aż tak długie, poznał naprawdę wiele różnych osób. Ale żadna z nich, niezależnie od swojej pozycji, nie dawała mu wrażenia trzymania ogromnej siły w swych rękach. Mógłby powiedzieć, że czułby się urzeczony — a może wręcz i zafascynowany — taką alfą, ale on miał plan, który musiał zrealizować.
Widział, jak ten zeskakuje z konia, a ktoś z jego świty zaraz złapał za wodze, aby utrzymać zwierzę w miejscu. Zaczął oddychać nieco ciężej, co wydawało się mimo wszystko naturalne. Miał przecież grać zdenerwowanego księcia, który miał poznać drugą stronę swojego aranżowanego małżeństwa.
Przełknął ślinę, zastanawiając się, czy ktokolwiek zorientuje się w tym, że on wcale nie był Williamem.
Słyszał, jak jedna z alf pędzących za władcą zaczęła wymieniać wszystkie jego tytuły. Louis doskonale pamiętał każdy z nich. Musiał, bo wiedza była jego największą bronią. Mógł nawet w środku nocy wyrecytować każdą krainę, która znalazła się pod panowaniem cesarza.
I kiedy nadeszła odpowiednia pora, skłonił się głęboko tak, jak wymagały tego pałacowe protokoły.
— Wasza cesarska mość — powiedział Louis, gdy wyprostował się, pozwalając sobie ponownie na to, aby ich spojrzenia spotkały się ze sobą.
Nie czuł zapachu alfy, ale nieomal skrzywił się, gdy w jego nozdrza uderzył smród podróży i metalu, z którego stworzona była zbroja. Utrzymał jednak swoją kamienną minę, zastanawiając się, dlaczego nie był w stanie wyczuć żadnej ziołowej, kwiatowej czy jakiejkolwiek innej nuty. Bo nie sądził, że cesarz permanentnie pachniał koniem.
— Książę.
Głos był głębszy niż się spodziewał, choć wydawało mu się, że pobrzmiewały w nim dziwne nuty. I musiał przyznać, że coś nieprzewidywalnie zdawało się zadrzeć w jego ciele. Bo wcale nie chciał, aby właśnie tak się działo. Wiedział jednak, że to wszystko było jedynie efektem tego, że nie mógł brać więcej ziół, które miały tłumić wszelkie jego zachowania związane z jego ciałem. Z tym, że był omegą.
Widział, jak wiatr rozwiewał nieco dłuższe, ciemne włosy. Nie spuścił z niego wzroku ani moment, nawet wtedy, gdy uwaga samego władcy skupiła się na królu, który obiecał mu, że służba pokażę drogę do komnat, w których ten miał się zatrzymać, aby odświeżyć się przed uroczystym, powitalnym posiłkiem.
I choć to służba miała zaprowadzić cesarza i najbliższych jego doradców do skrzydła pałacu, który miał na te dni należeć do nich, to Louis nie mógł stracić okazji, aby tylko zacząć zastawiać swoje sidła. Dlaczego miał marnować ten czas, kiedy mógł działać od razu?
— Ojcze, pozwól, że to ja poprowadzę naszych gości do ich komnat — powiedział Louis, kładąc dłoń na ramieniu króla, jakby chciał na krótki moment go zatrzymać.
Władca spojrzał na niego, może z delikatną podejrzliwością. W końcu William nigdy nie brzmiał na zainteresowanego takimi zadaniami. Kiwnął jedynie głową, a omega uśmiechnęła się delikatnie, zanim sama nie ruszyła do przodu. Liczył na to, że ktoś powie coś przypadkowego, nawet w ich własnym języku. Jego kuzyn był znany z tego, że nie był poliglotą. On jednak specjalnie uczył się, aby móc podsłuchiwać w wielu sytuacjach.
CZYTASZ
✓ | Cold As A Steel
FanfictionBycie władcą nie jest łatwym zadaniem. Tym bardziej, gdy jest się w trakcie kolejnej wojny o dominacje w świecie, prowadząc swoje wojska ku zwycięstwu. Jednak nie każde królestwo gotowe jest walczyć, woląc się układać. I tak właśnie książę Willi...