Nie wiedział, co działo się przez ten krótki czas, gdy opuściła go świadomość.
I choć nie miał pojęcia, jak długo był nieprzytomny, to czując, że ich ciała nadal były połączone bez możliwości najmniejszego poruszenia się, zrozumiał, że musiała być to jedynie krótka chwila. Na dodatek zrozumiał, co tworzyło mokre uczucie na jego szyi, gdy sprawny język wodził po jego ranie.Wziął większy wdech powietrza, otwierając powoli oczy. Jego ciało nie walczyło już z nienaturalnym gorącem, ale alfa był tak blisko niego, że nie czuł problemu związanego z chłodem. To była jedna z rzeczy, którą akceptował w alfach; że w ich pobliżu nie musiał martwić się o zimno.
Za to musiał powiedzieć, że był zmęczony, choć nie zrobił przecież nic aż tak wymagającego.
Nie byli przykryci czymkolwiek, więc mógł wpatrywać się w blizny na ramieniu oraz czerwone szramy, które powstały przez niego samego. Chciał dotknąć każdej z nich, poznać jej fakturę i dowiedzieć się, kto w porównaniu do niego zawiódł w próbie zamordowania cesarza. Który rycerz i jaki miecz nie zdołali dokonać tego, co on zrobi z największą przyjemnością. Tylko że rana, którą ona zada nigdy się nie zasklepi ani nie zabliźni.Nie podniósł jednak ręki. Nie miał na to siły, ale obiecał sobie, że jeszcze tej nocy jego palce zapoznają się z mapą wszystkich tych ran.
— Obudziłeś się.
Odwrócił wzrok, wpatrując się w twarz alfy, która znalazła się nad jego własną. Gdyby nie wiedział, z kim miał właśnie do czynienia, zaryzykowałby stwierdzenie, że widział pewnego rodzaju zmartwienie. Wiedział jednak, że to jego stan powodował takie zamieszanie w jego głowie.
— Co się stało? — zapytał, gdy coś tknęło go, aby sięgnąć do ciemnego kosmyka na czole alfy, odsuwając go delikatnie. Co ciekawe jeszcze chwilę wcześniej nie miał przecież nawet siły unieść najmniejszego palca. Może to była tylko krótka chwila jego słabości.
— Pragnąłeś śmierci tej jednej nocy, więc sądzę, że przeżyłeś właśnie małą śmierć.
Louis spojrzał na władcę, zanim nie prychnął pod nosem, choć wcale nie brzmiał na rozbawionego. Bo cóż to miało być za porównanie?— Czy długo byłem... Poza moją świadomością?
— Kilka minut.
Rozejrzał się po komnacie, jednak o wiele mniej było już dla niego widoczne, ponieważ część świec musiała się wypalić, czego on nie zauważył, będąc zbyt zajęty innymi czynnościami. Poza tym poza murami pałacu nadal panowała noc, więc żadne światło nie wpadało przez okna do pomieszczeń. Ułożył się wygodniej na miękkiej poduszce, wpatrując w alfę. Ten zaś swoją uwagę skupiał na znaku. Louis wcale się nie dziwił. Niezależnie od tego, jaka wrogość mogła ich dzielić, na razie przejmowała nad nimi władzę natura. Za kilka dni jednak wszystko powróci do normalności.
Kolejne minuty spędzili w ciszy. Wcale mu to jednak nie przeszkadzało, ponieważ ta nie była niepokojąca i niekomfortowa. Obydwaj odpoczywali, chociaż ciało omegi niekoniecznie mogło być w pełni rozluźnione, gdy raz za razem czuł ciepły oddech, który owiewał jego szyję tuż przy delikatnie piekącym go znaku połączenia.
— Louis.
Chociaż głos alfy był cichy, zwrócił na siebie uwagę szatyna. Spojrzał na niego z zaciekawieniem, choć wydawało się, że władca wcale tego nie chciał.
— Nauczyłeś się mojego imienia, wasza wysokość — mruknął, a w jego głosie nie zabrakło ironii. — Jestem pod wrażeniem. Czyżbym utracił w końcu moje miano omegi?
— Pasuje do ciebie bardziej niż William.
— Proszę mnie tak nie komplementować, nie do twarzy mi z rumieńcem.
CZYTASZ
✓ | Cold As A Steel
FanfictionBycie władcą nie jest łatwym zadaniem. Tym bardziej, gdy jest się w trakcie kolejnej wojny o dominacje w świecie, prowadząc swoje wojska ku zwycięstwu. Jednak nie każde królestwo gotowe jest walczyć, woląc się układać. I tak właśnie książę Willi...