10

273 24 0
                                    

Wyjazd z państwa, które uważał za swój dom i dla którego był w stanie oddać nawet swoje własne życie, nie przyszło mu łatwo. Wszystko jednak było gotowe, zaś on stał na dziedzińcu, poprawiając skórzaną rękawiczkę na swojej dłoni. Drobne ranki drażniły jego skórę i teraz wcale nie było lepiej, gdy jeszcze zakrywał je materiał.

I chociaż coś w jego serce pękało na myśl, że musiał wyjechać, to gdy widział wzrok króla na sobie, w jakiś sposób jednak cieszył się — a przynajmniej odczuwał ulgę — że miał wyruszyć do miejsca, w którym jego zemsta nigdy nie miała go dopaść. Bowiem nie sądził, aby ten był na tyle głupi atakować wprost pod nosem samego cesarza. Ludność w końcu nie wiedziała, co takiego zrobił Louis, więc zamach na jego osobę będzie bardzo źle potraktowany.

Wpatrywał się w konia, na którym miał jechać. Choć początkowo miał podróżować w powozie, nie zgodził się, mówiąc, że była to jedynie strata czasu i miejsca, a on nie czuł się źle w siodle. Przecież jeszcze nie tak dawno pędził jak wichura, wykonując w mroku kolejne zadania często poza granicami stolicy. Na dodatek wiedział, że jeżeli wybrałby taką formę podróży, to jego uszy mogłyby uniknąć kilku ciekawych informacji.

Westchnął, w końcu przestając skubać materiał rękawiczek. Starał się wyglądać godnie i reprezentatywnie, ale naprawdę w tym jednym momencie nie miał na nic siły. Peleryna na szczęście zakrywała jego opadające ramiona, podobnie jak resztę sylwetki.

Spojrzał na alfę, która stała niedaleko, rozmawiając z rycerzem w ciężkiej zbroi. Sam cesarz również nie miał wygodnego stroju podróżnego, jaki mógł wybrać dla siebie Louis. Widział części opancerzenia na jego ciele, choć nie był to pełny rynsztunek. Co prawda nie wyglądał jak potężny władca, a raczej ktoś, kto miał bronić za wszelką cenę innych współtowarzyszy. Louis dostrzegał kilka wgnieceń w metalu i był pewien, że zbroja musiała przeżyć wiele. Omega wiedziała, że mu samemu wystarczyły słodkie oczy i dwa sztylety schowane w odpowiednich miejscach, które miały mu pomóc w obronie. W końcu kto pomyśli, że wysoko urodzona omega będzie zabójczym narzędziem? Zatrzymał wzrok na dłuższy moment na swoim mężu i z niechęcią musiał przyznać, że ten wciąż tryskał tą samą siłą i wigorem, ale Louis wcale mu się nie dziwił. Jak miał nie, skoro jedynie zyskiwał, zdobywając kolejne swoje cele, jakby była to najłatwiejsza rzecz w życiu.

W końcu wsiadł na konia, nie posiłkując się asystą innych. Spojrzał ostatni raz na pałac, do którego już nigdy nie miał wrócić, a chwilę później przed nim była jedynie droga.

———

Podróż była nużąca.

Jechał, nie mając za wiele okazji do rozmów. Wymienił kilka zdań z alfą, która niemal zawsze była przy boku cesarza, jednak nie były to najbardziej przyjacielskie konwersacje. Raczej grzeczne i niewnoszące nic ciekawego do ich życia. Blisko niego jechała również dumna omega i musiał przyznać że kilka razy rozważał strącenie go z konia.

Poza tym postoje były równie nieciekawe. Nic się nie działo. Jedzenie nie było najpyszniejsze, acz zjadliwe. Louis nie lubił podróżować, była to dla strata czasu i to ta najgorszego rodzaju.
Teraz siedział na koniu, jadąc powoli przy boku alfy. Wsłuchiwał się w rozmowy, które prowadziła reszta w obcym języku, choć przecież on całkiem nieźle go znał. Musiał, skoro już wcześniej planował, że to właśnie on wejdzie w to gniazdo węży. Cieszyło go jedynie to, że od ich celu dzieliło ich jednie kilka dni. Problem zaś polegał na tym, że wcale nie znaleźli się jeszcze w granicach cesarstwa, więc byli wystawieni na atak. On sam rozglądał się dookoła, starając się wyłapać, czy z któregoś z drzew nie wyskoczą na nich zbójcy. Bo nie podróżowali wielkim orszakiem. Część żołnierzy była dobry dzień drogi przed nimi, aby upewniać się, że obrana trasa była bezpieczna, zaś inna część zapewniała bezpieczeństwo tego, że nikt nie zaatakuje ich od tyłu oraz to właśnie tam znajdowała się większość służby, która teraz nie była im potrzebna.

✓ | Cold As A SteelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz