01

290 24 0
                                    

Zamordowanie królewskiego syna nie było prostą sprawą. Nie było to pozbycie się pierwszego lepszego arystokraty, które szło ukryć pod niewinnym wypadkiem, a nie daj jakimś mniej ważnym człowiekiem, którego braku nie zauważał nikt więcej oprócz najbliższej rdziny. William był następcą tronu i narzeczonym cesarza opresyjnych krain. Oczywistym było więc, że jego rodzina robiła wszystko, aby młody książę trzymał się z daleka od wszelkich zagrożeń, które mogłyby mieć wpływ na traktat. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciał doprowadzić do wojny, ale przecież w ich państwie byli również i tacy, co mogli się całkiem poważnie wzbogacić na zbrojnym konflikcie.

A zagrożeń czyhało na księcia wiele, bo wrogowie czaili się na każdym kroku. I to czasami nie chodziło już o samą wojnę z cesarzem, ale o przejęcie władzy. Harpie krążyły nad królewskim tronem, na szczęście jedynie nad nim krążąc, ale jeszcze nie atakują.

Może jedynie wszyscy nie przewidzieli tego, że największy przeciwnik mógł kryć się tuż pod samym nosem królewskiej rodziny, czekając jedynie na idealną okazję, aby uderzyć. Oczywiście miał świadomość tego, jak mało miał czasu, ponieważ w końcu mieli powitać niedługo obcego władcę na ich dworze, aby finalnie William z małą świtą wyruszyli w świat.

Louis niemal uśmiechał się złowieszczo, kiedy myślał o tym, że nikt naprawdę nie dostrzegał w nim zagrożenia. Ale ponieważ sam należał do rodziny, której zawsze pomagał, to był uznawany raczej za niegroźnego książkowego mola. I to właśnie dzięki temu mógł całkiem swobodnie poruszać się po pałacu. Chociaż nigdy nie przepadał za swoim kuzynem idiotą, utrzymywał między nimi dobre stosunki, uznając, że kiedyś mogłyby mu się one przydać. I okazywało się właśnie, że jego cierpliwość popłacała. Że te wszystkie popołudnia, które spędził, udając, że słuchał nieistotnych plotek, jednak się na coś przydały.

Bo teraz mógł niemal z doskonałą łatwością zaplanować swoją zbrodnię. I choć nie byłaby to pierwsza, jakiej się dopuścił, to do tej pory jeszcze nigdy nie próbował dokonać zamachu na kogoś ze swojej rodziny. I chociaż był omegą, która przecież za wszelką cenę powinna cenić właśnie takie więzi, to ignorował dziwne, palące uczucie, skupiając się na swoim zadaniu. W końcu to właśnie ono było w tym wszystkim najważniejsze.

Zawsze zastanawiał się, czy alfom — które przecież uważano za najodważniejsze i najbardziej waleczne — takie zbrodnie przychodziły łatwiej. W końcu te były również bardzo rodzinnymi stworzeniami, gotowymi chronić swoje stado za wszelką cenę.

Teraz jednak nie miał czasu na takie filozoficzne rozterki, kiedy szedł nocnymi ulicami stolicy, kryjąc się w jej największych cieniach. Doskonale wiedział, jak miał się poruszać, aby nikt go nie zauważył. I chociaż wiedział, że niezależnie od wszystkiego, opuszczanie pałacu było okraszone dozą niebezpieczeństwa, to musiał się tego podjąć.

Ponieważ wiedział, że aby pozbyć się swojego kuzyna będzie musiał go otruć. I chociaż mógłby w środku nocy wybawić go z komnaty, wbijając sztylet w ciało, to ten sposób był o wiele czystszy. I nie było w nim takiej brutalności. Louis nie lubił oglądać niepotrzebnej agresji, brzydziła go.

Mając jednak okazję, przyglądał się stolicy. Nie znalazł się w jej najwspanialszej, bogatej części, ale tutaj mógł anonimowo kupić to, czego potrzebował. Musiał działać sam, ponieważ nie ufał nikomu, nawet swoim współpracownikom, dlatego wysyłał niektórym sprzeczne informacje dotyczące jego małego zadania.

Wiedział, że mógłby równie dobrze odpuścić. Mógłby po prostu pozwolić, aby historia toczyła się nadal, a on uciekłby do innego królestwa, żyjąc w miarę spokojnie. Tylko on nie mógł na to pozwolić. To był jego dom, a Doncaster, które było najważniejszym miastem traktował jako coś naprawdę drogiemu jego sercu. Nie mógł dlatego pozwolić, aby ktokolwiek obcy lub niekompetentny zajął tak ważne dla niego miejsce.

✓ | Cold As A SteelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz