19

229 23 0
                                    

Nie wiedział, jak do tego doszło.

Dlaczego tak właściwie posłuchał swojego kuzyna. Zayn jednak był przekonujący na swój własny sposób. A może to ciepła strona, którą żywił wobec niego? Najprawdopodobniej nie powinien tak ulegać jego pomysłom oraz zachciankom, jednak coś w ciemnych oczach mówiło mu, że musi to zrobić za wszelką cenę. Choć mogło kryć się za tym również coś jeszcze, czego nie zamierzał wymawiać nawet w swoich myślach.

Niezależnie jednak od powodu, stał teraz we własnej komnacie, gdy służba krzątała się dookoła niego. Jedni kończyli oporządzać pomieszczenie, inni zaś zajmowali się jego strojem, by każda nić i fałda materiału leżała na ciele perfekcyjnie. On pozwalał im pracować w spokoju, przeglądając się w lustrze i rozważając.

Chociaż tego wieczoru planował spędził czas z księgą, odpoczywając, to jednak nie udało mu się tego zrealizować. Jego kuzyn bowiem uparł się, by Harry zorganizował kolację dla siebie oraz Louisa. Na początku uznał to za szalony pomysł i fanaberię omegi, ale później przemyślał to, zdając sobie sprawę, że może będzie to doskonała okazja do tego, by spróbować zmienić nastawienie szatyna. Może rozwiązać jego język za pomocą alkoholu, wyciągając z niego informację czy dwie. I nie liczył na cud, wiedząc, jak bronił się przed wszystkim Louis, ale miał nadzieję, że osiągnie chociaż coś malutkiego. Znał wszak zasadę małych kroczków, choć najczęściej ja ignorował, robiąc wszystko, aby osiągnąć zwycięstwo jak najszybciej. Miał w końcu zasoby oraz sposobności, aby za wczasy osłabić wroga. I czyż właśnie nie to zrobił z Louisem, odcinając go od wpływów w rodzimym królestwie?

Teraz to nie było takie proste, jednak kim on by był, gdyby pokonała go jakakolwiek przeszkoda czy bariera w umyśle jego małżonka.

Choć początkowo planował go zabić, rozumiał, że pozyskanie omegi dla siebie będzie jeszcze bardziej korzystne. Szatyn posiadał tą samą wiedzę co Niall, te same umiejętności, które w odpowiednich warunkach były skuteczne. Zwykle nawet śmiertelnie. Jednak dzięki ich małżeństwu Louis niewątpliwie miał nieco większe pole otwartego działania niż mistrz szpiegów. Mógł atakować z innych stron, wciąż jednak pozostając przy tym o wiele większą ochroną jako cesarski małżonek.

— Wasza wysokość, czy życzysz sobie czegoś jeszcze? — odezwał się jeden ze służących. Zwrócił wzrok na drobną omegę, w której postawie widział wycofanie oraz strach. Choć Harry nie miał w zwyczaju mordowania swojej służby. Nie był głupcem i domyślał się, że i tak odczuwali niepewność. Szczególnie ci, którzy nie pracowali długo w murach pałacu.

— Przyprowadźcie mojego małżonka i podajcie kolację, gdy przyjdzie. Później niech zostanie osoba czy dwie, a reszta może odejść.

— Oczywiście, wasza cesarska mość.

Gdy większość służby zniknęła, on odszedł od lustra, przechodząc do drugiego pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi prowadzące wprost do sypialni. To gdzie znajdował się teraz bardziej przypominającego salon. Czekał już na nich zastawiony stół, na którym brakowało jedynie półmisków pełnych jedzenia, a zapalone dookoła świece tworzyły przyjemny półmrok. Nie usiadł, stając przy wyjściu na taras. Ciężkie kotary zwykle zasłaniające przejście, teraz zostały odsunięte pozwalając na obserwację tego, co było po drugiej stronie. Założył dłonie za plecami, czekając.

Choć rozkazał wcześniej powiadomić Louisa o tym, że ten wieczór spędzą wspólnie, nie wiedział, czy omega planowała się do tego zastosować. Zdążył poznać go na tyle, że spodziewał się, że szatyn będzie próbował nagiąć jego spokój do granic cierpliwości. Być może będzie czekał kilka minut, a może kilkadziesiąt. Potrafił jednak być cierpliwym, jeśli wymagała tego sytuacja. Nie zamierzał dawać mu jakiejkolwiek satysfakcji.

✓ | Cold As A SteelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz