34

225 20 0
                                    

Obraz świata po bitwie zawsze był traumatyczny. Spalone do cna ziemie, jeszcze kilka dni wcześniej porastające zielenią. Leżące wszędzie ciała, niedawno pełne życia, palone na stosach, by zapobiec rozprzestrzenianiu się potencjalnych chorób. Strach o to, by walki nie nadeszły znowu. Chociaż ta rozgrywka o władzę nie zajęła wielkich połaci ziemi, a ich odbudowa nie miała zająć aż tak wiele czasu, to odczucia zwykłej ludności były te same. Harry jednak nie przejmował się w tej chwili wieśniakami. Od tego byli namiestnicy oraz ich pomocnicy. Zajmując skarb królestwa oraz wszystkie ich ziemie, mogli bez problemu odbudować to, co zostało zniszczone.

Niestety niezależnie od tego, czego chciał, miał obowiązki, których musiał dopełnić. Dlatego właśnie po zostawieniu omegi w dobrych rękach, wyruszył, aby zająć królestwo, z którego Louis pochodził. Choć pokonali swojego wroga, nadal trzeba było zająć stolice, co wiązało się z kolejnymi miesiącami poza domem. Musiał jednak zyskać koronę fizycznie i ustabilizować swoją władzę na nowych ziemiach. Nie była to dla niego myśl, która mu się podobała. Chciał zostać przy szatynie, upewniając się, że ten dojdzie do siebie po wszystkim. Wolał, aby ten nie był sam. Nie teraz. Gdy odzyskał najważniejszych dowódców, omówił z nimi sytuację, wysyłając ich dalej, obiecując, że wkrótce do nich dołączy i razem podbiją świat. Nikt jednak nie potrzebował wyjaśnień, każdy rozumiał, dlaczego ten odwlekał swój wyjazd.

Sama sprawa związana z Louisem odbiła się bardzo szybko szerokim echem. Żołnierze, którzy słyszeli jego rozmowę z wujem od razu zaczęli plotkować, a pogłoski zawsze roznosiły się szybciej niż jakakolwiek inna informacja. Co do samych plotek były one różne, jedni nie chcieli do końca wierzyć, że ten opowiedział się po stronie cesarstwa, tym bardziej, że znali już prawdę dotyczącą tego, kim był. Inni zaś mówili, że przecież widzieli zachowanie pary jeszcze w stolicy i że gdy tylko omega dowiedziała się o schwytaniu władcy, od razu popędziła mu na ratunek, ryzykując własne życie. Gdyby nie on, wygrana przyszłaby do nich o wiele później, a może okazałoby się, że mogliby przegrać. Wszystko miały rozstrzygnąć najbliższe tygodnie i to, w jaki sposób Louis zaskarbi sobie przychylność ludu.

Harry jednak był na to przygotowany. I, co więcej, był od dawna, ponieważ to właśnie w stolicy czekał już odpowiedni dekret. Był to ten dokument, który jeszcze wcale nie tak dawno oglądał, chcąc podarować szatynowi wraz z klejnotami. Gdy zrozumiał, że chciał, aby Louis pozostał na jego dworze, od razu pomyślał o tym, aby zapewnić mu odzyskanie własnego imienia. Omega nie musiała niczego mówić, on sam był obserwatorem i dostrzegał, jak dłonie delikatnie się zaciskały, gdy nazywano go znienawidzonym imieniem. Na początku uważał to za zabawne, że ten skazał samego siebie na taki los, aby tylko chronić królestwo, które i tak chyliło się ku upadkowi. Później jednak, gdy pojawiły się zupełnie inne emocje, chciał coś z tym zrobić. A ponieważ był władcą absolutnym, nie miał z tym żadnego problemu. Czekał jedynie na odpowiedni moment.

Posłał już odpowiednie rozkazy do stolicy,

Wyszedł z komnaty, którą zajmował i skierował się do kwater przydzielonych medykom. Szybko zajęto się raną omegi i choć mówiono mu, że Louis przeżyje, to obrażenia były na tyle poważne, że następca nie miał już na tyle szczęścia. Obawiano się również, czy sztylet nie trafił w inne organy, powodując, że już nigdy nie będą mogli doczekać się dziecka. Był zły, jednak nie na medyków czy Louisa. Na siebie, że pozwolił sobie na złapanie w zasadzkę, doprowadzając do tego wszystkiego. Gdyby tylko byli ostrożniejsi.

Kwatery znajdowały się na niższym piętrze. Dookoła znajdowali się strażnicy, których zadaniem było upewnić się, że omedze nie spadnie żaden niespodziewany włos z głowy. Skłonili się przed nim, a ten spojrzał jedynie przelotnie, nim nie wszedł do komnaty przez uprzednio otwarte drzwi. Już wcześniej doniesiono mu o tym, że chociaż szatyn zdrowiał, był raczej apatyczny i robił wszystko, aby tylko go nie dotykano bez potrzeby. Dookoła kręciła się dwójka medyków, szeptając między sobą, co mają przygotować, aby wyruszyć i zająć się również innymi rannymi. Stan omegi w końcu był stabilny, a prócz zmiany opatrunków, odpowiednich maści i uspokajających naparów, pomóc miał już wyłącznie czas.

✓ | Cold As A SteelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz