12

266 23 0
                                    

Louis zabarykadował się w swoich komnatach. Co więcej, nawet specjalnie tego nie ukrywał, choć głośno mówił o swoim złym samopoczuciu, tęsknocie za domem i migrenach. Prawda była taka, że może nieco bolała go głową i był drażliwy, jednak zbliżał się czas jego gorączki, a na to nie mógł niestety nic zaradzić, choć naprawdę próbował. Zioła podane podczas nocy poślubnej musiały nie zadziałać w pełni.

Ale to nie gorączka była jego największym problemem. Z nią miał sobie jakoś poradzić jak przez wszystkie te ostatnie lata. Jego nerwy były na granicy, a on nie potrafił wymyślić żadnego planu, który sprawiłby, że on zająłby tron. Był pewien, że nikt nie pozwoli mu zbliżyć się do omegi, którą widział kilka dni wcześniej na dziedzińcu. A musiał owinąć swoje sidła wokół niej. Nie musiał mieć w mężczyźnie sprzymierzeńca, mógł być równie dobrze jego martwym wrogiem. Nie zamierzał wybrzydzać.

Chodził właśnie po sypialni, myśląc i myśląc. Wiedział, że nie mógł ukrywać się przez wieczności i będzie musiał wyjść. Coś w nim chciało to zrobić. Zacząć rozglądać się po korytarzach i znaleźć potencjalnych sojuszników. Nie wierzył, że wszyscy kochali cesarza, żaden władca nie był aż taki idealny. Czuł, że będzie musiał poznać jak najwięcej arystokratów i przyjrzeć im się bardzo, ale to bardzo dokładnie. Wszyscy mieli wrogów, Louis nie był przecież głupcem.

Przystanął przed wielkim oknem, wpatrując się w widoki, które malowały się za szybą. Widział zachodzące słońce, którego blask nadal rozświetlał część stolicy. Wyglądało to niemal jak z najpiękniejszych obrazów. Ale on wiedział, że za miłym dla oka widokiem kryło się coś więcej. Jego ręce były skrzyżowane na wysokości klatki piersiowej, a palce zaciskały się na ramionach.

Nerwy zaczynały zżerać go coraz mocniej.

Odwrócił się, gdy usłyszał otwieranie drzwi. Wyprostował się, unosząc delikatnie głowę. Nie mógł pokazać, że się martwił czymkolwiek. Musiał być najsilniejszą z omeg, jakie tylko widział ten świat.

I choć był pewien, że znów będzie musiał uporać się z pytaniami służby i natrętnymi medykami wysyłanymi przez cesarza, to został zaskoczony. Nie było to jednak miła niespodzianka, kiedy stanął przed nim sam władca.

Byli jednak sami. To nie zdziwiło Louisa, który wyczuwał pewność w alfie. Ten w końcu był na swoim terenie. Omega była w tym momencie kimś obcym i kimś, kto nie znał terenu. Ale to szybko miało się zmienić.

Ich stroje były podobne, acz różniły się barwą. Pałacowy krawiec odwiedzał omegę, zgodnie z życzeniem władcy. I choć Louis wiedział, że były to tylko pozory, to w tej jednej kwestii zamierzał korzystać z nich w pełni. Zgadywał, że cesarz nie zamierzał pozwolić, aby szatyn miał jakikolwiek nieodpowiedni strój.

— Mój panie, czym zawdzięczam sobie wizytę? — zapytał, mrugając leniwie.

Harry jednak nie przystanął. Wciąż stawiał małe kroki, okrążając szatyna, jakby był drapieżnikiem szukającym się do ataku.

— Powiedziano mi, że moja omega nadal się źle czuje — odpowiedział ten znużonym tonem. — A ja, jako przykładna alfa, nie mogę pozwolić, aby tak się działo. Jesteś pod moją opieką. Mam tylko nadzieję, że tym razem żadna z waz nie ucierpiała z powodu twojego małego zdenerwowania.

— Dziś nie wezwałeś mnie osobiście, aby się o tym przekonać? — zapytał Louis, pozwalając sobie na ciche prychnięcie.

Nie otrzymał żadnej odpowiedzi od cesarza, jednak poczuł, że władca stanął może pół kroku za nim. Odwrócił delikatnie głowę na tyle, by spojrzeć znad ramienia.

✓ | Cold As A SteelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz