Ich usta zdecydowanie nie spotkały się przypadkowo. Po pierwszej sekundzie zdziwienia i niepewności jego ciało zdawało się samo odpowiadać na napierające usta, w końcu samemu stając do walki o dominację. Czuł, jak krew zaczyna szybciej krążyć w jego żyłach, a serce biło mocniej. Ale nie odpuszczał. Samemu sięgał do pełnych warg, a jego dłonie ocierały się o chłodną, nierówną powierzchnię ściany, jakby chciał powstrzymać wszystkie swoje inne instynkty.
Gdy usłyszał hałas, był gotowy zerwać się i uciec, ale jego ciało wciąż było w potrzasku. Odwrócił głowę, widząc jedną ze służących, która wpatrywała się w nich, jakby widziała duchy albo inne nocne mary. Na szczęście było na tyle ciemno, że nie widziała za wiele prócz tego, jak blisko byli ze sobą w tym jednym momencie.
Sam czuł się, jakby wyszedł z dziwnego transu. Dopiero czuł usta cesarza na swoich własnych, gdy spodziewał się broni wbitej w jego ciało. Walczył z dziwną potrzebą swojego ciała, aby poddać się tej dominacji, którą roztaczał wokół siebie cesarz. Bo to było coś, czego on sam pożądał. Co miało na niego tak wielki wpływ.
Służąca ledwie skłoniła się, od razu uciekając w drugą stronę.
Jego głowa znów zwróciła się w stronę cesarza, a jego oczy zwęziły się niebezpiecznie. Wydawało się, że jeszcze kilka sekund, a spomiędzy jego warg wysunie się wężowy język, zaś skóra pokryje łuskami.
— Nie potrzebuję dodatkowych pogłosek w pałacu. Nawet jeśli te mury widziały gorsze rzeczy.
— Na przykład królobójstwo? — zapytał cesarz, a jego głos brzmiał na rozbawiony. Och, chyba jednak wcale nie mógł narzekać, że ta mała, waleczna omega postanowiła zamordować swojego kuzyna. Przeczuwał, że teraz będzie o wiele więcej zabawy. — Poza tym, chyba o wiele lepszym widokiem było to, że przyszłe małżeństwo oddaje się tego rodzaju czynnościom, niż złapałaby któregokolwiek z nas próbującego zabić tego drugiego.
Może i coś w tym było, ale kim byłby Louis, gdyby się z kimś zgodził? Przecież tylko on mógł mieć rację.
— Proszę nie przesadzać, wasza cesarska mość. William nie był królem. — powiedział w końcu, a jego głos brzmiał może nieco zbyt filuternie niż by sobie tego życzył. A tym bardziej w tak poważnej sytuacji, w jakiej właśnie się znalazł, stojąc ciało w ciało ze swoim wrogiem, wciąż czując jego oddech na swoim ciele i siłę, która mogłaby sprawić, że zginąłby, nim jego powieki zdążyłby się zamknąć.
Nie spodziewał się usłyszeć rozbawionego prychnięcia ze strony alfy. Chociaż szczerze mówiąc, zupełnie nie wiedział, co mogło się wydarzyć w przeciągu kilku kolejnych sekund.
— Nie wiem, jaki jest twój plan, omego. Ale musisz wiedzieć jedno; cokolwiek planujesz, zaprzestań, bo ci się to nie uda.
— Co, jeżeli nie chciałem doprowadzić do wojny? Że martwiłem się jedynie o dobro swojego domu?
Louis wiedział, że nie mógł za żadne skarby i pod żadnymi torturami wyjawić swojego własnego planu. Nie był przecież głupcem. Ale mógł uchylić rąbka tajemnicy. W końcu taka była prawda, bo chciał zrobić wszystko, aby William i wszelkie jego wady nie doprowadziły do zbrojnego konfliktu między tymi dwoma państwami. Nie chciał oglądać sromotnej porażki, jaką musieliby ponieść.
— Nie podejrzewałbym kogoś takiego jak ty o poświęcenie w jakiejkolwiek sprawie.
— A jednak stoję tutaj, robiąc właśnie to. William nie był pełną omegą, nie wypełniłby warunków traktatów, co doprowadziłoby do wojny. Musiałem temu zapobiec, a to był... Cóż, najlepszy sposób. Najbardziej skuteczny.
CZYTASZ
✓ | Cold As A Steel
FanfictionBycie władcą nie jest łatwym zadaniem. Tym bardziej, gdy jest się w trakcie kolejnej wojny o dominacje w świecie, prowadząc swoje wojska ku zwycięstwu. Jednak nie każde królestwo gotowe jest walczyć, woląc się układać. I tak właśnie książę Willi...