09

253 22 0
                                    

Kolejne dni były dla omegi dziwne. Bo w pałacu sytuacja wydawała się zmieniać i to bez jego wiedzy.

Miał bowiem wrażenie, że król stał się wobec niego oschły i zimny. Jakby już wcale nie był jego miłym wujem, który współczuł mu podczas podejmowania przez niego tak trudnych decyzji. Marszczył brwi, próbując zrozumieć, co się stało, że gdy próbował z nim pomówić, spotykał się z odmową i to za każdym jednym razem. Co więcej niechęć zdawała się dotyczyć wyłącznie alfy. Królowa zaś nie wyglądała, jakby mierzyła się z podobnym problemem i to właśnie dlatego nie potrafił zrozumieć, dlaczego z całego dworu tylko wuj traktował go tak chłodno.

Podczas wspólnych posiłków rozmowy były napięte, a w atmosferze cały czas coś wisiało, jedynie szukając tego jednego momentu, aby konwersacja zamieniła się w awanturę. Wszyscy jednak udawali, że nic się nie zmieniło. Ale to nie była prawda.

Każdego dnia Louis czuł się coraz gorzej, jakby rozumiał, że już w tym momencie został sam. Że nie miał ani sojuszników, ani nikogo bliskiego. W pałacu wciąż była reszta jego dotychczasowych współpracowników, których oszczędził, gdy pozbywał się tych, którzy w jego głowie stanowili problem. Nie kontaktował się jednak z nimi więcej, nie mógł, bo przecież w jego głowie wciąż pojawiała się ta paranoiczna myśl, że cesarz i jego szpiedzy wiedzieli wszystko i byli wszędzie. Nie miał przed nimi drogi ucieczki.

A myśli te były jedynie podkreślane kuframi, które pojawiały się w coraz większej ilości, gdy pakowano jego rzeczy. Miał opuścić to miejsce i wyruszyć gdzieś, gdzie nigdy nie był. Gdzie nie znał nikogo i wiedział, że nikt nie będzie mu ufał jako obcemu. A to wszystko sprawiało, że zaczynał się bać, że może jednak zawiedzie w swoim zadaniu. Że inni mogli mieć rację, a on był jedynie szaleńcem, który próbował osiągnąć coś niemożliwego.

Wpatrywał się teraz, jak służba układała wszystkie jego rzeczy. Zaczął się jednak zastanawiać, czy może nie uciec pod osłoną nocy, chowając się w jakiejś norze i nigdy więcej nie pokazując. Porzucając swoje imiona, swoje tytuły i majątek. A była to myśl iście kusząca.

Ale o czym ja myślę, karcił się w głowie. Przecież dokonałem tak wiele, teraz nie mogę porzucić swoim planów, gdy udało mi się zajść już tak daleko.

Przełknął ślinę, w końcu ruszając ze swojego miejsca i opuszczając komnatę bez żadnego słowa. Na szczęście było to jednak pomieszczenie, które należało do niego jeszcze przed całą farsą ze ślubem. Gdyby znalazł się tam, gdzie był kilka nocy wcześniej, szaleństwo chyba wzięłoby nad nim w górę. Tutaj chociaż widział znajome twarze służby, zaś tam widział jedynie obce spojrzenia, które wydawały się oceniać każdy jego krok.

Nie mógł dłużej siedzieć w zamknięciu, a domyślał się, że właśnie do tego doprowadzi cesarz, gdy znajdą się w jego pałacu. Będzie pilnował swojej pozycji, więc zablokuje największą dla siebie przeszkodę.

Ruszył korytarzem, idąc bez większego celu. Potrzebował uwolnić się od wszystkich swoich złych myśli, które tak bardzo go nawiedzały.

Słyszał jednak, że wcale nie był sam, a część służby razem ze strażnikami ruszyła za nim. No tak, teraz był przecież kimś ważnym, kogo za wszelką cenę należało chronić. Zwolnił na moment kroku, by ci mogli go dogonić. Nie widział najmniejszego sensu w ganianiu się po pałacowych korytarzach i wiedział, że ich rola wcale nie była taka prosta.

Gdy wyszedł do ogrodu, odetchnął, choć niepokój wcale nie opuścił jego serca.

Przysiadł przy małej fontannie, choć woda nie oblewała marmurowych rzeźb. Nie mógł dotykać palcami chłodnej tafli, przyglądając się swojemu odbiciu. Choć coś w nim wcale nie chciało na siebie patrzeć.

✓ | Cold As A SteelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz