Rozdział 2

200 12 5
                                    

Paliły mnie mięśnie, a na mojej skórze odznaczały się strużki potu. Miałam bardzo dobrą kondycję, ale Andrew dał mi dzisiaj popalić na treningu. 

— Dajesz, El. Stać cię na więcej. — Uśmiechnął się wyzywająco w moją stronę, podczas gdy ja oparłam dłonie na kolanach i pochylona w dół, starałam się unormować swój oddech. — Chyba, że już wymiękasz. 

Wyprostowałam się powoli i poprawiłam bezpalcowe rękawice - miałam w nich większą swobodę ruchu, niż w takich klasycznych. Andrew rzucał mi wyzwanie. Wiedział, że tak najłatwiej mnie zmotywować. Zarzucając mi słabość. Wtedy zawsze udowadniałam, że taka nie jestem. Nie byłam słaba. Przynajmniej starałam się w to wierzyć.

Uniósł swoje dłonie, które również były okryte rękawicami i czekał, aż zacznę wymierzać ciosy. 

Wykrzesałam z siebie resztki sił, których nie zdążył mnie pozbawić podczas tej godziny spędzonej na siłowni. Zadawałam mocne i zdecydowane ciosy, a Andrew rzucał pouczającymi uwagami, by pomóc mi poprawić jakość mojego ataku. 

— Wystarczy mi już. — Skapitulowałam. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i odpadną mi ręce. Jutro miały mnie dopaść koszmarne zakwasy. 

Zeszłam z ringu i napiłam się wody z butelki, która stała na wąskiej ławeczce. 

— Jakieś plany na wieczór? — zagaił mnie. Również opuścił ring.

— Dobrze wiesz, że jeśli nie ma szczególnej potrzeby, nie wychodzę z mieszkania. — Miałam dwadzieścia cztery lata, a jedyne miejsce, które zapewniało mi namiastkę komfortu psychicznego to moje mieszkanie. Namiastkę, ponieważ tam też nie czułam się do końca dobrze. 

To cholerne uczucie, że jestem obserwowana.

— No tak — odpowiedział, jakby dopiero teraz sobie o tym przypomniał. — Za dziesięć dni są święta. 

Wzruszyłam ramionami na tę informację. Nie obchodziłam ich od lat. Zazwyczaj spędzałam ten dzień właśnie z Andrew, na oglądaniu świątecznych filmów i opychaniu się niezdrowym jedzeniem. Tylko raz dałam się namówić Violet na spędzenie tego czasu z jej rodziną. Wolałam moją samotność. I Andrew.

— Znowu będziemy na siebie skazani. — Przez twarz mężczyzny przetoczył się dziwny grymas. Zaraz po tym blado się uśmiechnął. To było dziwne, ale nie zamierzałam drążyć. 

— Możemy dzisiaj razem posiedzieć? 

Z pozoru to pytanie nie było niczym niezwykłym, ale ton jakim je zadał wzbudził we mnie jeszcze większe wątpliwości. Zmarszczyłam brwi i już chciałam zapytać czy wszystko w porządku, ale posłał mi wzrok, który jasno mówił "nie pytaj". 

— Jasne — odpowiedziałam w końcu na jego pytanie. Uniosłam delikatnie kąciki ust ku górze. 

Zaraz potem stało się coś jeszcze dziwnego. Andrew mocno mnie przytulił i oparł brodę na czubku mojej głowy. On nie miał w zwyczaju takich czułości. Owszem, traktował mnie jak młodszą siostrę i troszczył się o mnie, ale takie gesty nie były w jego stylu. 

Niepewnie objęłam go w pasie i wtuliłam się w umięśniony tors Andrew. Po kilku sekundach się odsunęłam i posłałam mu swoje standardowe spojrzenie. 

— Ty płacisz za jedzenie dzisiaj, a ja wybieram film. — Zarządziłam, po czym okręciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę szatni. 

— Choć raz moglibyśmy się zamienić! — odkrzyknął za mną. 

Przebrałam się w szatni w czyste ubrania. Zwykłe jeansy i czarna bluza z kapturem, abym mogła się jakoś zasłonić po wyjściu z budynku. Nałożyłam jeszcze na siebie kurtkę. Chociaż California słynęła z ciepłego klimatu, w okresie zimowym bywało jednak chłodno. 

Femme Fatale: Drugie rozdanie | #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz