Rozdział 26

148 10 1
                                    

GABRIEL POV:

Nie spałem już od jakiegoś czasu, jednak nie odważyłem się poruszyć, w obawie, że zbudzę śpiącą u mego boku El. Po kolejnych kilku minutach, podczas których obserwowałem w ciszy, sufit nad moją głową, poczułem jak nieznacznie się porusza.

Przeniosłem na nią wzrok, kiedy akurat przecierała jedną dłonią zaspaną twarz. Zielono-brązowe tęczówki, uniosły się na moją twarz.

- Dzień dobry - mruknąłem z uśmiechem.

El jedynie wydała z siebie cichy pomruk, a następnie przeciągle ziewnęła.

- Która godzina? - zapytała.

- Chwilę po ósmej.

- Powinnam się zbierać. - Na przekór swoim słowom, opadła głową na moją klatkę piersiową i wtuliła się we mnie. - Obiecałam Violet, że pójdę z nią na obiad, a później urządzimy sobie babski wieczór.

Jej wciąż zaspany głos, powodował, że ciśnienie w mojej krwi, znacznie się podwyższało, a ja sam miałem ochotę się na nią rzucić i skraść pocałunek z jej ust. Przy Elizie zachowywałem się jak nastolatek nabuzowany hormonami, nad którymi nie miałem żadnej kontroli.

- Skąd ten pośpiech? Masz jeszcze kilka godzin.

Podniosła się nieznacznie i wlepiła we mnie swoje twarde spojrzenie.

- Stąd, że jeśli tu zostanę, pewnie zdołasz mnie przekonać, żebym odwołała to dla ciebie.

- Nigdy nie kazałem ci niczego odwoływać. - Podłożyłem sobie zgięte ramię pod głowę, podczas gdy drugą rękę, trzymałem wciąż na plecach Elizy.

- Nie, ale tak działa właśnie twój urok. Sprawia, że sama nie chcę odstępować cię na krok.

Zadowolony z tego co usłyszałem, uniosłem leniwie kącik ust.

- I to moja wina?

Zanim odpowiedziała, przysunęła swoją twarz bliżej mojej. Zarzuciła włosy na jedno ramię, żeby jej nie przeszkadzały.

- Gdybyś nie wyglądał jak marzenie połowy istniejących kobiet, moja asertywność nie ucierpiałaby tak bardzo, od kiedy się poznaliśmy.

Zaśmiałem się cicho po jej słowach. Wiedziałem, że byłem przystojny, a i na powodzenie u kobiet nie mogłem narzekać, jednak to nie liczyło się dla mnie w najmniejszym stopniu. Liczyło się tylko to, że kobieta, która właśnie leżała ze mną w jednym łóżku i posyłała mi ten chytry uśmieszek, mnie pragnęła.

- Boże, jaka ty jesteś piękna - powiedziałem z zachwytem, przyglądając się jej mocniej.

Blond włosy w chłodnym odcieniu, opadały jej na ramiona, a ich pasma nieco się plątały. Na delikatnie opalonej twarzy, nie znajdował się choćby gram makijażu. Rzęsy, okalające moją ulubioną parę oczu, rzucały cień na jej policzki. Pełne wargi w malinowym kolorze były nieco spierzchnięte. Wszystko to składało się na mój ulubiony obraz. Obraz Elizy.

Jej usta opuściło krótkie parsknięcie śmiechem, którego echo odbiło się w moim sercu. Wcisnęła w moje usta krótkiego buziaka, po czym odsunęła się i zeskoczyła z łóżka, zanim zdążyłem ją przy sobie przytrzymać.

Usiadłem, lustrując jej sylwetkę, ubraną jedynie w jedną z moich koszulek oraz czarne koronkowe majtki. Przeszła do garderoby, w której trzymała część swoich ubrań. Reszta znajdowała się w "jej sypialni". Te wszystkie szmatki, za nic nie zmieściłyby się do mojej garderoby.

Wyszła ubrana w jasne jeansy, które idealnie opinały się na jej nogach oraz krągłościach i w mojej bluzie z kapturem, w ciemnozielonym kolorze. Nawet nie odezwałem się na ten temat. Jej podkradanie moich ubrań było na porządku dziennym i ani trochę mi nie przeszkadzało. Uwielbiałem, gdy nosiła moje rzeczy.

Femme Fatale: Drugie rozdanie | #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz