Rozdział 27

127 10 5
                                    

Nie lubiłam spać z dala od Gabriela. Bez niego u mojego boku, zazwyczaj dręczyły mnie koszmary. Tak też było tej nocy. Kilka razy obudziłam się, nękana moimi lękami, które odwiedziły mnie w snach.

Spodziewałam się tego, że Leonardo przyjedzie się pożegnać przed swoim wylotem, dlatego siedziałem grzecznie w domu, do czasu jego wizyty, chociaż myślami byłam już przy Gabrielu.

Przez cały dzień kręciłam się bez celu po domu. Pozaczepiałam trochę Andrew i zmusiłam go, żeby obejrzał ze mną jakiś film. Było po szesnastej. Czytałam właśnie brutalny kryminał, gdy rozległ się dźwięk domofonu. Andrew podniósł się z drugiego końca kanapy, który zajmował.

Odłożyłam książkę obok siebie i wzięłam kilka głębszych wdechów, przygotowując się do spotkania z Leo. Wstałam ze swojego miejsca, gdy usłyszałam zbliżające się kroki. Odwróciłam się w kierunku wejścia do salonu i zamarłam.

Leonardo, uśmiechał się czarująco na mój widok, a jego oczy jak zwykle, przyglądały mi się z zachwytem. Wszystko byłoby normalnie, gdyby nie rozległy opatrunek na jego nosie.

— Co ci się stało? — zapytałam przejęta, podchodząc bliżej.

Jakby to był instynkt, złapałam jego twarz w dłonie i uważniej przyjrzałam się opatrunkowi. Spod niego, ledwie dostrzegałam zaschnięte ślady krwi.

Dopadły mnie wspomnienia tego, gdy bił się w młodości. Nigdy nie robił tego bez powodu i zazwyczaj, gdy posuwał się do rękoczynów, było to z mojego powodu. Kiedy ktoś krzywo na mnie spojrzał, powiedział coś nieodpowiedniego, czy gdy jakiś chłopak próbował się do mnie zbytnio zbliżyć.

— To nic takiego. — Spiorunowałam go spojrzeniem, za lekkomyślne podejście do tematu. — Nie musisz się martwić.

Uśmiechnął się, łapiąc za moje nadgarstki i uśmiechając się z zadowoleniem, z powodu mojej bliskości. Zreflektowałam się i błyskawicznie oderwałam dłonie od jego twarzy.

— Odpowiedz na moje pytanie — zażądałam, robiąc krok w tył. Założyłam ręce na piersi, podczas gdy on westchnął przeciągle, jakby nie miał ochoty ze mną rozmawiać. — Leonardo — upomniałam go. Nie lubiłam, gdy kazano mi czekać, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Uniósł na mnie swoje szmaragdowe oczy. Przemknęło przez nie coś, co ani trochę mi się nie spodobało.

— Być może sprowokowałem trochę Gabriela — przyznał.

Zamrugałam oczami, wpatrując się w niego z rozchylonymi ustami. To Gabriel rozwalił mu nos? I jak w ogóle doszło do tego, że ci dwoje się spotkali?

— Gabriel ci to zrobił? — zapytałam, nie do końca chcąc w to uwierzyć. Oczywiście był do tego zdolny, ale przecież nie miał powodów ku temu, aby atakować Leonardo. Chyba, że z zazdrości, ale ta nie była wystarczającym argumentem, aby rozwalić mężczyźnie nos.

— Tak, ale nie przejmuj się. Zagoi się. — Posłał mi jeden ze swoich czułych uśmiechów.

— Przepraszam cię za niego — powiedziałam ze skruchą, skupiając ponownie wzrok na opatrunku, który zdobił centralną część jego twarzy. — Nie powinien cię atakować.

Opuściłam ręce wzdłuż ciała.

— El. — Zrobił krok w moją stronę i chwycił jedną z moich dłoni. Poczułam się z tym odrobinę niezręcznie, jednak mimo to, nie wyrwałam swojej kończyny z uścisku palców Leonardo. — To nie twoja wina. Nie masz mnie za co przepraszać.

Musiałam porozmawiać z Gabrielem i wyjaśnić sobie z nim całą sytuację. Nie podobało mi się, że rzucał się na Leonardo z pięściami. Byłam pewna, że jeśli Cassian - ojciec Leonardo oraz Victor, dowiedzą się o sprawie, ojciec nie da mi żyć.

Femme Fatale: Drugie rozdanie | #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz