GABRIEL POV:
Ludzką domeną, był fakt, że, każdy człowiek zakładał na siebie maski. Nie było wyjątków od tej reguły. Każdy, choć raz udawał kogoś kim nie jest. Krył swoje prawdziwe oblicze pod zbroją.
Eliza była mistrzynią w ukrywaniu prawdziwej siebie. Zakładała na swoją twarz różne maski, w zależności od tego, w jakiej sytuacji się znajdowała. Jedną upodobała sobie szczególnie. Tą, dzięki której wydawała się być obojętna, zimna, pozbawiona ludzkich uczuć. Chciała, aby inni myśleli o niej jak o bezdusznej istocie. Potworze.
Rozumiałem ją. Sam zakładałem podobną maskę, kiedy spotykałem się z moim ojcem lub kiedy wykonywałem jego zadania. Jednak Eliza, jakby pragnęła, aby oblicze, które pokazywała światu, stopiło się z jej skórą i stało się prawdziwą nią.
W pewnym stopniu się to udało. El była okrutna i wiedziałem do czego potrafiła się posunąć. Ale to była tylko jedna strona jej twarzy. Ta druga strona, pozostawała łagodna. Przynajmniej na tyle, na ile Eliza pojmowała znaczenie tego słowa. Była delikatna jak róża, lecz przy tym ogrodzona kolcami, w obawie przed tym, że ktoś ją zrani. Wykorzysta jej słabość.
Nie byłem pewien co z nią zrobić. Mój ojciec, zapewne kazałby mi się trzymać od niej z daleka. Już i tak ledwo tolerował fakt, że wspólnie pracujemy. Niestety, coś niezaprzeczalnie mnie do niej ciągnęło. Możliwe, że potem miałem ponownie skończyć ze złamanym sercem, ale wolałem spróbować o nią zawalczyć i ponieść klęskę, niż pluć sobie później w brodę, że pozwoliłem jej tak po prostu odejść, po raz drugi.
Wyszedłem z samochodu. Kierowca zaparkował pod domem Elizy. Mieliśmy jechać na przyjęcie Evansa. William miał dotrzeć na miejsce szybciej, razem ze wsparciem i ogarnąć sprawy techniczne.
Otworzyła mi drzwi. Z lekkim zaskoczeniem zlustrowałem jej sylwetkę. W brązowej peruce, której kosmyki sięgały jej do pasa i błękitnych soczewkach, w jej oczach, wyglądała nienaturalnie. Owszem, pasował jej taki wygląd, ale dla mnie nic nie mogło się równać z jej naturalną urodą.
Miała na sobie białą sukienkę o długości do połowy uda. Jej materiał połyskiwał, a góra ubrania, przypominała skrzydła motyla. Wyglądała w niej niesamowicie delikatnie. Jak aniołek. To była tylko wierzchnia warstwa. W środku, ten niepozorny aniołek był istną diablicą.
- Ani słowa, a propos mojego wyglądu, bo za siebie nie ręczę.
Ostrzegła mnie, zakładając na swoje ramiona płaszcz. Zabrała z wysokiego stolika w holu, czarną torebkę na ramię. Cofnąłem się, aby mogła w spokoju wyjść.
- Nie zamierzałem nic mówić. - Posłała mi spojrzenie, teraz niebieskich oczu. - Chociaż wolę cię w naturalnej wersji - dodałem niezobowiązująco.
Przytrzymałem jej drzwi, kiedy wsiadała do auta. Zaraz potem, okrążyłem pojazd i wsiadłem od przeciwnej strony.
Alexander delikatnie ruszył spod domu Elizy. Nie widziałem go, ponieważ zasłona oddzielała nas od niego. Przeniosłem wzrok na Elizę, która skupiała się na ekranie swojej komórki. Przewróciła oczami, po czym ze złością zablokowała urządzenie i schowała je do torebki. Wyczuwając, że ją obserwuję, podniosła na mnie swój wzrok.
- Wszystko w porządku?
- Nie przejmuj się - odparła niechętnie.
Jak miałem się nie przejmować, skoro ewidentnie coś było nie tak? Odpuściłem, nie chcąc jej dodatkowo denerwować.
Przyjęcie odbywało się we dworze, który Evans wynajął na tę okoliczność. W samochodzie, dałem El słuchawkę od Williama i kazałem jej ją włożyć sobie do ucha. Były one mikroskopijnych rozmiarów, dlatego byłem pewien, że nikt ich nie zauważy.
CZYTASZ
Femme Fatale: Drugie rozdanie | #2
RomanceByliśmy zbyt zepsuci by pozwolić sobie nawzajem odejść i zbyt dumni by przyznać, że do siebie należymy. Pół roku... Dokładnie tyle minęło od kiedy Eliza Crawford zostawiła w Miami kawałek swojego serca i wróciła do Los Angeles - miasta, które przek...