Rozdział 8

249 13 56
                                    

- Jesteś pewna, że poradzisz sobie sama?

Kochałam Andrew jak brata, ale jego nadopiekuńczość bywała męcząca. Nie szłam na spotkanie z seryjnym mordercą, a jedynie chciałam zrobić niespodziankę mojej przyjaciółce.

Siedzieliśmy w samochodzie, pod domem Violet. Andrew uparł się, że jako mój ochroniarz nie może mnie samej puścić i mnie zawiezie. Nie potrzebowałam niańki dwadzieścia cztery godziny na dobę. W ogóle jej nie potrzebowałam. Niestety był to jeden z warunków mojego ojca.

- Andrew, błagam cię. Nie jestem dzieckiem.

- Wiesz, że i tak stąd nie odjadę.

Wzniosłam oczy ku niebu, mając go serdecznie dość. Byliśmy w Miami od zaledwie dwóch dni, a ja jedyne na co miałam ochotę, to przed nim uciec.

- A więc czeka cię cudownie spędzony czas w samochodzie. - Cmoknęłam ustami w powietrzu.

Nie wymieniając z nim więcej, żadnego słowa, wyszłam z SUV-a. Ojciec wraz z moim przylotem tutaj, wyposażył w pełni garaż. Oprócz samochodu, którym przywiózł mnie Andrew, Victor kupił również Bentleya. Dokładnie takiego samego, jakiego Vincent wysadził w powietrze, o mało mnie przy tym nie zabijając. Nie wiem czy próbował tym sposobem jakoś załagodzić nasze stosunki. Jeśli tak, obrał niewłaściwą drogę.

Podeszłam do drzwi domu, w którym mieszkała Violet. Nie wyróżniał się on niczym szczególnym na tle całego osiedla.

Nie byłam nawet pewna czy dziewczyna była w domu. Zachciało mi się robić niespodzianek.

Przed naciśnięciem dzwonka, zalała mnie fala wątpliwości. Może nie powinnam wracać do jej życia i na nowo wszystkiego niszczyć. Tęskniłam za nią, to jasne, ale bałam się, że przez moją obecność w jej życiu, ponownie narażę ją na niebezpieczeństwo.

Wcisnęłam dzwonek i czekałam dokładnie szesnaście długich sekund, zanim skrzydło drzwi się otworzyło, a w progu stanęła zszokowana brunetka.

Niczym się nie zmieniła w wyglądzie. Nadal miała długie do pasa włosy, w czarnym kolorze, który odbijał światło. Jej ciało było szczupłe, choć krągłe w biodrach i biuście. Błękitne oczy w odcieniu bezchmurnego nieba, spoglądały na mnie przez pierwszą sekundę z szokiem. Jakby nie dowierzała temu co widzi. Dopiero po wspomnianej sekundzie, jej tęczówki wypełniło najszczersze szczęście, a na porcelanowej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- El!

Rzuciła mi się na szyję, nie kryjąc swojej ekscytacji. O mało nie zmiażdżyła mi płuc, z powodu siły jaką włożyła w uścisk. Nie wytrzymałam i również mocno objęłam ciało przyjaciółki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak po prostu. Bez żadnego wymuszenia. Pierwszy raz, od naprawdę długiego czasu. Czułam, że właśnie tego potrzebowałam.

- Jak ty... Przecież mówiłaś, że... - Oderwała się ode mnie, wycierając łzy w kącikach oczu. Nie była w stanie składnie złożyć zdania. - Tak się cieszę, że cię widzę.

Obdarzyła mnie kolejnym uściskiem. Zaśmiałam się głośno ze względu na jej reakcję.

- Wyjaśnię ci to, ale może w środku i kiedy przestaniesz miażdżyć mi żebra - zironizowałam.

Posłała mi spojrzenie spod byka, ale wiedziałam, że nie złości się o ten komentarz. Uśmiechnęłam się niewinnie, czym ją zmiękczyłam.

Wpuściła mnie do środka. Rozejrzałam się dookoła. Na pierwszy rzut oka, nie zauważyłam drastycznych zmian w wystroju.

- Napijesz się czegoś?

- Nie trzeba.

Schowałam dłonie do kieszeni płaszcza, chcąc zakamuflować moje zdenerwowanie tą sytuacją. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę. Nie chciałam jej okłamywać. Czułam się z tym paskudnie.

Femme Fatale: Drugie rozdanie | #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz