Rozdział 10

205 11 11
                                    

Obudziłam się, ponieważ na moją twarz, padały pierwsze promienie słoneczne, wpadające do pomieszczenia, przez jedynie częściowo zasłonięte okna.

Uniosłam się lekko, z klatki piersiowej Gabriela, która służyła za moją poduszkę poprzedniej nocy. Spojrzałam na pogrążoną we śnie twarz mężczyzny. Uśmiechnęłam się kącikiem, na widok jego roztrzepanych włosów.

Wczorajszy wieczór był dziwny. Począwszy od pocałunku, który był wynikiem nagłego wybuchu, tłumionych emocji, aż po rozmowę, którą odbyliśmy, tuż przed snem. Ale to co, wywarło na mnie największy wpływ, to jedno niepozorne zdanie, które wypowiedział.

- Chcę cię przytulić.

Nienawidził tego, a jednak chciał przekroczyć dla mnie swoje wyraźnie nakreślone granice. Przerażało mnie to. W końcu, miałam jasno określone zadanie i nie powinnam pozwolić na to, aby między nami doszło do czegokolwiek.

Ostrożnie wysunęłam się z objęć Gabriela. Poruszył się nieznacznie. Zastygłam w ruchu, modląc się o to, aby się nie przebudził. Przymknęłam z ulgą oczy, kiedy miałam pewność, że Gabriel wciąż śpi.

Czy to co robiłam, można było nazwać ucieczką? Zdecydowanie. Uciekałam od niego i miałam tego pełną świadomość. Robiłam to, ponieważ kontrolę nade mną, przejął niewytłumaczalny strach. Przed uczuciami i ponownym zranieniem. W końcu, to nie miało prawa skończyć się inaczej, niż porażką. Nawet jeśli sama pragnęłabym szczęśliwego zakończenia dla nas.

Nie liczyło się to czego chciałam ja. Liczyło się to, czego oczekiwał ode mnie mój ojciec.

Rozejrzałam się. Na komodzie, leżały poskładane w kostkę, ubrania siostry Gabriela. Włożyłam pośpiesznie na swoje nogi, ciemne jeansy. Wciągnęłam na siebie jeszcze bluzę z kapturem. Zabrałam swoją torebkę. Zatrzymałam się z dłonią na klamce.

Czułam się podle, zostawiając go bez słowa, zwłaszcza po tym, jak między nami nastąpił pewien przełom. Miałam popieprzony mózg. Musiałam poukładać najpierw siebie, zanim zdecydowałabym się, ponownie zniszczyć mu życie.

Przepraszam, Gabriel.

Wyszłam, starając się nie narobić przy tym żadnego hałasu. Z garderoby w holu, zabrałam swój płaszcz i niemal biegiem opuściłam posiadłość. W międzyczasie wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer Andrew.

- Przyjeżdżaj po mnie natychmiast.

- Wiedziałem, że to nie skończy się dobrze. Zaraz będę.

Jego głos nie był zaspany, co dawało mi powód, aby myśleć, że już od jakiegoś czasu był na nogach.

Zaczekałam na Andrew, poza ogrodzeniem. Siedziałam na krawężniku, obejmując ramionami kolana przyparte do klatki. Nie obchodziło mnie to czy nabawię się wilka.

Myślałam o Gabrielu. Panicznie bałam się do tego przyznać, ale tej nocy, kiedy byłam z nim, moje koszmary i lęki, wreszcie mnie opuściły. Zabierał z mojej duszy mrok i wpuszczał do niej światło. Część mnie, desperacko go pragnęła, ale kim bym była, gdybym po tym co mu zrobiłam, w ogóle śmiała prosić o to, aby znów był mój.

Egoistka.

Obok mnie zatrzymał się czarny SUV. Wstałam na równe nogi. Dokładnie w tym samym momencie, Andrew wysiadł z auta, które następnie okrążył. Wpadłam mu w ramiona, zanurzając nos w materiale kurtki, którą na sobie miał.

Objął mnie, gładząc dużą dłonią, moje plecy.

- Skopać mu tyłek?

Zaśmiałam się krótko. Pokręciłam głową i odsunęłam się od Andrew. Obserwował mnie swoimi piwnymi oczami, z wyraźną troską.

Femme Fatale: Drugie rozdanie | #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz