Rozdział 25

167 8 7
                                    

Powrót do Miami nie budził we mnie szczególnie radosnych uczuć. Z jednego prostego powodu. Mój powrót z Grecji oznaczał wizytę Leonardo w mieście i kolację, którą musiałam z nim zjeść, pod przymuszeniem ojca.

Gdy tylko powiedziałam o tym Gabrielowi, wściekł się i nie chciał o tym słyszeć. Ostatecznie udało mi się uspokoić go na tyle, żeby nie próbował sabotować mojej kolacji z Leonardo. Był zazdrosny jak diabli i wcale mu się nie dziwiłam. Leo był moją pierwszą miłością i przyjacielem, który już zawsze miał zajmować szczególne miejsce w moim życiu. Mój ojciec próbował mnie z nim na nowo wyswatać, a Gabrielowi otwierał się nóż w kieszeni na sam dźwięk imienia Włocha.

Zgodnie z poradą Andrew, na czas wizyty Leonardo, wróciłam do mojego domu. Tak było bezpieczniej.

Szykowałam się właśnie przy toaletce. Gabriel chciał tu przyjechać, ale kategorycznie mu tego zabroniłam. Żeby odrobinę go uspokoić, obiecałam mu, że wpadnę do niego po kolacji z Leonardo.

Warknęłam pod nosem, gdy kreska na jednym oku po raz kolejny nie chciała mi wyjść tak, jakbym tego chciała. Wpadłam na niekonwencjonalny pomysł. Udałam się do komody, z której wyciągnęłam srebrny nóż z grawerem węża na rękojeści.

Usiadłam ponownie przy toaletce. Przyłożyłam ostrze noża do oka. Prawą dłonią chwyciłam eyeliner, którego cienką końcówką, przejechałam po skórze tuż przy piekielnie ostrej krawędzi noża.

— Co ty wyprawiasz?

Obróciłam się, natrafiając spojrzeniem na zaskoczonego Andrew. Uśmiechnęłam się niewinnie i obkręciłam zwinnie nóż, znajdujący się między moimi palcami.

— Maluję się, nie widać?

Zwróciłam się do lustra i wykonałam kreskę na drugim oku. Taką samą techniką jak na pierwszym.

— I koniecznie musisz do tego używać noży? Brakuje ci rozlewów krwi? — zakpił. Wszedł głębiej do pomieszczenia, tak, że mogłam zobaczyć jego sylwetkę w odbiciu lustra, w które się wpatrywałam.

— Muszę się nastroić na spotkanie z niedoszłym narzeczonym — sarknęłam ze słodkim uśmiechem. — I w zasadzie, trochę mi brakuję — odpowiedziałam na jego pytanie.

Nauczyłam się żyć w taki, a nie inny sposób. I chociaż nienawidziłam tego, kim się przez to stałam, teraz nie potrafiłam inaczej. Rozlewy krwi stały się dla mnie normalnością i tak długi czas bez nich, wydawał mi się być dziwną anomalią. Zachowywałam się jak krwiożerczy drapieżnik, który od dawna niczego nie jadł.

— Może powinniśmy ostrzec Leonardo, aby włożył kamizelkę kuloodporną na spotkanie z cerberem?

Spojrzałam na niego w odbiciu lustra. Owszem Leonardo mógł potrzebować takiej ochrony, lecz nie w starciu ze mną, a Gabrielem, który był skłonny go rozszarpać, jeśli tylko Verez położyłby na mnie swoje ręce.

Zazdrość była ciekawą emocją. Tak bardzo destrukcyjną, a jednocześnie karmiącą namiętność i pożądanie, choć kto wie czy w zdrowy sposób. Sama nie znosiłam jej czuć, lecz gdy to Gabriel był zazdrosny o mnie, było w tym coś ekscytującego. Oczywiście dopóki jej stopień nie przekraczał normy.

— Zamierzam spędzić z nim czas jak z przyjacielem — mruknęłam, przeciągając krwistoczerwoną szminką po ustach. Naprawdę liczyłam na to, że uda mi się przebrnąć przez ten wieczór, bez zbędnego poruszania tematu mnie i Leonardo.

— Może być trudno, skoro ten przyjaciel kombinuje z twoim ojcem, jak wsunąć ci pierścionek na palec.

Wstałam ze swojego miejsca. Podeszłam bliżej Andrew i zatrzymałam się w odległości około trzech stóp.

Femme Fatale: Drugie rozdanie | #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz