Rozdział 14

170 11 6
                                    

VICTOR POV: 

Czasem, w trosce o naszych najbliższych, posuwaliśmy się do niewybaczalnych czynów. Dokładnie to zrobiłem. Zrobiłem coś okrutnego, po to, aby mieć pewność, że moja córka jest bezpieczna.

Zniszczyłem jej życie i zabrałem szczęście. Byłem okropnym ojcem. Nie zasługiwałem nawet na ten tytuł, ale nie żałowałem niczego, co zrobiłem. Chociaż, przez moje czyny, Eliza cierpiała wiedziałem, że postąpiłem słusznie.

Mogła mnie za to nienawidzić, ale nie mogłem ryzykować tym, że ją stracę. Nie zniósłbym tego.

Gdy poprzedniego wieczoru zarzuciła mi, że nie zależy mi na jej szczęściu, coś we mnie pękło. Na niczym innym, nie zależało mi równie mocno, ale nie mogłem się zgodzić, jeśli to rzekome szczęście, miało trwać u boku syna Ainswortha.

Choć ten szczeniak nic nie zrobił, nie chciałem, aby moja rodzina miała cokolwiek wspólnego z tym nazwiskiem. Od czasu wypadku, w którym Harry o włos nie odebrał mi żony i nienarodzonego dziecka, nie żywiłem względem niego, niczego innego, prócz pogardy i nienawiści.

Emanuel i Linnea, przekonali mnie, aby nie zmuszać Elizy do zostania w Los Angeles. Niechętnie na to przystałem. Jednak przed jej wylotem, chciałem odbyć rozmowę w cztery oczy z Gabrielem.

Poprosiłem moich ludzi, aby gdy tylko mężczyzna przyjedzie po Elizę, zaprowadzili go do mojego gabinetu. Nie planowałem niczego nikczemnego. Nie mogłem go tknąć. Córka, całkowicie, by się wtedy ode mnie odcięła, a nasze relacje, były już wystarczająco chłodne.

Odwróciłem się od okna, kiedy usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwi. Oliver wpuścił do mojego gabinetu Gabriela, po czym wyszedł, zostawiając nas samych.

Gabriel mierzył mnie lodowatym spojrzeniem, chcąc tym sposobem pokazać, jak bardzo mną gardzi. Musiałem przyznać, że zyskał odrobinę w moich oczach tym, jak zawzięcie walczył o Elizę. Gdyby tylko nosił inne nazwisko, byłbym w stanie go zaakceptować, jako wybranka mojej córki.

— Napijesz się? — Zaproponowałem, nalewając już do jednej z kryształowych szklanek whisky.

— Obejdzie się. Chciałeś ze mną porozmawiać. Nie traćmy więc czasu.

Przeniosłem wzrok, na młodego mężczyznę. Był podobny do swojego ojca. To utrudniało mi, zachowanie spokoju.

— Eliza nie może się dowiedzieć o tej rozmowie — zaznaczyłem.

Uniósł kpiąco kącik ust. Postanowiłem to zignorować i nie tracić nerwów na jego lekceważące zachowanie.

— Zależy mi na jej szczęściu. Wierz lub nie, ale jest to dla mnie ważniejsze, niż cokolwiek innego. Jednak nie dopuszczę do tego, aby miała jakąkolwiek styczność z nazwiskiem twojego ojca.

Nie zamierzałem tłumaczyć mu powodów, dla których tak wrogo podchodziłem do jego ojca. Podejrzewałem, że sam Harry, również nie pokwapił się do tego.

— Muszę zapewnić jej bezpieczeństwo i oboje wiemy, że nigdzie nie będzie bardziej bezpieczna niż tutaj.

Upiłem łyk whisky. Odstawiłem z brzękiem, szklane naczynie na biurko.

— Jeżeli faktycznie ją kochasz, również powinno ci na tym zależeć.

— Zależy — odparł natychmiastowo. — Dlatego chcę ją jak najszybciej stąd zabrać.

Jedyną osobą, przed którą faktycznie trzeba mnie chronić, jesteś ty.

Słowa Elizy, odbiły się echem w mojej głowie. Miała mnie za potwora, ale prędzej, czy później musiała zrozumieć, że naprawdę o nią dbałem. Choć uciekałem się do drastycznych metod.

Femme Fatale: Drugie rozdanie | #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz