Rozdział 15

231 13 7
                                    

Byłam wściekła, rozżalona i zdradzona. Przez cały wczorajszy dzień i dzisiejszy lot, nie odezwałam się nawet słowem do Gabriela. On sam również, nie próbował na siłę skłonić mnie do rozmowy.

Nie zamierzałam puścić ot tak w zapomnienie, tego co zrobił. Powiedziałam mu o tym, co mi zrobił Vincent, ponieważ mu zaufałam, a on zdradził mój sekret jedynej osobie, która nigdy nie powinna się o tym dowiedzieć.

Nie obchodziło mnie co Victor miał zrobić z Vincentem. Podejrzewałam, że, gdy tylko Roy przekroczy próg domu mojego ojca, ten pośle go do piachu. Pozbawi życia w brutalny sposób. Roy zasłużył na taki los. Może byłam okrutna, ale życzyłam mu wszystkiego co najgorsze.

Dwa dni w Los Angeles, wyssały ze mnie wszelkie siły życiowe. Problem nie leżał w mieście. To było piękne i chociaż starałam się samej sobie wmówić, że go nienawidzę, to wcale tak nie było. To coś, albo raczej ktoś inny, niszczył urok mojego rodzinnego miasta.

- Nie chciałbym się wtrącać, ale o co dokładnie się pokłóciliście? - William stanął obok mnie, kiedy tylko opuściliśmy samolot i zapytał szeptem.

Z założonymi na piersi rękoma, obróciłam głowę tak, by móc spojrzeć na bruneta zza szkieł okularów przeciwsłonecznych. Choć było chłodno, promienie słońca oślepiały moje oczy.

- Myślę, że powinieneś o to zapytać, swojego genialnego przyjaciela - odparłam. Mój głos wręcz ociekał drwiną.

Powiodłam spojrzeniem do miejsca, w którym stał Ainsworth. Oddalony o kilka metrów od naszej dwójki, rozmawiał z kimś zaciekle przez telefon.

- Pytałem i cytuję "Nie pokłóciliśmy się. Eliza jest zwyczajnie przewrażliwiona".

Prychnęłam kpiąco. Nie byłam przewrażliwiona. Nadużył zaufania, którym go darzyłam. Była to wartość, której znaczenie mogłam określać jako bezcenne. Praktycznie każdy, kogo obdarzyłam zaufaniem, prędzej czy później wbijał mi nóż w plecy. Liczyłam, że w jego przypadku będzie inaczej.

- Jeśli tak uważa, to niech zacznie się uganiać za Delphine, która desperacko pragnie jego uwagi, a mnie niech da spokój.

Nie wiem dlaczego przywołałam Delphine. Byłam zła i musiałam w jakiś sposób, dać upust nagromadzonym emocjom.

- Taaaa. Obawiam się, że nasz Romeo, nie chcę się uganiać za żadną inną, z wyjątkiem ciebie.

William pociągnął kącik ust do chytrego uśmiechu. Odwróciłam wzrok i ściągnęłam mocniej usta, aby powstrzymać kąciki przed drgnięciem do góry. Słowa Williama, minimalnie zredukowały moją złość.

Gabriel wrócił do naszej dwójki. Ulokował we mnie swój wzrok, którego wyrazu, nie byłam w stanie jednoznacznie określić.

- Ta niezręczna cisza nie jest na moje nerwy. - Przewróciłam oczami, po usłyszeniu, mało taktownej uwagi Williama. - Ty się już tak nie piekl, bo złość piękności szkodzi. - Próbował mi poprawić humor, ale na marne. - A ty - zwrócił się do Gabriela. - Po prostu ją przeproś na litość boską.

Uniosłam brew w zaczepnym geście i na nowo, zwróciłam się przodem do szarookiego. Zastanawiało mnie, czy posłucha dobrej rady przyjaciela.

- Wracaj do domu William. - Gabriel rzucił szorstko.

- Dobra - odparł, unosząc dłonie w obronnym geście. - Nie pozabijajcie się. - Wskazał po nas ostrzegawczo.

- Chodź do auta. - Gabriel odezwał się do mnie, pierwszy raz od wczoraj.

Nie ruszyłam się z miejsca. Stałam na betonie, z założonymi rękami. Nie zamierzałam się nigdzie ruszyć, dopóki mnie nie przeprosi. Widząc moją niewzruszoną postawę, potarł nasadę nosa, palcami jednej dłoni.

Femme Fatale: Drugie rozdanie | #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz