*Oczami Jacoba*
Patrzę jak dziewczyna opuszcza głowę w dół i zamyka oczy.
-Ja... - zaczyna, ale przerywam jej.
-Masz spojrzeć mi prosto w oczy - nakazuję - powiedz mi to prosto w twarz.
-Nie mogę na Ciebie spojrzeć - mówi słabym głosem.
Chwytam delikatnie jej podbródek i unoszę jej głowę.
-Musisz powiedziesz mi to prosto w oczy, inaczej Ci nie uwierzę.
Dziewczyna bierze głęboki wdech i spogląda na mnie ze łzami w oczach.
-Nie kocham cię - mówi, a ja szukam jakichkolwiek oznak tego, że kłamie.
-Nie mówisz poważnie...
-Jacob...
-Idź już.
Nie potrafię na nią nawet spojrzeć. Chowam twarz w dłonie i czekam, aż Elizabeth opuści mój samochód. Nie mogę znieść myśli, że ona mnie nie kocha, że nic dla niej nie znaczę. Kiedy słyszę odgłos zamykanych drzwi wejściowych od jej domu, pękam. Nie potrafię opanować łez, nie kiedy czuję, że straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Ona mnie nie kocha. Obiecałem jej, że zniknę z jej życia i tak zrobię. Spoglądam ostatni raz na jej mieszkanie, wciąż jest ciemno, nie świeci się żadne światło. Odjeżdżam w kierunku swojego domu, z myślą, że powinienem spełnić obietnicę. To już postanowione. Nic mnie tutaj już nie trzyma.
*Oczami Elizabeth*
Osuwam się po zimnych drzwiach i zanoszę się szlochem. Widok Jacoba, próbującego opanować swój płacz złamał mi serce. Czy ja w ogóle wiem co zrobiłam? Przekreśliłam wszystko, ale może tak będzie lepiej. Dopóki nie poukładam sobie wszystkiego w głowie, nie ma opcji, że pozwolę Jacobowi wejść ponownie do mojego życia.
*Oczami Caroline*
Jestem w totalnym szoku, odbierając telefon od Jacoba z samego rana. Od kiedy on do mnie dzwoni? Zwykle wysyła krótkiego SMSa.
-Halo? - odbieram zdziwiona.
-Caro, ja... - w słuchawce słyszę szloch przyjaciela.
-Jacob, co się stało? - pytam zmartwiona.
-Ja... Wyjeżdżam.
-Jak to wyjeżdżasz? Gdzie i dlaczego?
-Beth, obiecałem jej, że zniknę z jej życia, jeśli przyzna, że mnie nie kocha.
-Powiedziała Ci to?
Do kuchni wchodzi Matt, ale uciszam go machnięciem ręki.
-Tak, powiedziała mi to, patrząc mi w oczy.
Robi mi się żal chłopaka. Słyszę jak bardzo jest zrozpaczony.
-Może kłamała? - pytam z nadzieją, że może da się to jakoś odkręcić.
-Nie sądzę, dobrze wiedziała co mówi.
-Co teraz?
-Po prostu wyjadę do Waszyngtonu.
-Przecież to inny kontynent! Tak po prostu nas wszystkich zostawisz?
-Nie widzę innego wyjścia. Jak inaczej miałbym dać jej spokój? Mógłbym wyjechać do innego miasta, ale w Waszyngtonie mam przyjaciela, który załatwi mi robotę i zacznę od nowa. Ja nie potrafię żyć blisko niej, ale jednak osobno, rozumiesz? Ta dziewczyna totalnie mnie rozwaliła - z jego ust wyrywa się kolejny szloch, a ja zamykam oczy, aby się nie rozpłakać.
-Tak mi przykro Jacob. Jesteś pewien, że to dobra decyzja? - pytam.
-Nie wiem, ale jedyna, na którą mnie teraz stać. Wyjadę niedługo, ale będę do Was dzwonić i w miarę możliwości odwiedzać - wyjaśnia.
-Cokolwiek postanowisz, wiedz, że masz moje wsparcie, Matta również.
-Dzięki Caro, jesteś najlepsza. I mam ostatnią prośbę...
-Tak?
-Nie mów nic Elizabeth.
Wzdycham i już wiem, że będzie to ciężkie.
-Mam nic nie mówić swojej przyjaciółce, o tym, że wyjeżdżasz na inny kontynent? - pytam drwiącym tonem.
-Caroline, proszę, nie chcę powodować u niej wyrzutów sumienia, po prostu muszę pozwolić jej żyć z dala ode mnie, a to się nie uda, dopóki jesteśmy tak blisko siebie. Ciągle na siebie wpadamy, a ja jestem w centrum wszystkich złych rzeczy, które się jej przydarzają.
-A co mam jej powiedzieć, jeśli kiedykolwiek zapyta o Ciebie?
-Nie wiem, powiedz jej, że wyjechałem bez słowa, czy jakąkolwiek inną bzdurę.
-Wiesz, że nie potrafię kłamać - jęczę.
-To powiedz jej, że zabroniłem Ci mówić, bardziej znienawidzić mnie nie może - wzdycha.
-Nick wie?
-Nie, jesteś pierwszą osobą, do której zadzwoniłem, zaraz będę dzwonić do niego, a później się spakuję.
-Mogę przyjechać na lotnisko? No wiesz... Pożegnać się?
-Nie wiem czy to dobry pomysł, pożegnania nie są najłatwiejsze, a ja już i tak jestem w rozsypce.
-Zabawne, że to nasza pierwsza tak szczera rozmowa - zauważam.
-Szkoda, że w takich okolicznościach.
-Jacob, pamiętaj, że możesz na nas liczyć - mówię, a do moich oczu napływają łzy.
-Słyszę jak głos ci się łamie, nawet nie próbuj płakać! - śmieję się ze stanowczości przyjaciela i po raz kolejny wzdycham.
-Jakbyś zmienił zdanie co do pożegnania, to daj znać.
-Dziękuję Caroline, dużo to dla mnie znaczy, a teraz będę już kończyć, muszę zadzwonić do Nicka i się spakować.
-Jasne, trzymaj się - odpowiadam i spoglądam na Matthew, który patrzy na mnie wyczekująco.
-Jacob wyjeżdża do Waszyngtonu - wyjaśniam i muszę usiąść na kanapie, bo robi mi się słabo.
*Oczami Jacoba*
Po telefonie do Caroline, przyszedł czas na telefon do Nicka.
-Halo? - słyszę głos chłopaka i zaczynam się delikatnie stresować.
-Słuchaj stary, nie będę drugi raz tego powtarzać, wiem, że między nami ostatnio nieciekawie, ale uważam, że powinieneś wiedzieć. Wyjeżdżam do Waszyngtonu. Obiecałem Elizabeth, że zniknę z jej życia, jeśli przyzna, że mnie nie kocha, jak możesz się domyślić, wszystko poszło nie tak jak powinno.
W słuchawce zapada głucha cisza, a ja wzdycham ciężko.
-Jacob, jesteś pewien, że to dobra decyzja?
-Nie i chyba nigdy nie będę tego pewien, ale myślę, że to konieczne.
-Chciałbym ci pomóc, ale chyba nie potrafię. Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
-Nick, słuchaj, nie potrzebuję moralnych gadek, nie wiem kurwa co robię, ale nie mogę być tak blisko niej, wyraziła się jasno, więc muszę wyjechać. Może to nam pomoże.
-Nie wiem, oby nie był to błąd Jacob - słyszę jak Nick wypuszcza powietrze ze światem.
Reszta rozmowy upływa nam na moich opowieściach o starym przyjacielu, który mieszka w Waszyngtonie i jego historiach z pracy. Dawno nie rozmawialiśmy ze sobą bez złości, uszczypliwości czy agresji.
Przed północą mam już spakowaną walizkę i dużą torbę. Na razie wystarczy, nie wyprowadzam się przecież na stałe, prawda?
CZYTASZ
Threesome (Trójkąt)
RomanceImpreza. Mężczyzna, który wziął za dużo. Jego kumpel, dający się namówić. Ona - nie świadoma tego, że wzięła udział w trójkącie. Oni - pragnący więcej.