Prawdziwa miłośc trwa wiecznie

139 11 37
                                    

Pov: Nika

- Wiesz, że cię kocham, tak? - zapytał mnie, a ja nawet na tak proste i krótkie pytanie nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Z trudem spojrzałam na jego zmartwioną twarz, która była wilgotna albo od łez, albo od panującej w tej chwili burzy z deszczem.

- Net, to nie ma znaczenia... - zdołałam wydusić z siebie, tak cierpkim i cichym głosem, że miałam wątpliwość czy mnie usłyszał.

- Będę przy tobie - obiecał. Ale jak mawia moje ulubione przysłowie, obietnica, a działanie, nie są ze sobą ani trochę pokrewne.

- Niczego nie zmien... - przerwał mi pocałunkiem, którym wiedziałam, że będzie naszym ostatnim przez wiele lat, a może nawet na zawsze. Ta świadomość była dla mnie tak trudna do przyjęcia w tamtej chwili, że nie mogłam się z tym pogodzić.

Ale niestety, ta myśl była po prostu faktem.

***

Cztery lata później.

- Zaraz się przewalę! - zaśmiałam się ostrzegawczo, gdy nie mogłam utrzymać równowagi i potykałam się o własne nogi. Zapewne, gdybym mogła widzieć, to zauważyłabym przyglądającym się nam zażenowanych ludzi.

Jednak przeszkadzało mi w zobaczeniu ich dłonie mojego narzeczonego, które odebrały mi możliwość widzenia.

- Już, wytrzymaj jeszcze chwilkę - uspokoił mnie, szepcząc mi łagodząco do ucha, przez co wciąż dostawałam przyjemne ciarki na plecach, mimo, że nie byłam już nastolatką, która ugania się za chłopakami.

Gdy poczułam pod moimi trampkami miękkie podłoże, wstrzymałam oddech, wiedząc, że ta niespodzianka na pewno będzie udana. Moje założenia potwierdził piasek, który chwilę po tym dostał się do moich butów.

Chwyciłam dłonie mojego narzeczonego, które zasłaniały mi widok, a on w końcu je opuścił.

Otworzyłam oczy i aż westchnęłam z wrażenia.

To dosłownie wyglądała jakby to była nasza prywatna, malutka plaża bez wody. Nie było tu nikogo, ani niczego innego oprócz dwóch drewnianych leżaków i pasującego do nich stoliczka. Przed nimi leżał ogromny biały koc na piasku cały zapełniony przeróżnie poukładanym jedzeniem i oczywiście laptopem.

Cały cudowny widok dopełniał chyba najpiękniejszy zachód słońca jaki kiedykolwiek widziałam.

- Jak ci nikt tego nie ukradł? - spytałam z niedowierzaniem, wciąż zaskoczona niespodzianką - Szczególnie laptopa?

- Wiedziałam, że o to spytasz - zaśmiał się, łapiąc mnie za rękę i prowadząc w stronę koca - Laura tutaj była, i chyba widzę że zjadła nam żelki - pokiwał głową z niedowierzaniem, widząc małą ilość w jednej z misek niebieskich haribo. Zachichotałam.

- Więc, moja droga narzeczono - powiedział, gdy zaczęłam zdejmować swoje buty, by wygodniej ułożyć się na kocu - Zapewne oglądamy pamiętniki wampirów?

- Mój drogi narzeczony - założyłam mu ramię za szyję, uśmiechając się do niego przeuroczo - Myślę, że najpierw zasłużyłeś na nagrodę, nie sądzisz?

- Wiesz przecież jaki ja jestem skromny - zaśmiał się, podnosząc jedną brew, robiąc minę, która zawsze mnie rozśmieszała do łez. Nie zawiodła nawet teraz.

- Czyli nie chcesz nagrody? - spytałam pomiędzy napadem śmiechu.

- Nie no bez takich Nikuś - zastrzegł, udając przestraszonego, a ja już nie mogłam się powstrzymać i złączyłam nasze usta w dłuższym niż zazwyczaj pocałunku. Gdy oderwaliśmy się od siebie, powiedziałam tak prostą, ale jednak prawdziwą rzecz.

- Kocham cię, Wojtek*.

***

Gdy wracaliśmy ze naszego pikniku późną nocą, praktycznie zasypiałam w drodze.

Idąc obok siebie, nagle zrobił coś co natychmiastowo przywróciło mi w pamięci nastoletnie czasy.

Objął mnie ramieniem w pasie, delikatnie wkładając część dłoni w moją kieszeń. Ten ruch po prostu przywrócił mi wszystko w pamięci. Tą pierwszą, i jak myślałam, ostatnią miłość.

Identycznie robił Net, gdy szliśmy ze sobą w spokojnej ciszy. Albo jak byliśmy z Felixem i mieliśmy kolejne kłopoty to podczas rozmyślań robił to za każdym razem.

Niektórzy podczas zastanawiania się nad czymś pocierają brodę, drapią się w szyje, a on obejmował mnie ramieniem i wkładał rękę w moją kieszeń (jeśli miałam spodnie, bo zazwyczaj nosiłam spódniczki).

Przypomniał mi się ten czas gdy szłam do sierocińca w innym mieście i widziałam go po raz ostatni. Oczywiście, rozmawialiśmy o tym, że będzie przyjeżdżał, odwiedzał mnie i tak dalej. Ale nie robił tego przez rok.

Po roku siedzenia w sierocińcu, adoptowano mnie. Trafiłam na wspaniałą rodzinę, dokładnie taką, jaką zawsze pragnęłam mieć. Aż było mi żal, że brakuję mi rok do osiemnastki, studiów i tak dalej. Bo z wielką chęcią spędziłabym z nimi więcej czasu.

Dwa tygodnie po adoptowaniu mnie pojechaliśmy do Warszawy, odwiedzić przyjaciół. Jednak przez to, że Net ani razu mnie nie odwiedził, miałam najgorsze myśli.

Myślałam, że już go nie obchodzę, że znalazł kogoś nowego, lepszego. Kogoś, z kim nie byłoby żadnych problemów.

Pojechałam najpierw do Felixa, który przez cały czas przyjeżdżał do mnie z Laurą, mając skrycie ogromną nadzieję, że dowiem się czegoś o Necie.

Była wtedy u niego Laura. Po uroczystym przywitaniu mnie przez nich i rodziców Felixa, blondyn wyjaśnił mi wszystko o naszym przyjacielu. Powiedział, że nikt nie utrzymuję z nim kontaktu, że miesiąc po jej pojechaniu wyprowadził się z rodzicami. Nawet tata Neta urwał wszystkie kontakty z rodzicami Felixa.

Oczywiście, najpierw byłam niesamowicie zszokowana tymi informacjami, ale po jakimś czasie pogodziłam się z prawdą. Net ma teraz inne życie.

- Zjemy coś? - moje zamyślenia przerwał mój narzeczony i powróciłam do prawdziwej rzeczywistości. Tym właśnie także przypominał Neta, zawsze był głodny.

- Przecież dopiero co jedliśmy - roześmiałam się z niedowierzaniem.

- Ale to były słodycze, nie prawdziwy posiłek! - skomlał - Patrz, tam jest pizzeria! - wskazał palcem włoską restaurację, a ja westchnęłam, zgadzając się.

Weszliśmy do środka, a on wybrał stolik, przy którym usiadłam. Poszedł w stronę długiej kolejki, a ja udałam się w stronę toalety.

Wpatrywałam się w swoje martensy, które jako jedyne się nie zmieniły, gdy zamyślona kierowałam się w tamtą stronę.

Oczywiście, ja jako ja, musiałam na kogoś wpaść, a ten ktoś, akurat niósł tacę z malutkim kubkiem barszczu, który rozlał się po podłodze i moim ubraniu.

- Przepraszam najmocniej! - zaczął mówić, gdy ja zamurowana wpatrywałam się w moją białą sukienkę całą w barszczu.

Powoli podniosłam wzrok na winowajcę, choć tak naprawdę to była też moja wina, gdy zastałam go wpatrującego się w mnie z szeroko otwartymi ustami i oczami za oprawkami okularów.

Nie, to nie może być on.

- Net?





*to imię specjalnie XDD, kto wie, ten wie.

wiem, trochę zbyt proste i zagmatwane ale dobra jutro CHYBA druga część tego o 19 <3

i ogolnie wiekszosc osob ktore to czytaja to rowniez pisza na wattpadzie a ja troche wypadlam z wprawy więc moge poprosic o jakies porady czy cos?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 22 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

One Shots FNIN ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz