56. Witaj w domu

774 19 2
                                    


- Wzięłaś dzisiaj leki?- zapytał Charles, z którym właśnie rozmawiałam przez video chat

- Tak wzięła. Z ręką na moim problematycznym sercu- zaśmiałam się

Charles wyjechał wczoraj na GP Azerbejdżanu,
ale przez te parę dni, które spędziliśmy razem zrozumiałam, że nie mogę się poddać. Nie po tym co już przeszłam i nie po tym co On przeszedł. Musiałam wziąć się w garść i teraz wiem, że będę robić wszystko, żeby wrócić do pełni zdrowia.
Dziś przylatuje do mnie Susie i Jack, żeby nie musiała być sama to po pierwsze, a po drugie, chcą mnie w końcu zobaczyć. A i przywiozą Rosa ze sobą, za którym nie powiem bardzo się stęskniłam.

- Powodzenia w dzisiejszych kwalifikacjach. Kocham cię- powiedziałam żegnając się

- Też cię kocham. Zadzwonię wieczorem- Charles uśmiechnął się i zakończyliśmy naszą rozmowę

Po wizycie u doktor Montgomery jechałam prosto na lotnisko odebrać moich wspaniałych gości.

- Abbyyy!!!!- już z daleka słyszałam radosny krzyk mojego małego braciszka, który właśnie biegł
z Rosem w moją stronę

- Heej!- krzyknęłam do nich i wzięłam Jacka na ręce- Jak ja się za wami stęskniłam- dodałam, kiedy Susie do nas doszła

- Cześć skarbie- przywitała się mama całując mnie
w policzek- To ty nie masz pojęcia jak my bardzo za tobą tęskniliśmy- dodała trochę łamiącym się głosem i mocno mnie przytuliła- Tak bardzo się cieszę...- łzy nie pozwoliły jej dokończyć, ale dobrze wiedziałam
o co jej chodzi

- Wiem mamo, wiem- objęłam ją jeszcze mocniej
i sama miałam łzy w oczach. Nie wyobrażam nawet sobie jak oni się czuli przez ten cały czas...- Hej mały nie płacz, już jest wszystko dobrze. Nigdzie się już nie wybieram- pocieszałam Jacka zauważając,
że sam ma łezki w oczach

- My... my myśleliśmy, że... że nie żyjesz- mówił już cały zapłakany, mocno się do mnie przytulając.
Usłyszeć takie słowa z ust małego dziecka to mogło oznaczać tylko jedno, było naprawdę bardzo źle...

Przez całą drogę do domu słowa te krążyły mi po głowie. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać co ta malutka istotka, która była do mnie tak przywiązana musiała czuć i myśleć kiedy zobaczyła mnie
w szpitalu... Jak Toto i Susie mu to wytłumaczyli... Nigdy tak naprawdę nie myślałam o tym co by było gdybym miała wypadek. To jest nasze ryzyko zawodowe i każdy kierowca wie na co się pisze, jednak kiedy już przeżyje się coś tak poważnego myślenie się zmienia...

- Proszę bardzo herbatka dla Pani, a dla Pana porcja lodów czekoladowych- zaśmiałam się podając młodemu pucharek z lodami i bitą śmietaną. Chciałam odwrócić jego uwagę od tych smutnych rzeczy, najlepiej już na zawsze.

- Komu będziesz kibicował?- zapytała Susie, upijając łyk parującej herbaty

- Wujkowi Lewisowi i Charlesowi!- odpowiedział radośnie i zdecydowanie chłopczyk, a my obie się zaśmiałyśmy. Bardzo cieszyło mnie to, że Jack polubił Charlesa i mają ze sobą świetny kontakt. To dużo dla mnie znaczy, że mój chłopak dogaduje się
z moją rodziną, a ja z jego.

Wspólnie oglądaliśmy całe kwalifikacje,
które wypadły zdecydowanie na korzyść Mercedesa. Max był trzeci, tuż za nim Pereza, później Carlos
i Charles. Całkiem dobry wynik dla Ferrari
w tym sezonie.

- Jak się czujesz?- zagaiła Susie, siadając koło mnie na kanapie, kiedy wróciła z pokoju młodego, który właśnie szedł spać

- Już trochę lepiej- westchnęłam- Denerwuje mnie to, że nie jest jak dawniej i czuję się z tym źle,
ale muszę się przyzwyczaić i iść dalej- dodałam, spoglądając w smutne oczy Susie

Fast Life/C.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz