17. Kraina koszmarów.

8.6K 351 99
                                    

CLAIRE

Czterdzieści sześć godzin. Dokładnie tyle minęło, od kiedy poznałam prawdę i zgodziłam się współpracować z mafią, z rodziną mojego porywacza. Ta decyzja mogła zmienić moje życie na lepsze albo doszczętnie je zniszczyć. Byłam w rozsypce. Do tego nie miałam nikogo, komu mogłabym się wyżalić lub po prostu przytulić.

Człowiek, którego podziwiałam i uważałam za wzór do naśladowania, okazał się całkowicie obcym człowiekiem. Nigdy mnie tak naprawdę nie kochał, a każdy gest był tylko środkiem do celu. Żyłam w kłamstwie. Robiłam wszystko tak, jak chciał. Czym zawiniłam, że tak mnie skrzywdził? Prawda była taka, że niczym. Nie miałam wpływu na potwora, który mnie wychował.

Rozległy się ciche kroki Vittorii. Weszła do przestronnego salonu, w którym siedziałam na kanapie z podkulonymi nogami, a brodę opierałam o kolana. Zerknęłam na nią i się jej przyjrzałam. Miała na sobie legginsy i przylegającą bluzkę, która ukazała jej delikatnie zaokrąglony brzuch. Nie udało mi się ukryć zaskoczenia, ale kobieta zignorowała moją reakcję.

Usiadła obok mnie, stawiając na stoliku kubek z herbatą.

– Wyduś to z siebie, bo inaczej się udusisz – rzuciła beznamiętnie, spoglądając mi w oczy, na co przeszedł mnie dreszcz. Jej oczy były przenikliwe, jakby mogła zajrzeć mi do głowy i odczytać każdą myśl.

– Jesteś w ciąży – stwierdziłam, niż spytałam. Szatynka ułożyła dłoń na brzuchu i nieznacznie się uśmiechnęła. – Ukrywasz ją – bąknęłam, gdy przypomniałam sobie, że od dłuższego czasu chodziła w za dużych ciuchach.

– Muszę. – Wzruszyła ramionami.

– Czemu? – Odważyłam się spytać, a ona skrzywiła się na to pytanie.

– Tak to jest, gdy twoim mężem jest najpotężniejszy Don – powiedziała, a następnie zacisnęła usta. – Lorenzo nie rozumie, dlaczego ci pomagam – zaczęła, wycierając dłonie o uda. – Tylko ofiary porwania mogą to zrozumieć – dodała, a ja otworzyłam szeroko oczy, mimo iż już wiedziałam, że kiedyś też była porwana.

– Kto cię porwał?

– Mój mąż – oparła, na co wstrzymałam oddech. – Przez prawie rok byłam tutaj przetrzymywana na rozkaz jego ojca.

– Jak mogłaś pokochać swojego porywacza, a tym bardziej go poślubić? – Zdziwiłam się, a on wybuchnęła śmiechem, który rozniósł się po pomieszczeniu.

– Faktycznie, jak to powiedziałaś, zabrzmiało to dziwnie. – Zwiesiła wzrok na dłonie. – Lorenzo nigdy mnie nie skrzywdził. Zadurzyłam się w nim, zanim dowiedziałam się, kim jest. Zanim mnie porwał – sprostowała z lekkim uśmiechem. – On mnie uratował, a ja uratowałam jego.

– Jednak dalej nie rozumiem, czemu mi pomagasz. To nie twój interes.

– Moim interesem jest Giovanni, a w jakiś popieprzony sposób sprawiłaś, że mu zależy – wyjaśniła, wbijając we mnie parę zielonych oczu.

– Zależy mu? Na czym? – Zmarszczyłam brwi, otulając kolana rękoma.

– Nie na czym, a na kim – sprostowała. – Na tobie.

– Bzdura. – Prychnęłam. – On mnie skrzywdził.

– Oj uwierz, mnie próbował zabić, a znalazłam w nim bratnią duszę. – Zachichotała, łapiąc moją dłoń, przez co się spięłam. – Giovanni jest trudnym człowiekiem. Zamkniętym i zranionym, ale gdy zobaczyłam was razem na mojej inicjacji, zobaczyłam nadzieję.

– Na co?

– Na ocalenie go – odparła z lekkim uśmiechem. – Nie wiem, co go w tobie urzekło. Może ta twoja delikatność i niewinność. W końcu przeciwieństwa się przyciągają.

Sicario Italiano | La Mafia Italiana #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz