25. Strzał.

7.3K 372 39
                                    

CLAIRE

Stałam przed lustrem ubrana w sięgającą do kostek błękitną wąską suknię, która miała rozcięcie na prawej nodze. Włosy miałam spięte w obszernego koka i dwa blond pasemka ozdabiały moją twarz. Z szyi zwisał naszyjnik, który dostałam od Giovanniego. Bardzo mi się podobał i nie lubiłam się z nim rozstawać.

Rozległo się ciche pukanie, a po chwili przez szparę w drzwiach wychyliła się głowa Lucasa. Uśmiechał się od ucha do ucha, a gdy zlustrował mnie wzrokiem, jego twarz wykrzywiła się w zdziwieniu.

– Claire...wyglądasz...Wow... – wydukał, co wywołało mój cichy śmiech. Lucas prezentował się też niczego sobie. Czarna koszula dopasowana do garniturowych spodni w tym samy kolorze.

– Dziękuję, solenizancie – powiedziałam zadowolona. – Ty również powalasz z nóg.

– Nie mów tego przy Giannim, bo mi nogi z dupy powyrywa – zażartował, ale wiedziałam, że mimo wszystko miał rację. Giovanni był dosyć zaborczym typem mężczyzny. Co ku zdziwieniu wcale mi nie przeszkadzało. Nieświadomie potrzebowałam kogoś takiego w swoim życiu.

– Nie za bardzo się wystroiłam? Nie chcę przygasić waszego blasku. W końcu to wasz dzień.

– Nie przejmuj się. Eldę trudno przebić. Obsypałabyś się brokatem, a ona i tak będzie błyszczeć mocniej od słońca – oznajmił, na co poczułam ulgę. Nie chciałam za specjalnie zwracać na siebie uwagi. Zwłaszcza że nikogo tutaj nie znałam, ani jacy ludzie pojawią się na imprezie. – Będę lecieć, bo jak się spóźnię to Elda wrzuci mnie na pożarcie wężom w piwnicy.

– Macie węże w piwnicy? – spytałam lekko podenerwowana.

– Szczerze? Nigdy nie zaglądałem do wszystkich cel, ale znając psychopatyczne popędy Gianniego, tam może być wszystko. – Puścił mi oczko, a następnie wyszedł. Odetchnęłam, ostatni raz spoglądając na swoje odbicie. Chwyciłam komórkę i zerknęłam na ekran. Pusto.

Od ostatniej rozmowy, która miała miejsce trzy dni temu, ojciec nie dawał oznak życia. Zastanawiałam się, czy już wiedział, że go zdradziłam. Że wybrałam Giovanniego. Każdego dnia zastanawiałam się, co wyprawiałam. Nie powinnam trzymać strony Giovanniego z czysto moralnych popędów, ale przy nim czułam się dobrze. Jakkolwiek to nie brzmi, patrząc na początki naszej znajomości. Był potworem, tyranem, niszczycielem. Wciąż był, ale nie względem mnie. Byłam w pełni świadoma, że jeśliby zechciał bez problemu, by mnie zniszczył.

Opuściłam sypialnie, schodząc schodami na dół. Jak na złość zastałam Lorenzo. Nie będę ukrywać, bałam się go. Niby nigdy nic mi nie zrobił, lecz odwrotnie, zaoferował pomoc. Jednak czułam do niego respekt i obawę, zdając sobie sprawę, jaką władzę posiadał. Był głową imperium.

– Dzień dobry – wyszeptałam, unikając jego spojrzenia. Zmrużył oczy, przyglądając mi się w ten podejrzliwy sposób.

– Witaj, Claire – powiedział głębokim głosem, na co przeszedł mnie dreszcz. – Boisz się – zauważył, nadal badając mnie wzrokiem. – Boisz się mnie, jakbyś wcale codziennie nie mierzyła się z gorszym potworem. – Przełknęłam głośno ślinę, w końcu na niego spoglądając. Opierał się bokiem o framugę, kręcąc szklanką, przez co bursztynowy płyn tworzył delikatne fale.

– Nie znam cię. – To było jedne, co przyszło mi do głowy. Nie wiedziałam, jak zareagować na jego słowa. Uniósł prawy kącik, a jego usta ułożyły się na kształt uśmiechu.

– Giovanniego też nie znasz, a jednak pokonałaś strach względem jego – zauważył trafnie. Zacisnęłam usta, nie wiedząc, co odpowiedzieć. – Do twarzy ci w niebieskim, Claire – powiedział, a następnie zniknął w ciemnym korytarzu.

Sicario Italiano | La Mafia Italiana #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz