Epilog

8.3K 445 142
                                    

Cztery miesiące później – Styczeń.

CLAIRE

Rok, tyle właśnie minęło od mojego pierwszego spotkania z Giovannim. Wtedy był przypadkowym typem z klubu, który wzbudził moje zainteresowanie, a następnie stał się moim koszmarem. Tamta ja nigdy by nie pomyślała, że roku później będę modlić się, aby się wybudził ze śpiączki, a na mojej ręce znajdzie się pierścionek zaręczynowy od niego. Tamta ja nigdy by nie pomyślała, że o ponad dziesięć lat starszy mężczyzna stanie się moim wszystkim. Tamta ja wyśmiałaby mnie i kazałaby mi się leczyć. To takie dziwne, że wystarczy rok, aby wszystko się zmieniło.

Przez rok zyskałam nowych przyjaciół, rodzinę i nowe życie.

A jeden z moich przyjaciół właśnie próbuję mnie przekonać do próby samobójczej.

– Dawaj, a nie peniasz! – Lucas pociągnął mnie za dłoń, podnosząc z kocyka. Jęknęłam z udręką, a później pisnęłam, gdy zderzyłam się z jego mokrym torsem.

– Litości. Przecież ja się na tym zabiję! – wykrzyknęłam, wyrzucając ręce w kierunku deski, co wywołało zadziorny uśmiech na twarzy chłopaka.

– Lucas nie pozwoli ci utonąć, idiotko – zachichotała Addison. Posłałam jej karcące spojrzenie. Miała mnie wspierać, a nie wpychać w ramiona dzikiego żywiołu.

– Te fale są ogromne. Zmiecie mnie z tej deski, zanim zdążę mrugnąć. – Zaplotłam ręce na piersi, trzymając się uparcie przy swoimi. Chłopak przewrócił oczami. – Skoczę po coś do jedzenia, a wy bawcie się w samobójców – mruknęłam, obracając się na pięcie i ruszyłam w kierunku domku.

W kuchni zastałam mamę rodzeństwa, która idealnie mnie ignorowała przez ostatnie miesiące. Zajrzałam do lodówki i wyjęłam kilka piw oraz jakieś zimne przekąski, które wczoraj przygotowałam z chłopakiem.

– Myślałam, że masz więcej oleju w głowie. – Wzdrygnęłam się na oschły, kobiecy głos. Zerknęłam na nią przez ramię i zdałam sobie sprawę, że intensywnie mi się przygląda. – Myślałam, że ta rozłąka rozświetli ci umysł, ale najwyraźniej nie należysz do mądrych dziewczyn.

– Co mam przez to rozumieć? – Starałam się nie brzmieć na oburzoną.

– Cztery miesiące leży w śpiączce, dziewczyno. On się nie wybudzi.

Nie dowierzałam, że to powiedziała. A do tego z taką pewnością i obojętnością. Jakby wcale nie zależało jej na jej synu.

– To twój syn – wyrzuciłam z szokiem. Jak mogła tak mówić o własnym dziecku?

– Tak, ale jestem realistką. Po dwóch miesiącach przestałam żyć nadzieją, że to przeżyje. – Wzruszyła ramionami w geście zrezygnowania, a następnie wbiła wzrok w widok za oknem i wyglądała, jakby odpłynęła gdzieś daleko myślami.

– Vincenzo mówił...

– Vincenzo kocha Giovanniego, więc nie dopuszcza do siebie innej opcji – wtrąciła z oschłością. Ledwo widocznie zacisnęła palce na kubku.

– Może ma pani racją. Może faktycznie z tego nie wyjdzie, ale jak może pani mówić, jakby był martwy. On żyję. On... – urwałam, gdy ostre, kobiece spojrzenie padło na mnie.

– Mogę, wiesz dlaczego? Dorastałam w świecie, w którym trzeba mieć grubą skórę. Zostałam zmuszona do małżeństwa z mężczyzną, który kochał inną. Urodziłam mu dzieci, które zostały wychowane przez inną kobietę, choć ja jestem ich matką, a jego żoną. W świecie, w którym byłam marionetką w dłoni mężczyzny, o którego nigdy nie usłyszałam nic miłego. W świecie, w którym śmierć to codzienność. – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu. Dobrze maskowała ból, ale czułam go od niej. Uderzał we mnie falami. Wzięła głęboki oddech, spuszczając głowę. – Kocham moje dzieci. Są wszystkim, co mi zostało, choć one mnie nienawidzą.

Sicario Italiano | La Mafia Italiana #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz