GIOVANNI
Zajechałem na posesję posiadłości mojego brata i jego żony. Zatrzymałem się i niekontrolowanie uderzyłem dłonią w kierownicę. Zacisnąłem palce na górze kółka, biorąc głęboki oddech. Zerknąłem na maskę, która leżała na siedzeniu pasażera.
Jakimś cudem Capo Petro dowiedział się, że zamierzałem go zabić i się ukrył. To był błąd. Uwielbiałem polować. Czerpałem chorą satysfakcję z zabawy w kotka i myszkę. Ja zawsze byłem drapieżnikiem i zawsze łapałem swoją zdobycz.
Do mojej głowy wtargnął obraz Claire. Ona była moją zdobyczą. Moją porcelanową słodyczą. Wciąż wracałem myślami do wieczoru sprzed dwóch dni. Moje dłonie na jej delikatnym ciele. Strach mieszający się z pożądaniem w jej oczach. To odurzające uczucie, gdy zaciskała się na moim kutasie. Moje palce w jej jedwabnych włosach. Pragnąłem tej dziewczyny bardziej, niż powinienem. Claire działała jak narkotyk. Uzależniałem się od niej.
Lorenzo chciałem jej zapewnić ochronę do czasu, aż sprawy się nie rozwiążą. Ja miałem inny plan. Nie zamierzałem jej wypuścić z mojej pułapki. Nie po tym, jak jej posmakowałem. Nie po tym, jak byłem w niej. Claire jest moja. Nieważne czy jej się to podoba, czy nie. Ona. Jest. Moją. Kobietą.
Wysiadłem z samochodu, trzaskając drzwiami. Ruszyłem prosto w stronę ogrodu. Coś mi podpowiadało, że tam ją znajdę i miałem rację. Siedziała w altance, czytając jedną z książek Vittorii. Dzieliło nas dobre kilkanaście metrów, ale nawet to nie powstrzymało mnie od podziwiania mojego pięknego kopciuszka. Oparłem się ramieniem o mur budynki, trzymając dłonie w kieszeniach.
Dostrzegłem, jak jej drobne ciało się spięło, jakby zdała sobie sprawę z mojej obecności. Zaniepokojona uniosła wzrok znad książki i powoli się rozejrzała, jakby nie chciała pokazać, że się boi. W końcu nasze spojrzenia się spotkały, a na jej twarzy wymalowała się ulga. Nie powinna tak na mnie reagować. Byłem potworem. Powinna się mnie bać. Nie byłem księciem z bajki i nigdy nim nie będę.
Nie spuszczała ze mnie wzroku, gdy wolnym krokiem do niej podszedłem. Nachyliłem się, opierając jedną dłoń o stolik, a drugą o oparcie ławki, odcinając jej w ten sposób drogę ucieczki. Po jej wyrazie twarzy wnioskowałem, że nie chciała uciekać. Błąd, kopciuszku.
– Hej – szepnęła nieśmiało, przyciskając otwartą książkę do piersi.
– Hej, Cenerentola – mruknąłem, zaczesując kosmyk blond włosów, który wysunął się z jej kucyka. Przeleciałem wzrokiem po moim kopciuszku. Niebieska, kloszowana sukienka idealnie na niej leżała. Ramiona pokrywał biały, rozpinany sweterek. Był już wieczór i robiło się chłodno. – Co tutaj robisz?
– Czekałam na ciebie – wyznała, a następnie zagryzła dolną wargę, na co krew spłynęła mi do fiuta.
– Skąd wiedziałaś, że dziś wrócę? – Nikomu nie mówiłem o swoim położeniu ani tego, kiedy miałem zamiar wrócić. Ująłem jej podbródek, gdy uciekła ode mnie wzrokiem.
– Nie wiedziałam – przyznała, wzruszając ramionami, a kobiecy głos delikatnie zadrżał. Przejechałem kciukiem po jej pełnej wardze, a ona uniosła wzrok, gdy ja patrzyłem na nią z góry. Jakim cudem była zarazem taka słodka i seksowna? Tak cholernie jej pragnąłem.
– Więc czemu czekałaś? – spytałem, nachylając się do jej ucha. Wtopiłem nos w jej włosy, zaciągając się jej słodkim zapachem.
Zbyt piękna dla takiego potwora jak ja. Zbyt nieskazitelna dla moich brudnych dłoni. Zbyt nie winna dla takiego diabła jak ja. Zbyt młoda dla mnie. Zamierzałem zbrukać tę piękną dziewczynę.
CZYTASZ
Sicario Italiano | La Mafia Italiana #2
RomanceNawet zabójca potrafi kochać ❗️Uwaga❗️ Nie wolno romantyzować relacji głównych bohaterów. Trzeba pamiętać, że jest to fikcja literacka. Pojawia się tutaj wiele brutalnych scen i erotycznych! Nie jest ona przeznaczona dla młodych czytelników. Jeśli c...