Rozdział piętnasty

11.8K 594 66
                                    

Nowy rozdział 12 marca.
A z okazji dnia Kobiet, specjalnie dla Was - ludzka twarz Jasona ♡♡
Będzie mi miło jak zostawicie coś po sobie. Jo ;)

--------------

Chloe czuła, że długo wstrzymywane łzy wreszcie spływają jej po policzkach.

Idiotka, pomyślała po raz kolejny czytając wiadomość od matki:

Zmiana planów skarbie. Jednak nie przyjadę. Marc chce, abym poznała jego dzieci.

Wytarła mokre policzki i mocniej ścisnęła telefon spoconymi dłońmi.

Jak mogła być aż tak głupia? Jak mogła znów dać się nabrać, że tym razem będzie inaczej?

Mimo że miała dziewiętnaście lat to nadal była tak samo naiwna jak wtedy gdy była dzieckiem. Od zawsze tłumaczyła zachowanie Mary, nie mogąc pogodzić się z bolesną prawdą – że dla jej matki nigdy nie będzie najważniejsza.

Dzisiaj nie było inaczej. W trakcie czterech godzin czekania na jakąkolwiek wiadomość od matki przeszła przez całą skalę wymówek. Zaczęła niewinnie od spóźnionego autobusu, pomylonej drogi, czy też rozładowanego telefonu. Lecz jak zwykle szybko doszło do eskalacji. Wyobraźnia podpowiadała jej najgorsze scenariusze: od wypadku po powtórkę sytuacji sprzed dwóch miesięcy.

Gdy po raz kolejny połączyła się ze skrzynką pocztową matki, zaczęła panikować. Była pewna, że coś się stało. Przecież nie wystawiłaby jej w ten sposób, nie dając wcześniej znać, że nie przyjedzie.

SMS od matki przyszedł zaledwie chwilę przed podniesieniem przez Chloe alarmu. Ulga, która na nią spłynęła, miała słodko–gorzki smak i szybko przemieniła się w rozczarowanie.

Po raz kolejny Chloe przeczytała wiadomość od matki. Kim był Marc? I dlaczego chciał, aby Mary poznała jego dzieci? Świeże łzy spłynęły jej po policzkach, kapiąc na elegancki materiał sukienki, którą kupiła specjalnie na tę okazję.

Idiotka!

Wstała gwałtownie z kanapy i weszła do kuchni, aby wyłączyć piekarnik. W powietrzu unosił się zapach pieczonego indyka, sosu żurawinowego i tarty z orzechami pekan. Chloe spędziła dwa dni przy garach, wierząc, że wreszcie będzie miała takie Święto Dziękczynienia, o jakim od zawsze marzyła.

Idiotka!

Wyłączyła piekarnik i kuchenkę, na której podgrzewała sos pieczeniowy i szybko wyszła z kuchni. Nie mogła nawet znieść widoku przygotowanych przez nią potraw. Przypominały jej, jak po raz kolejny dała się nabrać w wielką przemianę jej matki.

Opadła na kanapę i zapatrzyła się przed siebie. Nie miała pojęcia, ile czasu spędziła w takiej pozycji. Ostatnie promienie słońca już dawno zaszły, pogrążając pokój w półmroku. Samotność i smutek ciążyły na niej, utrudniając jej oddychanie. Czuła, że się dusi. Musiała wyjść z mieszkania, które z każdą chwilą coraz bardziej przypominało jej więzienie.

Wyszła na zewnątrz, mieszając się w mniejszym niż zwykle tłumie. Szła przed siebie, nie wiedząc, dokąd idzie. Długo krążyła po nieznanych jej ulicach, aż dotarła do dzielnicy domków jednorodzinnych. Zatrzymała się przed jednym z nich i zapatrzyła w odsłonięte okno. Z niewyobrażalną tęsknotą obserwowała rozgrywającą się przed nią scenę: szczęśliwa rodzina stłoczona przy bogato zastawionym stole. Nie mogła oderwać od nich wzroku. Biła od nich tak wielka radość i ciepło, że poczuła się jeszcze bardziej samotna.

Rozpadał się deszcz, jego krople mieszały się ze łzami na jej twarzy. Chloe oprzytomniała i wolnym krokiem ruszyła w stronę apartamentu. Gdy dotarła do mieszkania, była przemoczona. W powietrzu nadal unosił się mocno wyczuwalny zapach pieczonego indyka, boleśnie przypominając Chloe o jej zdeptanych nadziejach.

Niebezpieczna propozycja [18+] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz