(31)

277 29 20
                                    

— Nie, nie możesz tu być — powiedział Jimin, od razu zbierając się do wyjścia. — Zabraniam ci, rozumiesz? Nie zrujnujesz znowu tego, co zbudowałem.

Chaotycznie zakładał na siebie kolejne warstwy ubioru. Musiał się stamtąd jak najszybciej wydostać, musiał oddalić się od tego człowieka. Nie mógł znieść widoku swojego ojca tak po prostu stojącego sobie przed nim. Na dodatek w dłoni trzymał kwiatki, które przyniósł, żeby włożyć do niewielkiego wazoniku przy zdjęciu jego mamy.

Jiminowi robiło się niedobrze na ten gest i na ten paskudny kolor kwiatów.

— Czytałeś adres, który ci wysłałem? Miałem nadzieję, że wpadniesz. — Jego tata uśmiechał się lekko. Można by powiedzieć, że delikatnie i przyjaźnie, jakby cieszył się, że go widzi. Ale Jimina naprawdę mdliło.

— Na jakiej podstawie myślałeś, że wpadnę, co? — warknął Jimin, mijając swojego ojca w wejściu. Nie wybaczył mu jeszcze tego, jak zniknął z dnia na dzień, nie odzywając się ani słowem przez kilka dobrych lat.

— No... jesteś w Busan po raz pierwszy od paru lat-

— Dla zawodów, a nie dlatego, że chciałem tu przyjechać. — Jego ojciec wydobył z siebie ciche "oh...". — Przyszedłem tu tylko do mamy, porozmawiać do niej, a teraz wychodzę, także wypuść mnie.

Jimin wyminął ojca i wyszedł z budynku. Na dworze delikatnie prószył śnieg. Po chwili Jimin usłyszał jednak otwieranie i zamykanie drzwi.

— Nie miałem siły, żeby zostać w tym mieszkaniu — usłyszał za sobą i to spowodowało, że się zatrzymał. — Jimin, proszę. Za dużo rzeczy przypominało mi o Mi. Nawet ty, jesteś bardziej podobny do mamy, niż ci się wydaje. Tak samo piękny i delikatny, jak ona. Boże, macie te same oczy i usta. Patrzenie na ciebie każdego dnia sprawiało mi... fizyczny ból. Nie umiałem-

— A co ze mną? Co z moim bólem, huh? — W oczach Jimina błyszczały już łzy, które wręcz bolały na mrozie. Obrócił się, żeby spojrzeć na swojego ojca. — Miałem kilkanaście lat, a ty zostawiłeś mnie, żebym... nie wiem, co sobie myślałeś, ale myślałeś, że sam zapłacę za naukę? Za te wszystkie zawody, wyjazdy i tak dalej? Że utrzymam mieszkanie sam?

— Zostawiłem ci pieniądze. — Głos jego ojca był przyciszony i powolny.

— Tak, jakby pieniądze miały mnie uratować przed czymkolwiek. Straciłem mamę, potrzebowałem ojca, a ty uciekłeś. Zniknąłeś, nie wiem nawet gdzie byłeś przez cały ten czas. Chociaż wiesz co, nie ważne. — Machnął ręką. — Naprawdę mnie to nie obchodzi. Zostaw mnie po prostu.

Odwrócił się, żeby odejść, ale ponownie uniemożliwił mu to głos jego ojca.

— Oglądałem cię w telewizji, Jimin. Każdego dnia, odkąd wyjechałem, śledziłem cię w Internecie. Chciałem wiedzieć, jak sobie radzisz, chociaż byłem pewien, że sobie poradzisz. Byłem-

— Nie obchodzi mnie to. — Jimin podszedł do ojca i stanął z nim twarzą w twarz. — Musiałem przez ciebie wyjechać z kraju, żeby kontynuować treningi. Musiałem sprzedać mieszkanie, musiałem wszystkie pieniądze przeznaczyć na kupno mieszkania w Bostonie, żeby potem od razu zacząć zarabiać. Chodziłem do pracy na czarno, bo byłem nieletni i trenowałem jednocześnie, aż nie zacząłem wygrywać i na tym zarabiać, a przy okazji musiałem sobie radzić ze stratą rodziców. — W głosie Jimina był wyczuwalny prawdziwy żal i smutek. Mówił podniesionym głosem, ale nie krzyczał. Nie miał na to sił. — Każdego dnia, kurwa, każdego cholernego dnia czekałem na telefon od ciebie. Na wiadomość, czy jakikolwiek znak, że żyjesz i gdzie jesteś. Kilka lat zajęło mi stanięcie na nogi i zrozumienie, że nic takiego nie nastąpi. Wiesz jak długo to jest, kiedy się mieszka samemu? Cholernie długo. Więc nie myśl, że robienie smutnej miny teraz coś zmieni. Nie chcę cię więcej widzieć. — Po tym odwrócił się na pięcie i odszedł. — A mama nienawidziła żółtych kwiatów! — rzucił do niego przez ramię, komentując kolor kwiatów, który wybrał jego ojciec, by włożyć je do wazonu przy prochach jego mamy.

red lights 강박 // jikook ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz