(32)

296 29 47
                                    

Chiny. Większość ludzi nie zna jej pod pojęciem piękna, jakie w sobie skrywa ten kraj, a raczej pod znakiem taniej siły roboczej zatrudnionej w największych na świecie fabrykach, a zarabiających psie pieniądze, tych "chińskich znaczków", pandemii COVID oraz tłumów. Wielkich wielgachnych tłumów.

Za to Jimin, odkąd był w Chinach, pomiędzy treningami i ostatnimi przygotowaniami do Igrzysk mógł zobaczyć parę razy prawdziwe piękno i tradycję Chin. Przede wszystkim piękne pałace i niektóre urokliwe do granic możliwości świątynie. Tak, to było coś, co podobało mu się najbardziej. Zazwyczaj chodził do tych różnych miejsc sam, jednak zdarzało się, że Eteri, Chris lub Piper z nim szli.

Za to Jeongguk w ogóle nie wychodził z hotelu.

Nie mówił czemu. Twierdził, że po prostu nie ma ochoty na wychodzenie z pokoju, bo ludzie w Chinach nie byli zbyt przyjaźni. Takie przynajmniej było jego tłumaczenie tego wszystkiego, ale Jimin mu nie wierzył. Wszyscy byli tacy mili i otwarci dla niego i innych turystów.

Pewnego wieczoru, dzień przed wielką galą otwarcia Igrzysk, Jimin poszedł sobie do pubu z Chrisem, żeby się pobawić, pośpiewać, może trochę potańczyć i wypić trochę alkoholu. Drink gonił drink, aż w końcu postanowili spróbować baijiu, czyli tradycyjnego chińskiego napoju alkoholowego. Smakował odrobinę jak soju. Kolejne kieliszki pojawiały się na stoliku przed nimi, a oni zachowywali się odrobinę głośniej, niż mogłaby pozwolić na to ich trzeźwa przyzwoitość. Ale teraz nic ich nie powstrzymywało. Rozmawiali dużo o wszystkim jak przyjaciele, aż w końcu, od słowa do słowa, zebrało im się na wyzwania.

— Ja zacznę, ale ty musisz mi obiecać, że potem powiesz mi swój sekret — wybełkotał odrobinę po pijaku Chris. — Tak to się u was robi? — spytał, wyciągając mały palec w górę, trzymając go na wysokości swojej twarzy. — Pinky promise, tak?

— Ugh, nienawidzę cię — mruknął Jimin, ale splótł razem ich małe palce. Jego głowa była ciężka od tej całej mieszanki alkoholi, a świat zabawnie wirował, ale nie żałował ani jednego kieliszka. Od czasu do czasu, podobało mu się to. Zwłaszcza, że miał wrażenie, jakby naprawdę otworzył się na ludzi i jakby... miał przyjaciół. — Obietnica. Teraz dawaj, wylej swój sekret na mnie.

Zanim Chris zaczął mówić, zawołał kelnera, prosząc o jeszcze jedną butelkę baijiu.

— Jestem osobą trans, jak się urodziłem miałem na imię Bethany — wyrzucił z siebie Chris, co sprawiło, że Jimin w sekundę jakby lekko wytrzeźwiał.

— Oh, Chris. — Jimin uśmiechnął się. — Jesteś teraz szczęśliwy?

— Jak nigdy wcześniej w życiu. — Uśmiechnął się.

— Chris, nawet nie masz pojęcia... — nie dokończył, ponieważ przytulił swojego przyjaciela, ciasno otulając go ramionami. — Dziękuję, że mi powiedziałeś.

Duh, bitch, jesteśmy przyjaciółmi.

— Ktoś jeszcze wie?

— Poza tobą, moją siostrą, rodzicami i lekarzami, którzy sprowadzili mnie do... mojego prawdziwego ciała, to nie.

Duh, bitch — powtórzył Jimin.

Wznieśli za to toast, a po tym Chris zwrócił się do Jimina przodem.

— Teraz ty.

— Co ja?

— Nie wkurwiaj mnie, Mimi — zaśmiał się. — Twój sekret-oh boże, kocham tą piosenkę. — Odwrócił się na krześle i wykrzyczał refren, co z resztą zrobiła reszta ludzi w pubie. — Okej, Jimin. Sekret.

red lights 강박 // jikook ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz