28 - 2.8 Sally

75 7 8
                                    

Więc tak jak mówiłam - rozdział dziś. 

Pamiętajcie im więcej komentarzy, tym szybciej rozdział. 

Miłego czytania.

Byłam u Olivera i piekłam muffinki. Poważnie. W życiu bym nie pomyślała, że właśnie w ten sposób będę spędzać jakikolwiek wieczór. Ten - w towarzystwie chłopaka - był nie pierwszy i zapewne nie ostatni. Przynajmniej miałam taką nadzieję.

Gdy przyszłam zająć się chłopakami, poprosili mnie o to byśmy wspólnie zrobili te smakołyki. Dopiero po chwili domyśliłam się, że Oliver nagadał im, głupot odnośnie moich ulubionych jagodowych muffinów, namawiając ich do "dobrej zabawy" jaką było pieczenie.

Sama nie wiedziałam, czy była ona taka dobra, ponieważ nigdy ich nie piekłam, zawsze były one kupione bądź przyrządzone przez moją babcie, jednak chłopaki (ten najstarszy również) nie dawali za wygraną. Oczywiście się poddałam i po kilku minutach szukałam już przepisu w internecie, ostrzegając ich przed moimi umiejętnościami kulinarnymi, które najwidoczniej odziedziczyłam po mamie.

Chłopaki zdecydowanie wykorzystywali swój urok i moją słabość. Słabość do całej trójki.

Po prostu nie potrafiłam im odmówić.

Dzieciakom po chwili przygotowywania masy potrzebnej do wypieków, znudziła się ta jakże przednia zabawa, więc udali się do salonu oglądać bajki, zostawiając wszystko na mojej, no i Olivera głowie, który grzecznie mi towarzyszył. Udawał, że mi pomagał.

A dlaczego udawał?

Ponieważ nie zawsze wszystko mu wychodziło, co z pewnością by się zmieniło, gdyby trochę się skupił na muffinach, na które sam miał ochotę. Zamiast tego cały czas zajmował się wszystkim innym.

Telefonem, ale też mną.

Dokuczaniem mi albo przytulaniem czy innymi czułościami, po których moje serce biło w zawrotnym tempie.

Rozpływałam się od tego, ale mimo to chciałam więcej.

Cole co jakiś czas pytał o to, kiedy będą gotowe, upewniając się przy tym czy na pewno żadne z nas ich nie zjadło.

Zajrzałam do piekarnika, przyglądając się wypiekom, a następnie odkrzyknęłam:

– Jeszcze trochę Cole.

– Ale ile minut? – Również krzyknął, ponieważ mały leniuch nawet nie pofatygował się, by do nas przyjść.

Mogłam się założyć, że Oliver właśnie przewrócił oczami, jak to robił po każdym tego typu pytaniu. Otwierałam usta, by odpowiedzieć, kiedy wyprzedził mnie blondyn.

– Tyle ile trzeba – mruknął od niechcenia, ale na tyle głośno, by słowa dotarły do brata. – Spokojnie, na pewno zostaniesz poinformowany, kiedy będą gotowe. Prawda, Sally? – Zwrócił się do mnie, przez co zamknęłam piekarnik i odwróciłam się w jego stronę.

Chłopak siedział na jednym z wysokich krzeseł przy blacie, opierając się o niego łokciem.

– Tak – odpowiedziałam dosyć głośno, a następnie podeszłam do chłopaka. – Coś czuję, że będą ohydne – mruknęłam już ciszej, by Cole ani Logan nie usłyszeli. – Mówiłam, że nie umiem. Fatalnie piekę, gotowanie też mi średnio idzie tak na marginesie. Wiem, że... – zaczęłam, ale przerwał mi.

– Sally – zaśmiał się, po czym złapał mnie w biodrach i przybliżył do siebie. Moja twarz była na wysokości jego, a teraz w dodatku dzieliły je dosłownie milimetry.

Zakazany I & IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz