4. Sally

242 11 2
                                    

Po wczorajszej imprezie czułam się naprawdę dobrze. Przeciwnie do Rowana, Mauren i co mi się bardzo nie podobało; Johna. Wrócił znów nad ranem, z tego, co mama opowiadała, nie był jakoś mocno podpity, ale cała dzień dziwnie się zachowywał, wszystkich upominał o ciszę, a pierwszą rzeczą, jaką zrobił po ubodzeniu, było łykniecie proszków, więc nie trzeba było być geniuszem, by wiedzieć, co mu dolegało.

To, że ja nie chorowałam, było pewne. Mało wypiłam, bo nigdy nie lubiłam przesadzać z alkoholem, a poza tym szybko wróciliśmy do domu.

Pójście na ognisko było naprawdę dobrym pomysłem, dobrze się bawiłam, ale robiło się coraz zimniej, Rowan stracił humor po nieudolnym podrywaniu Eve, a Heather rozbolała głowa. Na szczęście już dziś rano nic jej nie było.

Weszłam do kuchni po szklankę wody. Było w niej duszno. I nie koniecznie chodziło mi o temperaturę... 

Atmosfera w pomieszczeniu była dosyć napięta. Mama siedziała na wysokim krześle przy blacie, przyglądając się Johnowi, który przyrządzał sobie kolację. Smarował kanapkę, ignorując palące spojrzenie. Gdyby Julia Fernsby potrafiła zabijać wzrokiem, chłopak dawno leżałby nieprzytomny na podłodze z dużą dziurą na plecach.

- Co tu taka cisza? - zapytałam, podchodząc do lodówki, z zamiarem wyciągnięcia z niej zimnej butelki. Gdy słowa wyleciały z moich ust, wiedziałam, że to był błąd.

Jednak jednym z największych talentów Sally było wpieprzanie się tam, gdzie nikt jej nie chciał.

- I po co się teraz odzywasz? - Pierwszy odezwał się John.

Oczywiście. Nasze wymiany zdań zawsze wyglądały identycznie. Same pretensje, wyrzuty, krzyki czy niemiłe słowa.

- Już serio nie można się odezwać w tym domu?

- Ty nie możesz.

- John — upomniała go kobieta.

- No co? Zawsze się wpierdala tam, gdzie nie trzeba. Wszystko ci pierdoli na prawo i lewo, a potem robisz mi jakieś popieprzone akcje. Sama jej obecność mnie wkurwia, rozumiesz? Jej sposób bycia, święta Sally. Uważaj, by kiedyś ta aureolka, spadając nie jebła cię w ten pusty łeb.

- Słownictwo, John — podniosła lekko głos, ale nie krzyczała. Starała się panować nad emocjami.

- Głowno mnie obchodzi to twoje słownictwo — prychnął.

Rozumiałam. Serio, starałam się zrozumieć jego zachowanie wobec mnie. Z jakiegoś powodu nie pałał do mnie sympatią. Okay. Mogłam przyjąć do wiadomości, że obrażał i darł mordę na mnie, ale na mamę? Przecież ta kobieta go urodziła, wychowała. Dobra, ja też nie miałam zawsze świetnych relacji z rodzicami, zdarzały się kłótnie. Ale jego brak szacunku do nich mnie przerażał.

- A ładniej do mamy się nie da?

- Irytujesz mnie, wiesz? Mam cię kurwa dość — wysyczał przez zęby. Gdybym usłyszała to od kogoś innego, ruszyłoby mnie, ale tyle razy słyszałam to z jego ust, że nie robiło mi to różnicy.

No dobra. Może trochę, bo kogo by takie słowa nie poruszyły.

- Wzajemnie braciszku. - Robiłam dobrą minę do złej gry.

Nigdy nie pokazywałam mu, jak mnie ruszały jego słowa, choć niektóre potrafiły nieźle zranić.

- Dzieciaki, proszę was. - Mama próbowała załagodzić sytuacje, ale chłopak i tak już był zły. Dobrze nawet nie wiedziałam, o co. - Nie możecie chociaż raz normalnie porozmawiać?

- Obie jesteście siebie warte. - Rzucił nóż na deskę i odsunął się na nieznaczną odległość. Spojrzał na mamę, a następnie ruszył w stronę wyjścia z kuchni.

Zakazany I & IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz