34 - 2.14 Sally/Oliver

78 7 6
                                    

Dobra! Nie chcę nic mówić, ale to bardzo emocjonalny rozdział i sporo się dzieję... Tak mi się wydaje przynajmniej.

Miłej lektury i przepraszam za błędy!

– Coś się stało? – zapytałam, gdy zeszłam na dół i zobaczyłam siedzącego na kanapie Johna, przyglądającego się pusto ścianie.

Wyglądał dziwacznie, aż tak, że zaryzykowałam odezwaniem się do niego. To zawsze kończyło się źle, ale tym razem nie przejmowałam się tym, a przynajmniej nie aż tak... Działałam instynktownie.

Później będę się zamartwiać i mieć do siebie pretensje. Nie teraz.

Mój brat odwrócił się do mnie, mierząc mnie wzrokiem, ale nie tym co zwykle. Nie widziałam w nich tej złości i nienawiści do mnie co zawsze.

Był jakiś inny.

Smutny? Nieobecny.

Miałam teraz pewność, że coś się stało.

Takie zachowanie nie było do niego podobne. Taki wyraz twarzy nie był normalny.

Zaczynałam się powoli o niego martwić. Zawsze się martwiłam.

– Daj mi dziś spokój, naprawdę – powiedział, to co zwykle, ale tak całkowicie inaczej, że miałam wrażenie, że pierwszy raz tę słowa wyleciały z jego ust.

Mało tego chyba pierwszy raz od dawna słyszałam taki ton. On tak nigdy do mnie nie mówił.

Czerwona lampka zapaliła mi się po raz kolejny. O co chodziło?

Chciałam odejść i go zostawić w spokoju, ale nie potrafiłam. Za bardzo zależało mi na tym idiocie, który sprawiał mi na co dzień tyle bólu. Byłam tylko głupią, starszą siostrą.

Nie potrafiłam tak po prostu sobie pójść i zostawić go z problemem, nawet jeśli mogłam skończyć przez to tragicznie. Opluta i zraniona.

Wiedziałam przecież jak za każdym razem kończyła się próba rozmowy z nim. Miałam nadzieję, że tym razem będzie jednak trochę inaczej.

– Chcesz pogadać? – zapytałam, wyobrażając sobie najgorsze.

Ewidentnie miałam jakieś masochiczne popędy, ale nie byłabym sobą gdybym nie zapytała. Przecież był moim bratem. Jakim by nie był, jednak bratem, na którym mi zależało.

– Sally... – zaczął, ale o dziwo dosyć łagodnie. Wręcz wyjęknął moje imię. Był zrezygnowany? Tak przynajmniej brzmiał.

Poczułam ból, taki ogromny ucisk serca. Nie tylko dlatego, że miałam świadomość tego, że coś się stało, tylko przez wypowiedziane przez niego moje imię.

Jedno słowo. Moje imię. Pieprzone imię, którego tak dawna nie słyszałam z jego ust. A z pewnością nie wypowiedziane w taki sposób.

– Nie mam ochoty się kłócić – mruknął.

Gdybym miała zdrowy rozsądek, w tym momencie bym poszła. Ale nie zrobiłam tego, tak jak przed chwilą. Może to mój brak instynktu przetrwania a może za dobre serce. Nie mogłam po prostu być aż tak obojętna na to co się działo. Chociaż lepiej byłoby to olać.

Bałam się jego reakcji.

– Ja też – odpowiedziałam cicho i podeszłam jak głupia do niego. Jak antylopa do lwa.

Miałam przejebane.

– Jeśli chcesz pogadać to wiesz... – przerwałam, bo znów na mnie spojrzał. Spłoszył mnie, choć to nadal nie był ten sam wzrok, który doskonale znałam. – Albo nie – wycofałam się, na co on wzruszył ramionami. – Słuchaj nie musimy gadać, ale możemy posiedzieć... Yyy jeśli tego potrzebujesz.

Zakazany I & IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz