7. Sally

213 14 1
                                    

Po tym, jak wczoraj musiałam spędzić dobre kilkanaście minut z Oliverem po tej całej sytuacji u mnie w domu, myślałam, że już nic gorszego się nie wydarzy, chociaż do końca tygodnia. Ale oczywiście — musiałam się pomylić, a tak mi się przynajmniej wydawało na samym początku. Gdy mama Olivera zaproponowała, bym pojechała razem z chłopakami, byłam zła. Nawet bardzo. Nie chciałam spędzać kolejnych chwil z nimi. Nie miałam ochoty na towarzystwo jej syna i Johna. Co prawda wiedziałam, że kobieta chciała dobrze, ale tak szczerze to nie byłam jej wdzięczna za tę propozycję. Moja mama też dolała oliwy do ognia, prosząc, a nie przepraszam — rozkazując mojemu braciszkowi, by mnie puścił do przodu. Faktycznie, lepiej znosiłam drogę, gdy siedziałam obok kierowcy i mogłam patrzeć na drogę, a nie na boczne szyby, ale nie było takiej potrzeby. John i tak był zły, że w ogóle z nimi jechałam. Liczył na spokojną drogę w towarzystwie przyjaciela bez przeszkadzającej i irytującej rodzinki. Pomysł Olivera z własnym samochodem bardzo mu przypadł do gustu, przez to był mniej zależny od rodziców, więc i ja nie byłam mu na rękę.

Ja miałam tylko nadzieję, że przeżyję. I jak najspokojniej — bez żadnych problemów, komplikacji czy po prostu awantur — przetrwam tę podróż w tak zacnym towarzystwie, jakim bez dwóch zdań byli Oliver i John.

O dziwo droga nie mijała źle.

Oczywiście nie licząc kilku mniej przyjemnych wymian zdań z moich bratem, jednak chłopak większość czasu i tak słuchał muzyki, nie odzywając się, przez co nie wywoływał niepotrzebnych kłótni.

Byłam gotowa na wszystko, więc naprawdę pozytywnie się zaskoczyłam. Co prawda; nie czułam się za dobrze, ale mogło być o wiele gorzej. Wsiadając do tego auta, w głowie miałam tylko same katastroficzne myśli, które żadne z nich na szczęście nie były bliskie rzeczywistości. Było dobrze, a może nawet i lepiej?

- Na pewno nic nie chcesz? - Usłyszałam głos Olivera, na co podniosłam głowę do góry.

Po raz kolejny stanęliśmy na stacji benzynowej, ponieważ John ubłagał swojego przyjaciela o krótkie przystanki na fajkę. Blondyn kategorycznie zabraniał palenia w swoim aucie, co mnie cholernie zdziwiło. Ale po dłuższej obserwacji miałam wrażenie, że samochód to była jedyna rzecz, jaką traktował poważnie.

Jechaliśmy już dobre dwie godziny, a do miejsca docelowego mieliśmy jeszcze trochę. Wszystko przez to zatrzymywanie się co jakiś czas. Nie mogłam powiedzieć, że mnie to aż tak denerwowało, bo tak nie było. Mogłam, chociaż chwile odpocząć od jazdy, rozprostować nogi i pooddychać świeżym powietrzem, o ile takie ono było, ale z drugiej strony wolałabym być już chyba na miejscu i więcej nie musieć wsiadać do pieprzonej maszyny zwanej samochodem.

Siedziałam na fotelu, mając nogi na ziemi, a chłopak stał obok, opierając się o swój ukochany samochód. Na początku byłam w szoku, że nie bał się go w ten sposób porysować, ale później przypomniało mi się, że podobnie opierał się o niego, gdy zobaczyłam go dziś rano. Jednak nie miał aż takiego fioła na punkcie auta, jak mogło się wydawać. I chyba to dobrze, bo w końcu co za dużo do nie zdrowo.

- Na pewno. — Uśmiechnęłam się w jego stronę.

Musiałam przyznać, że z Oliverem znaleźliśmy wspólny język. Co jakiś czas gadaliśmy o największych pierdołach, które akurat przyszły nam do głowy, ale co najważniejsze rozmowa się mimo wszystko kleiła, a jeśli już panowała cisza, to nie była ona niezręczna.

Nikt się nie odzywał, ja zajęłam się odpisaniem na wiadomości Rowana, a Oliver przyglądał się pustym wzrokiem w budynek przed nami, przy okazji zaciągając się papierosem.

Nawet nie wiedziałam, że palił, ale jakoś mnie to nie zdziwiło, biorąc pod uwagę, że przyjaźnił się z moim bratem, który jarał ja smog. Na pierwszy rzut oka można było powiedzieć, że byli prawie identyczni, to samo robili, podobnie się zachowywali i podobnie wyglądali. Jednak to nie byłaby prawda. Byli jak ogień i woda. Co prawda oboje niezmiernie pewni siebie, uroczy na ten swój dziwny sposób, przez co potrafili oczarować prawie każdego oraz z tym swoim stylem życia — pełnym zabawy, rozrywki czy spontanu. Ale to Oliver był tym opanowanym, oazą spokoju, a John wulkanem, który w każdej chwili mógł wybuchnąć. Oliver przyciągał ludzi jak magnes, każdy musiał go lubić, a John najpierw wzbudzał respekt, strach, a dopiero później te bardziej pozytywne emocje.

Zakazany I & IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz