Nawet nie wiecie jak ciężko wstawić mi ten epilog!
Miłego czytania!
Epilog
Minęły trzy tygodnie od momentu, w którym dowiedziałam się, że mój brat nie żyje i od momentu, w którym Oliver wyszedł drzwiami, na które właśnie patrzyłam. Od tamtej chwili go nie widziałam.
Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy, chociaż z drugiej strony tak bardzo chciałam się z nim spotkać i go przytulić. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Czy to już było jakieś rozdwojenie jaźni.
– To o której jutro jedziesz? – zapytała cicho Heat, z którą rozmawiałam właśnie przez telefon.
– Rano. Koło dziewiątej? Jakoś tak – mruknęłam, patrząc na walizkę, która stała już przyszykowana w holu.
Nie chciałam tu zostać. Nie potrafiłam. Nie radziłam sobie, budząc się codziennie w domu, w którym dorastałam razem z Johnem. Z bratem, którego już nie zobaczę. Z człowiekiem, który już mi nie dogryzie, który nic już nie powie... Z którym się już nie pokłócę, który już nie uśmiechnie się do mnie w ten swój słynny, sarkastyczny sposób. Oddałabym wszystko by teraz go zobaczyć i z nim porozmawiać.
W dodatku bycie tak blisko a zarazem tak daleko Olivera bolało. Cierpiałam podwójnie, ale nie potrafiłam zapomnieć. Nie potrafiłam mu wybaczyć tego, co zrobił, a raczej tego, czego nie. To po prostu było silniejsze ode mnie.
Czy się bałam?
Tak. Bałam się w cholerę, ale musiałam podjąć ten krok, by znów nie oszaleć. By tym razem nie skończyło się jak ostatnio.
– Na pewno tego chcesz? Nie wolisz zostać? Z rodzicami? Z nami?
– Tak, Heat. Podjęłam decyzję.
Było to trudne, ale wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że to najlepsze wyjście. Jak w ogóle jakieś mogłam w tej sytuacji nazwać dobrym.
To co się stało zniszczyło nas wszystkich. Może uciekałam, ale tego właśnie potrzebowałam, by wrócić do... życia, bo przez ostatnie dwadzieścia jeden dni tylko egzystowałam. Płacząc samotnie w pokoju i nie wpuszczając do siebie nikogo. Znów to wszystko wróciło, a ja czułam się jeszcze gorzej niż te trzy lata temu.
– Chociaż pozwól nam przyjść i się pożegnać.
– Nie – powiedziałam od razu. – Już to zrobiliśmy.
Nie chciałam, by byli przy tym jak wyjeżdżam, ponieważ trudniej byłoby mi tak po prostu wsiąść do auta i odjechać, pozostawiając ich.
Dostałam się na wszystkie uczelnie, więc zgodnie z planem miałam wybrać tę w Long Beach, ale plany nieraz ulegały zmianom, tak jak teraz te moje.
Postanowiłam zacząć je w San Diego, zamieszkać ponownie z dziadkami i odciąć się od tego, co tu mnie przytłaczało.
– Wybacz, Heat. Muszę kończyć, ktoś dzwoni do drzwi. – Odłączyłam się zanim dobrze się pożegnała.
Podeszłam do nich i je otworzyłam. Widok osoby, która stała przede mną mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się zobaczyć w nich Daisy, z którą nie miałam dobrego kontaktu przeciwieństwie do reszty przyjaciół Olivera. Ona raczej spędzała czas z Johnem...
Czego już nie zrobi, bo go już nie było.
Boże.
Długo nie myśląc podeszłam do niej i ją przytuliłam. Może było to nie na miejscu, ale gdzieś podświadomie czułam, że obie tego właśnie potrzebowałyśmy. John był bliski jej tak samo jak mi.
Nie widziałam jej może dużo razy, ale za każdym wydawało mi się, że bardzo zależało jej na moim bracie, dlatego domyślałam się, że dla niej było to również trudne.
Odwzajemniła uścisk, przez co po moim policzku poleciały pierwsze łzy. Nie panowałam nad tym.
– Musimy porozmawiać – powiedziała dosyć poważnie, ale mimo to łamiącym się głosem, kiedy się od siebie odsunęłyśmy. – Wiem, że jutro wyjeżdżasz, dlatego przyszłam. Przepraszam, że bez zapowiedzi, ale...
Czyli on już też wiedział?
Tęsknił tak jak ja?
Byłam tchórzem, który nie potrafił wybaczać, przestać analizować.
– Wejdź – zaprosiłam ją do środka.
Mimo że to ona chciała ze mną porozmawiać milczała przez długi czas. Kusiło mnie zapytanie o Olivera, ale nie zrobiłam tego. Wtedy bym pękła.
To, co się stało naprawdę bolało.
Chciałam z nim porozmawiać. Kilka razy miałam wybrany jego numer, ale nie potrafiłam... Za każdym razem kończyło się tym samym. Tak bardzo nienawidziłam tego, że mi nie zaufał, że na to pozwolił.
Dołożył pieprzoną cegiełkę do tego, że mój brat...
Unikałam też jego kontaktów. Na początku próbował, dzwonił kilkadziesiąt razy dziennie, pisał, nawet przychodził, ale po czasie przestał...
Wytarłam ściekające po policzku łzy.
– Posłuchaj... – zaczęła, biorąc głęboki oddech. – Nie wiem jak ci to powiedzieć. Ja nawet nie wiem czy powinnam, ale nie mam komu. – Rozpłakała się. – Uważam też, że John by tego chciał, bo mimo że mówił i robił, to co robił to myślał i czuł coś innego. – Starła kilka łez, jednak one dalej płynęły. – Wiem to po prostu. Byłaś dla niego ważna i chciałby, żebyś się dowiedziała jako jedna z pierwszych... – Znów przerwała, odwracając ode mnie wzrok. – Zostaniesz ciocią.
Ona jest w ciąży?
– Co-o? – wyrwało mi się.
Z moim nieżyjącym bratem? O boże.
– Dowiedziałam się dwa tygodnie przed wyjazdem do San Francisko...
– John... – Z trudem wypowiedziałam jego imię, ponieważ nigdy dotąd nie sprawiało mi to tyle bólu. – On o tym wiedział? Zdążyłaś mu powiedzieć?
Nawet nie wiedziałam, czemu akurat o to zapytałam. Miałam naprawdę prawdziwą burzę w głowie.
John umarł, a na świat ma przyjść jego dziecko.
Zrobiło mi się słabo.
A co musiała czuć Daisy?
– Tak od razu mu powiedziałam. – Pokiwałam głową, nic nie mówiąc.
Czy to był ten dzień, w którym John wyglądał na zmartwionego? Ten dzień, w którym ewidentnie miał jakiś problem? Ten dzień, który jako pierwszy od dawna spędziliśmy normalnie, razem? Ten ostatni, który już się nigdy nie powtórzy?
To dlatego nie miał sił na awantury? I to dlatego potrzebował wsparcia?
W pierwszej chwili wstrzymałam oddech, a później znów ją po prostu przytuliłam, pozwalając łzom po raz kolejny polecieć.
Ona została sama bez ojca swojego dziecka, bez wsparcia i bez swojej miłości.
Całe jej życie właśnie runęło w gruzach.
– Tylko proszę, nie mów jeszcze nikomu. Muszę to sama najpierw sobie poukładać. – Znów pokiwałam głową, tym razem jednak dodałam.
– Boże, Daisy – weszeptałam. – Tak mi przykro... Pamiętaj, że jestem. Że zawsze...
– Nie lituj się nade mną. Nie zasługuję na to. Nie po tym, co zrobiłam. – Uniosła się płaczem. – Jestem potworem – Wypłakała mi w ramię.
– O czym ty mówisz?
– To przeze mnie on nie żyje
– Co?
– To ja go zabiłam. To ja zabiłam twojego brata, Sally.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
Zostawię was na chwilę samych z tym zakończeniem!
Więcej powiem w podziękowaniach
CZYTASZ
Zakazany I & II
Teen FictionSłodka, a może słodko-gorzka historia dwójki nastolatków. Może zagubionych, może beztroskich, ale na pewno niewiedzących jeszcze nic o prawdziwym życiu. Sally rozpoczyna ostatnią klasę szkoły średniej. To ten rok, w którym musi podjąć jedną z najwa...