2. Sally

196 8 2
                                    

Noc była straszna. Mimo że po tym jak wszyscy wyszli, było już cicho — to i tak nie mogłam usnąć.

Od razu po opuszczeniu przez obcych mi ludzi mojego domu, posprzątałam szkło, które walało się na górze, a następnie całą resztę bałaganu, który po sobie zostawili. Powodów tego były dwa. Po pierwsze nie chciałam, by rodzice wrócili do tego syfu, a po drugie byłam tak zła na Johna, a zarazem zmartwiona jego nieobecnością, że musiałam skupić myśli na czymś innym.

Byłam strasznie głupia. Nawet nie wiedziałam, że aż tak. Po co go prowokowałam? Te gorzkie słowa otrzymałam na własne życzenie. Ale to jeszcze nie było takie złe. Najgorszy był fakt, że mimo swojej złości na brata i tak się o niego martwiłam. Przez kolejne parę godzin nie raczył się zjawić, a w mojej głowie pojawiały się co raz to niebezpieczniejsze myśli. Po prostu bałam się o niego. Był strasznie nieodpowiedzialny na co dzień, ale pod wpływem gniewu robił jeszcze głupsze rzeczy.

Byłam po prostu starszą, głupią siostrą, która się martwiła.

Chociaż miała świadomość, że nie zawsze na to zasługiwał... 

Nie mogłam nic na to poradzić. W końcu był moim bratem. Ostatnie czego chciałam, to jego krzywdy.

Gdy uporałam się z tym wszystkim, słońce widniało już na niebie, a ja przespałam może z godzinę. Długo nie mogłam usnąć, tarzając się po łóżku, a jak już się udało, to obudził mnie telefon od Mauren, która chciała się wyżalić na wczorajszą sytuację.

Rozmowa oczywiście nie skończyła się szybko, ponieważ później ja zaczęłam opowiadać wydarzenia z ostatnich paru godzin. Musiałam to z siebie wydusić, bo czułam się z tym wszystkim okropnie.

Czy pomogło? Nie.

Może bardziej bym się uspokoiła, gdyby John już wrócił do domu. Chociaż jeden problem by mi zszedł z głowy. Byłam gotowa nawet na kolejną potyczkę z bratem. Wszystko, żeby wrócił do domu... Ta godzina była już naprawdę niepokojąca.

Było już dobre po czwartej, a po nim ani śladu. 

Już nawet zaczęłam szykować się na ognisko. Nie miałam na nie zbytniej ochoty, ale wiedziałam, że Rowan mi tego nie odpuści. Dobra, może nie był aż taki zły, ale jednak wolałam nie ryzykować...

Gdy skończyłam prostować swoje znienawidzone rude, falowane włosy, które zawsze się puszyły, opadając na całą twarz w nieestetyczny sposób — usłyszałam kolejny raz tego dnia swój telefon. Przez moment miałam nadzieję, że to John, na którego dziś tak bardzo wyczekiwałam. Jednak była to głupia myśl — mogłam się nawet założyć, że nie posiadał mojego numeru telefonu. Na ekranie więc zamiast numeru mojego brata, widniał przyjaciela.

- Co chcesz?  — zapytałam, gdy odebrałam telefon. Rowan zawsze miał wyczucie.

- Jak zawsze miła — mruknął, ale chyba bardziej do siebie niż do mnie. — Masz pożyczyć ładowarkę? Moja coś nie działa.

Jakimś cudem jego ładowarki zawsze wytrzymywały parę dni, no może kilka tygodni. Co on robił? Gryzł je?

- I co, moją też popsujesz? - Nic nie odpowiedział

Przejrzałam się w lusterku,  marszcząc wzrok. 

Widok, który widziałam, nie podobał mi się. Nigdy za nim nie przepadałam. 

Rude włosy rzucały się mocno w oczy, a w dodatku prawie na całej twarzy było widać piegi, które próbowałam zakrywać, tak bardzo na ile tylko mogłam to zrobić. Przytrzymałam telefon ramieniem i zaczęłam odkręcać korektor, by nałożyć go na twarz. Bez niego nigdy nigdzie się nie wybierałam.

Zakazany I & IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz